czwartek, 12 grudnia 2013

16.11 Z Lipowej do Wisły

Trasa: Lipowa – Dolina Zimnika – Zielony Kopiec – Gawlas – Cieńków Wyżni – Cieńków Niżny – Wisła Malinka

Już szykowałem się na zakończenie sezonu wędrówek po górach, a tu nagle w połowie listopada wyszła taka wspaniała wyprawa która dała mi przekonanie, że góry są przepiękne o każdej porze roku i w każdą pogodę, i że sezon wcale nie musi się kończyć :) Była to fantastyczna wędrówka – z zapierającymi dech w piersiach widokami, piękną pogodą i wspaniałym towarzystwem (wybraliśmy się niemal dokładnie tą samą ekipą co 6 października na Szyndzielnię).

Poranek nie zapowiadał jednak tak udanej wyprawy. Obudziłem się późno, o 9:30, i zastałem za oknem gęstą mgłę. Na dworze bardzo zimno. Warunki zupełnie nie zachęcają do wyjścia w góry, a do tego byłem do 2:30 tej nocy na imprezie, która była świetna, jednak w dzień po niej – jak to po imprezach bywa – zbyt dobrze się nie czuję ;) Reszta ekipy jest mimo wszystko zdeterminowana jechać, więc udajemy się na ulicę Warszawską i o 11:10 łapiemy busa do Lipowej. Plan jest taki, aby od wschodu wejść na Pasmo Baraniej Góry w okolicach Malinowskiej Skały i zejść od strony zachodniej do Wisły. Trasa dość długa, jednak mimo późnego startu liczymy na to że zdążymy ją przejść przed zapadającym coraz wcześniej o tej porze roku zmrokiem.

Prawie całą drogę jedziemy w gęstej mgle, jednak koło Lipowej pojawiają się – ku naszej ogromnej radości – pierwsze przejaśnienia. Wysiadamy przy hotelu „Zimnik” na skraju Lipowej, przy drodze na Ostre. Stąd wejdziemy na pasmo górskie szlakiem żółtym, który początkowo prowadzi bardzo łatwym, płaskim odcinkiem drogą asfaltową przez malowniczą dolinę, tzw. Dolinę Zimnika. Ruszamy asfaltem raźnym krokiem, a z każdą minutą mgła słabnie i ukazuje się coraz więcej słońca. W ciągu pół godziny od startu wyprawy niebo niemal całkowicie się oczyszcza z mgły! Lepiej się złożyć nie mogło – faktycznie warto czasami być leniwym i wyjść na szlak późniejszą porą dnia ;)

Tu na zdjęciu ciekawe drzewa w Dolinie Zimnika. Po lewej stronie zdjęcia widać, że tutejsza droga jest eksploatowana przez leśników – wcześniej zresztą minęliśmy malowniczo położoną leśniczówkę.


Po około godzinie wędrówki asfaltem zaczyna się pierwsza wspinaczka. Przebiega ona dość szeroką, ale rozjeżdżoną przez pojazdy leśniczych i przez to strasznie błotnistą drogą gruntową. Błoto nam jednak niestraszne i z ochotą maszerujemy pod górę, tym bardziej że z rzadko zalesionego obszaru wkrótce ukazują się pierwsze szersze widoki:


Na całym tym paśmie górskim prowadzona jest intensywna wycinka lasu. Po drodze nawet spotykamy leśniczych wykonujących taką pracę. Z jednej strony szkoda drzew, z drugiej trzeba przyznać że dzięki temu w tych rejonach jest dużo więcej widoków niż jakby las nadal tam stał. Obchodzimy szczyt Kościelca i wspinamy się na szczyt grzbietu górskiego, gdzie szlak żółty kończy się na skrzyżowaniu z szlakiem zielonym, łączącym Skrzyczne i Baranią Górę. Widoki stąd na wschód, na przebyte przez nas okolice, są przednie. Widać nawet dalej aż na szczyt Babiej Góry w oddali. Dostrzegamy że wierzchołek tejże góry jest cały w śniegu. Jedna z moich towarzyszek wędrówki, Ilona, była tam tydzień wcześniej – mówi że wejście na Babią Górę w śniegu było niesamowitym przeżyciem :)

