piątek, 13 grudnia 2013

01.12 Hala Boracza

Trasa: Cisiec – Palenica – Prusów – Hala Boracza – Milówka

Marzył mi się cały weekend w górach, jednak po raz kolejny moje zdrowie pokrzyżowało mi plany. We wtorek zapadłem na zapalenie gardła, na szczęście do piątku mi przeszło ale i tak rozsądek nakazywał mi aby jeszcze w sobotę odpocząć. W niedzielę jednak miała być ładniejsza pogoda i nie widziałem powodu żeby nie odmówić sobie przyjemności wyprawy w góry :)

Celem dzisiejszej wędrówki to Hala Boracza i Milówka. Grupa moich przyjaciół z Sopotu jeździ tam co najmniej raz do roku i zawsze wracają zachwyceni, stwierdziłem więc że nie ma co dłużej zwlekać wyprawy w te rejony – muszę osobiście poznać ich piękno. Wraz z koleżanką w niedzielny poranek pojechaliśmy pociągiem do stacji Cisiec pomiędzy Węgierską Górką a Milówką. Tu zaskoczenie – na ziemi leży niewielka warstwa śniegu, a na stokach gór po obu stronach doliny widać tego śniegu naprawdę sporo! Okazuje się, że rzeczywiście zima tu uderzyła kilka dni temu. W Bielsku-Białej skończyło się na symbolicznym opadzie śniegu który się roztopił po dwóch dniach, a tutaj jednak panuje zima w najlepsze.

Nie zrażeni tym obieramy kierunek na Halę Boraczą. Chcemy wejść szlakiem papieskim na górę Palenica, potem dołączyć do szlaku niebieskiego i przejść nim przez górę Prusów na Halę Boraczą, a następnie zejść do Milówki szlakiem zielonym. Zaraz za Ciścem zaczynają się jednak problemy. Szlak wiedzie przez otwarte pole, na którym z racji leżącego śniegu ciężko dostrzec jego trasę, a nie ma tu żadnych drzew na których można by odczytać oznakowania szlaku papieskiego. Idziemy więc przed siebie na chybił trafił. Idąc do góry przez pole możemy z tyłu oglądać ośnieżone stoki Pasma Baraniej Góry.



Wchodzimy do lasu na zboczach Palenicy, lecz nie widzimy żadnych oznakowań szlaku papieskiego na drzewach. Zgubienie szlaku martwi nas, nie ma jednak innego wyjścia jak iść dalej w nadziei że na niego wrócimy. Podczas wspinaczki przez las słyszymy wokół nas dziwne dźwięki: niby przypominają nawoływanie ptaków, ale jest ich jakoś bardzo dużo, a do tego niektóre odgłosy brzmią trochę tak, że tak powiem, mało zwierzęco...

Nagle widzimy stojącego pod drzewem mężczyznę z strzelbą w ręku! Nasza pierwsza reakcja to oczywiście szok, ale w mig zdajemy sobie sprawę o co tu chodzi: te dźwięki które słyszeliśmy były wydawane przez myśliwych na polowaniu. Weszliśmy w sam środek ich łowów: dobrze że żaden z nich nie pomylił nasze odgłosy ze zwierzyną i nie strzelił do nas! Jest duży pozytyw tej sytuacji, gdyż myśliwy wskazuje nam drogę do szlaku niebieskiego. Wkrótce więc jesteśmy na właściwej ścieżce. A z niej piękne widoki na Żywiec oraz pasmo Beskidu Małego daleko w tle:


Im dalej idziemy w górę, tym więcej śniegu na trasie. Nie spodziewaliśmy się takich atrakcji! Po kilkunastu minutach ukazuje nam się przed oczami widok na górę Prusów (1010 m n.p.m.), która jest kolejnym punktem naszej wyprawy.


Szczyt Prusowa porasta las, który wygląda niczym w bajce:


Za Prusowem jest płaski odcinek przez las przerywany tu i ówdzie polanami, a następnie zejście do Hali Boraczej. Odkąd spadł śnieg tym odcinkiem szlaku przeszła – jak widać po śladach – zaledwie jedna osoba, a więc jest niezbyt przetarty. Idzie się po tym śniegu ciężko, lecz pierwszy raz jestem w górach w takich warunkach i dla mnie to tylko dodatkowa atrakcja :)


Wreszcie mamy przed sobą widok na Halę Boraczą, a za nią na pasmo gór od Redykalnego Wierchu przez Boraczy Wierch po Rysiankę. Niesamowity widok, zwłaszcza w tym bezkresie śniegu.




Zdjęcie spod schroniska na Redykalny Wierch:


W schronisku zjadamy ciepłą zupę, która przyjemnie nas rozgrzewa po przebywaniu na chłodzie. O dziwo, mimo takich a nie innych warunków jest w środku całkiem dużo turystów. Kolejny etap naszej wyprawy to zejście do Milówki szlakiem zielonym. Pierwszy odcinek za Halą Boraczą schodzi pod umiarkowanym nachyleniem – mimo śniegu nie schodzi się jakoś szczególnie źle, poszło łatwiej niż się spodziewałem. Już po pokonaniu około jednej czwartej trasy do Milówki docieramy do niewielkiej drogi asfaltowej. Odtąd będziemy szli nią prosto przed siebie po płaskim terenie – będzie więc odtąd łatwizna.

W miejscu gdzie szlak spotyka się z drogą, turystów wchodzących szlakiem zielonym do góry ostrzega przed niebezpieczeństwem taki oto napis:


Dobrze że myśmy takiego niedźwiedzia nie spotkali! Choć myślę że obecnie misie są pogrążone w śnie zimowym ;)

O ostatnim odcinku nie ma co za dużo pisać – fajnie, płasko i łatwo, drogą asfaltową przez dolinę wzdłuż potoku, z licznymi ładnymi domkami i chałupami po obu stronach. Do Milówki przychodzimy akurat w samą porę na pociąg powrotny do Bielska-Białej.

Gorąco polecam trasę dzisiejszej wycieczki każdemu – nie jest zbyt wymagająca, a pięknych widoków jest mnóstwo. Jak widać, można przebyć tą trasę nawet zimą ;)

Uff, to tyle z moich relacji z wcześniejszych tegorocznych wycieczek. Od jutra będę relacjonować na bieżąco :)

1 komentarz:

  1. To nizle dostaliscie w kość. Ale takie wyprawy pamięta się najdłużej. Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń