sobota, 25 lipca 2020

04.07 Chełm

Trasa: Budzów - Przełęcz Mysia - Mysia Górka - Chełm Wschodni - Chełm - Kramarki - Starowidz - Łysa Góra - Zembrzyce

Nadszedł niestety ostatni dzień mojego pobytu w górach... Z jednej strony żal było wracać, ale z drugiej czułem się po tym lekko ponad tygodniu jakby narodzony na nowo. Stąd tym większa była moja motywacja, żeby wybrać się na jeszcze jedną górską wyprawę przed powrotem do Warszawy. Postanowiłem powrócić do Budzowa, by tak jak we wtorek wejść zielonym szlakiem na Chełm Wschodni, ale tam skręcić dla odmiany w lewo i przejść przez ten "główny" Chełm (603 m n.p.m.) do Zembrzyc, tym samym zaliczając kolejny odcinek Małego Szlaku Beskidzkiego (jestem coraz bliżej tego, aby mieć ten szlak zaliczony w całości - pozostał mi już tylko odcinek z Myślenic do Mszany Dolnej przez Lubomir).

Aby dojechać do Budzowa musiałem przesiąść się z pociągu do busa w Suchej Beskidzkiej. Niby przesiadałem się tam dziesiątki razy podczas moich beskidzkich wypraw, ale nigdy przedtem nie zauważyłem tego uroczego modelu suskiego zamku, który znajduje się w samym centrum miasta, przy ul. Mickiewicza.


Widoków z szlaku z Budzowa na Chełm Wschodni chyba nie muszę Wam przedstawiać, ponieważ udokumentowałem je w relacji z wtorku. Tym razem za to przedstawię Wam motywy religijne na tym szlaku :)



Z Chełma Wschodniego większość drogi na Chełm szedłem taką płaską i prostą jak strzała drogą - dopiero na samym końcu było nieznaczne podejście.


Figurka znajdująca się na rozpoczęciu tego podejścia:


Tak się składa, że mój tata pochodzi z miasta Chełm na Lubelszczyźnie, tam mieszkali mojej świętej pamięci dziadkowie i tam mam sporą rodzinę... więc teraz wejście na górę o tej samej nazwie było miłym zbiegiem okoliczności :) Oczywiście odpowiednio udokumentowałem zdobycie Chełma. 


A to wspomniana na powyższej tabliczce figura św. Onufrego:


Po przyjemnym zejściu przez las do osady Kramarki, następnie czekało mnie jeszcze przyjemniejsze zejście do Zembrzyc przez Starowidz oraz Łysą Górę, wśród łąk z szerokimi panoramami roztaczającymi się dookoła.




Ale prawdziwym hitem na tym odcinku szlaku były widoki na Jezioro Mucharskie:



Do Zembrzyc wszedłem po moście, który uległ zniszczeniu podczas powodzi ale został odbudowany dzięki bardzo szlachetnej inicjatywie:



Relację z tej wycieczki, będącej doskonałym zwieńczeniem tego mega udanego pobytu na południu Polski, kończę kilkoma zdjęciami z Zembrzyc. 







Równo o 14:00 wyjechałem z Zembrzyc pociągiem do Krakowa i żegnałem się z górami... ale mam ogromną nadzieję, że mimo obecnej nieciekawej sytuacji w Polsce i na świecie, już nie będę musiał rozstawać się z nimi na tak długo. O ile nic nie stanie na przeszkodzie to powinienem do nich ponownie zawitać w pierwszych dniach sierpnia :) 

piątek, 24 lipca 2020

03.07 Luboń Wielki i Luboń Mały

Trasa: Chabówka - Krzywoń - Zborkówka - Rabka-Zdrój - Góra Królewska - Zaryte - Luboń Wielki - Surówki - Luboń Mały - Naprawa - Jordanów

Przyjeżdżając na tydzień do Rabki-Zdrój nie planowałem wchodzić trzy razy na tą samą górę... Ale bardzo korcił mnie ten niebieski szlak z Lubonia Wielkiego do Jordanowa, którego nie udało mi się zaliczyć w środę. A prognozy pochmurnego i deszczowego piątku nie zachęcały do odkrywania zupełnie nieznanych obszarów... Postanowiłem więc, że trzeci raz wrócę na Luboń Wielki, wchodząc niebieskim szlakiem z Rabki-Zdrój przez Zaryte i schodząc przez Luboń Mały do Jordanowa, i w ten sposób zaliczę dosłownie wszystkie szlaki prowadzące na tą górę.