Ze skrzyżowania jest rzut beretem na Malinowską Skałę. Reszta ekipy decyduje się tam pójść i wrócić – ja jednak zostaję na miejscu. Po pierwsze na Malinowskiej Skale już byłem, po drugie chcę zjeść swój prowiant, a po trzecie jest tu tak pięknie że chcę chwilę posiedzieć w tym miejscu i podelektować się ciszą gór :) Po około dwudziestu minutach reszta ekipy wraca i kontynuujemy naszą wędrówkę szlakiem zielonym, w kierunku Baraniej Góry. Wchodząc na szczyt Zielony Kopiec widzimy po raz pierwszy góry po naszej zachodniej stronie (pasmo Równi w Beskidzie Śląskim). Wyglądają wręcz nierealnie:


Pamiątka z Zielonego Kopca, najwyższego punktu dzisiejszej wyprawy:


Na górze Gawlas (1077 m n.p.m) odbijamy na zachód, szlakiem żółtym do Wisły. Początkowo jest niemalże płaski, a że do tego jest szeroki i względnie widokowy wędrówka nim należy do gatunku lekkich, łatwych i przyjemnych :)

Idąc w stronę słońca: :)


Na południowym stoku Cieńkowa Wyżniego (957 m n.p.m) natrafiamy na urokliwe gospodarstwo z widokiem na Baranią Górę. Dziwię się jak można mieszkać na takim kompletnym odludziu – być dalej od cywilizacji w tych rejonach chyba się nie da. A jednak nawet teraz, mijając gospodarstwo widzimy i słyszymy pracujący tam traktor.


Odcinek szlaku za Cieńkowem Wyżnim jest mocniej zalesiony i schodzi trochę bardziej stromo. Po około pół godziny wychodzimy znów na obszar bezleśny. Widać stąd po naszej prawej stronie, daleko w dole, gospodarstwa na obrzeżach dzielnicy Wisły – Malinki. A przed sobą mamy piorunujący zachód słońca :)


Oczywiście motyw z krową musi być :)


O tej porze roku szybko się ściemnia, a do tego tuż po zmroku – o 16:30 – mamy jedyny transport powrotny: autobus Wispolu z Malinki do Przełęczy Salmopolskiej, z przesiadką tam na PKS do Bielska-Białej. Aby zdążyć, decydujemy się przebiec odcinek do Cieńkowa Niżnego, gdyż jest on bardzo łagodny i bezpieczny. Jest to świetny pomysł: nie tylko zaoszczędzamy na czasie, lecz przede wszystkim uczucie biegania po zielonym trawiastym stoku, czerpiąc pełnymi garściami świeżego górskiego powietrza, z wspaniałymi pejzażami po obu stronach i niesamowitym czerwonym zachodem słońca przed sobą – jest czymś przecudownym. Jest to jedna z tych chwil z życia, o której wiem że pamiętać o niej będę zawsze.

Przed Cieńkowem Niżnym zwalniamy, gdyż według naszej mapy odbija tu w dół ścieżka dydaktyczna do Malinki którą chcemy zejść do autobusu. Nie możemy jej jednak znaleźć. Postanawiamy więc zejść z szczytu góry bezpośrednio przy trasie nieczynnego o tej porze roku wyciągu krzesełkowego.


W końcu stajemy na dole, przy drodze wojewódzkiej nr 942 do Szczyrku i Bielska-Białej. Akurat w sam raz na autobus i na końcówkę rewelacyjnego zachodu słońca. Poniżej kilka ujęć z nim:





W drodze powrotnej mamy 20 minut na przesiadkę na Przełęczy Salmopolskiej. Akurat wystarczy, by wypić szybkiego browara w klimatycznej karczmie :) Po powrocie do Bielska-Białej dowiadujemy się że tam była mgła i bardzo ponuro przez calutki dzień. A więc tym bardziej warto było się wybrać w góry – pogoda tam była o niebo lepsza! Jak się okazało, z zjawiskiem tzw. inwersji (mgieł i niskich temperatur w dolinach, podczas gdy w górach jest dużo cieplej i świeci słońce) miałem się zetknąć w wersji jeszcze ekstremalniejszej na wędrówce następnego dnia. Ale o tym więcej w następnym poście :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz