niedziela, 30 lipca 2017

Kolejne wycieczki w Hiszpanii

Mijający rok szkolny był drugim, który przepracowałem w Kraju Basków na północy Hiszpanii. Pracowałem dla tej samej szkoły, z tą tylko różnicą że przeprowadziłem się z miejscowości Zarautz do pobliskiego większego miasta, San Sebastian. W ciągu tego roku wciąż próbowałem w miarę możliwości znajdować czas na podróże po Hiszpanii, a w tym również na odkrywanie kolejnych gór w tym przepięknym, jakże górzystym kraju. W tym wpisie (http://gdanskwgorach.blogspot.com/2016/07/lipiec-2016-xoxote-kraj-baskow.html) możecie przeczytać o moich ubiegłorocznych wyprawach, m.in. w Pireneje i na wulkan Teide na Teneryfie, no i oczywiście w samym Kraju Basków - a w tym wpisie streszczę moje najciekawsze tegoroczne wyprawy w góry.

Już we wrześniu, kilka dni po powrocie z urlopu w Polsce, pojechałem na weekend w Pireneje po stronie hiszpańskiej, niedaleko miejscowości Sallent de Gallego. Spotkałem się tam z moim kuzynem Robertem, z którym ostatnio widziałem się w 2014 roku, kiedy to oprowadzałem go po polskich górach (zdobyliśmy m.in. Rakoń, Krzyżne, Zawrat i Kasprowy Wierch w Tatrach oraz Pilsko w Beskidzie Żywieckim - o tych wyprawach możecie przeczytać w moich relacjach z dni 3-7 września 2014). Teraz Robert korzystał z urlopu, aby wraz z kolegą przejść część słynnego szlaku GR-11, prowadzącego przez cały łańcuch górski Pirenejów z zachodu na wschód. Ich wędrówka trwała dwa tygodnie, ja natomiast ze względu na pracę mogłem dołączyć do nich tylko na weekend - ale były to dwa fantastycznie spędzone dni. Doszedłem z nimi do jeziora Respomuso (https://www.google.co.uk/maps/place/Ibon+de+Respumoso/@42.8144593,-0.300977,15z/data=!3m1!4b1!4m5!3m4!1s0xd57eb3029612371:0x3193e1cf16a0d56e!8m2!3d42.8144444!4d-0.2922222). Poniżej kilka zdjęć z tego wspaniałego weekendu:












Kolejne wycieczki górskie odbywałem głównie w bliższej okolicy mojego miejsca zamieszkania, w Kraju Basków. Pełno tam jest naprawdę ciekawych szlaków. Wyjątkowo zapadła mi w pamięć wycieczka w lutym - w niesamowicie ciepły dzień, z temperaturą prawie 20 stopni - na górę Txindoki (https://www.google.co.uk/maps/place/Txindoki/@43.0239038,-2.0956988,15z/data=!3m1!4b1!4m5!3m4!1s0xd5048ea13d9bbb7:0x24dc1fdbea3d3e3b!8m2!3d43.023889!4d-2.086944), z której widoki były wyjątkowo spektakularne.











Cały czas mając w pamięci nie do końca udaną ubiegłoroczną wycieczkę na górę Gorbea (https://www.google.co.uk/maps/place/Gorbea/@43.0350148,-2.7886348,15z/data=!3m1!4b1!4m5!3m4!1s0xd4fb627d0028533:0x76dc882ad280b1d7!8m2!3d43.035!4d-2.77988), z której ze względu na fatalną pogodę nie dane mi było nic zobaczyć, byłem zdeterminowany aby wrócić tam przy lepszych warunkach. No i udało się, i to dwukrotnie - w kwietniu (pierwsze zdjęcie) i czerwcu (drugie):



Pod koniec czerwca, w rocznicę mojego wejścia na Teide, zaliczyłem trasę, która do górskich raczej nie należy, ale o której zdecydowanie czuję obowiązek tutaj wspomnieć, ze względu na jej długość i legendarny charakter: szlak Camino de Santiago. A dokładniej trasa Camino Ingles, z portu w Ferrol do Santiago de Compostela. 106 kilometrów przez północno-zachodnią Hiszpanię w trzy dni. Gór na trasie nie było, lecz ze względu na sporą ilość wzniesień pokonałem ostatecznie dość znaczną różnicę wysokości. Widoki były piękne, a najwspanialsze były te więzi, które się nawiązało na trasie z innymi pielgrzymami. No i to uczucie, gdy trzeciego dnia wieczorem po przejściu 43 kilometrów dotarłem do obrzeży Santiago i przepiękna tęcza ukazała się na niebie, a potem zmęczony lecz szczęśliwy dowlokłem się pod słynną katedrę z relikwiami św. Jakuba z wdzięcznością w sercu za te dary duchowe, które dane mi było w ciągu tej wędrówki doświadczyć.





No i na sam koniec wisienka na torcie, czyli niedawna wyprawa w przepiękne i dzikie góry Picos de Europa w prowincji Asturias. Spędziłem tam dwa dni, a nocowałem w schronisku Refugio Vegarredonda (https://www.google.co.uk/maps/place/Refugio+Vegarredonda/@43.2421248,-5.0685631,12z/data=!4m5!3m4!1s0xd49d9e958c024db:0x6a448ff2a50c47ce!8m2!3d43.2343674!4d-4.9928604). Po drodze mijałem słynne jeziora Lagos de Covadonga. Niestety pogoda w ciągu tych dwóch dni niezbyt dopisała, lecz w ciągu kilku "okienek pogodowych" (a zwłaszcza jednego, które wystąpiło drugiego dnia tuż po wschodzie słońca) doświadczyłem kilku naprawdę fenomenalnych widoków.





Jeszcze jedną ciekawostką z mojej wyprawy w góry Picos de Europa jest to, iż dochodząc do schroniska - położonego dosłownie "na końcu świata", bardziej odludnie się nie dało - spotkałem grupę Polaków! Byli to członkowie grupy Speleoclub z Wrocławia (http://scw.wroc.pl/wyprawa-picos-de-europa/), którzy, jak się okazało, jeżdżą w Picos de Europa co roku. Polacy naprawdę penetrują wszędzie, nawet do najdzikszych i najodleglejszych zakątków Europy :)

Czy pojawią się na tym blogu kolejne zdjęcia z górskich wypraw w Hiszpanii? Niekoniecznie... Przygotujcie się na niespodziankę :)