Tymczasem piątek wbrew prognozom rozpoczął się przepiękną, słoneczną pogodą. Skorzystałem z tego, aby nieco przedłużyć sobie trasę i połazić sobie po obrzeżach Gorców. Zamiast iść kolejny raz nudną szosą z mojej kwatery w Chabówce do centrum Rabki, poszedłem do góry ścieżką pozaszlakową na Krzywoń, wzniesienie na południowy-wschód od Chabówki. Idąc polnymi i leśnymi dróżkami dotarłem do żółtego szlaku, którym zszedłem do Rabki-Zdrój. Poniżej kilka zdjęć z Krzywonia, który bardzo polecam każdemu - jest na nim sporo punktów widokowych z panoramami w różnych kierunkach. Zdecydowanie warto się na niego wybrać, tylko trzeba uważać na słabe oznakowanie żółtego szlaku.





Po tej sympatycznej "rozgrzewce" na Krzywoniu, zszedłem do Rabki-Zdrój, gdzie zrobiłem sobie chwilę postoju na lody, a następnie rozpocząłem podejście niebieskim szlakiem na Banię i Górę Królewską. Podobnie jak na żółtym szlaku, oznakowanie niestety było tu słabe, a ścieżka miejscami zarośnięta. Rekompensatą były malownicze widoki, zwłaszcza na oczekującego na mnie Lubonia Wielkiego, oraz na dolinę Raby z zabudowaniami Zarytego, między innymi z zabytkowym kościołem.



Do tej pory upiekło mi się z pogodą, ale zapowiadany deszcz nadszedł akurat gdy przechodziłem przez Zaryte - i to taki bardzo konkretny deszcz. W sumie dobrze, że złapał mnie w zabudowanym terenie zamiast na odludziu. Pstryknąłem jeszcze fotkę ślicznej kapliczce i pobiegłem do najbliższego sklepu spożywczego, gdzie "przeczekałem" ulewę robiąc zakupy na dalszą drogę :)


Po kilkunastu minutach deszcz zaczął słabnąć, więc ruszyłem dalej niebieskim szlakiem na trzeci podbój Lubonia Wielkiego. Przez prawie całe podejście słabo padało, a chmury zeszły bardzo nisko i spowiły las mgłą. Było więc zupełnie inaczej, niż podczas moich poprzednich dwóch, słoneczno-upalnych podejść na tą górę. Gęsto zalesiony niebieski szlak nie wyróżniał się niczym szczególnym jeśli chodzi o widoki, ale mniej więcej w dwóch trzecich drogi natrafiłem na kapliczkę, która bardzo, ale to bardzo mnie urzekła. Wystrugana w drewnie rzeźba Chrystusa na krzyżu jest wyjątkowo prosta, ale to właśnie piękno tkwiące w takiej prostocie chwyciło mnie tak bardzo za serce.


Wreszcie równo o 13:30 stanąłem pod charakterystycznym budynkiem schroniska na Luboniu Wielkim, przy którym mimo kiepskiej pogody kręciło się wielu turystów.


Na szlaku do Jordanowa dla odmiany były kompletne pustki. Jedyni turyści, których minąłem wkrótce po opuszczeniu szczytu Lubonia, pchali wózek dziecięcy. Nie wiem jakim cudem udało im się zabrać wózek tak wysoko po błotnistym i kamienistym szlaku! Chociaż trzeba przyznać, że jest to zdecydowanie najmniej stroma trasa na Luboń Wielki. W porównaniu z Percią Borkowskiego czy stromizną na szlaku z Mszany Dolnej, ta trasa to bułka z masłem.

O pięknych panoramach z polany Surówki, którymi raczyłem się dwa dni wcześniej, niestety tym razem można było tylko pomarzyć. Ale w ogóle to cała reszta szlaku okazała się mało widokowa. Aż do "zakopianki" szedłem gęstym lasem, a potem do Naprawy przez łąki, które były niemal płaskie jak na Beskidy. A z Naprawy do Jordanowa asfaltową drogą. Spektakularnych widoków więc brak, za to było pełno pięknych akcentów religijnych, które przedstawiam Wam poniżej.









Jeszcze słówko o przejściu przez "zakopiankę": niestety nie należy do przyjemności. Przez mniej więcej 10 minut szlak prowadził mnie poboczem tej strasznie ruchliwej drogi, potem musiałem wyczekiwać aż znajdzie się luka w pędzących samochodach bym mógł przebiec na drugą stronę, aż wreszcie... aby opuścić "zakopiankę" w stronę Naprawy, musiałem przejść przez wielki plac budowy. Naprawdę byłem zbity z tropu, bo moja mapa oraz aplikacja w telefonie zgodnie pokazywały że tędy wiedzie szlak, a tymczasem w tym miejscu budowniczy pracowali w najlepsze przy betoniarkach, dźwigach i ciężarówkach. Ale gdy spytałem się jednego z robotników, czy mogę przejść przez plac budowy aby dojść do Naprawy, powiedział że jak najbardziej. Tak więc jakby ktoś z Was szedł tym szlakiem to niech rozkopany obszar przy "zakopiance" Was nie zmyli - o ile nic się w międzyczasie nie zmieniło to można tamtędy przejść.

Drugi dzień z rzędu zakończyłem wycieczkę na rynku w Jordanowie. Może tym razem główna część programu wycieczki, czyli trasa przez Luboń Wielki, nie udała się tak bardzo... ale za to trasa przez Krzywoń oraz odcinek niebieskiego szlaku z centrum Rabki do Zarytego bardzo mi się spodobały, więc dzięki nim mogę powiedzieć że to była wycieczka udana :)

czwartek, 23 lipca 2020

02.07 Hala Krupowa

Trasa: Zubrzyca Górna - Przełęcz Zubrzycka - Wielka Polana - Hala Krupowa - Okrąglica - Przełęcz Malinowe - Bystra - Jordanów

W czwartek 2 lipca minął równo tydzień, odkąd przyjechałem do Rabki-Zdrój. Mimo że w większość z tych dni musiałem pracować, udało mi się spędzić duży kawał czasu na górskich szlakach. Po tym tygodniu czułem się niesamowicie odprężony psychicznie i w o niebo lepszej formie fizycznej. Ten jeden tydzień normalnie zdziałał u mnie cuda. Pozostały mi jeszcze trzy dni pobytu w górach, przy czym już w żadnym z nich nie musiałem pracować - więc mogłem w pełni poświęcić je na górskie wyprawy!

Jak na złość, akurat na czwartek prognozy pogody przewidywały burze przez cały dzień, w tym szczególnie gwałtowne po południu. Ale prognozy to jedno, a rzeczywistość co innego: w praktyce to wyglądało bardzo mało prawdopodobnie, żeby miało przez cały dzień padać i grzmieć. Ale jakaś burza zdawała się nieunikniona. Dlatego zaplanowałem sobie taką trasę, która miała po drodze dwa punkty w których mógłbym się bezpiecznie schować przed ewentualną burzą: schronisko na Hali Krupowej oraz wieś Bystra. A tymczasem okazało się, że nie musiałem się chronić ani tu ani tam, ponieważ burza przyszła dopiero po moim powrocie do Rabki-Zdrój.

Mimo wszystko sam początek wycieczki nie był najprzyjemniejszy, ponieważ od rana było pochmurno i słabo padało. Odziany w kurtkę przeciwdeszczową wysiadłem z busa na przystanku Zubrzyca Górna Zimna Dziura: tym samym, gdzie 12 września ubiegłego roku rozpocząłem moją ostatnią górską wędrówkę zanim zostałem na stałe mieszkańcem Warszawy. I tak samo jak wtedy poszedłem asfaltową drogą do Przełęczy Zubrzyckiej, lecz zamiast skręcić tam na niebieski szlak poszedłem dalej asfaltem do osady Wielka Polana, gdzie ma swój początek czarny szlak na Halę Krupową. Na tej trasie nie było ciekawych widoków, za to wyjątkowo mnie urzekła jedna z minionych po drodze kapliczek. (Szkoda tylko, że pisownia "figórę" na napisie trochę raziła.)


Czarny szlak chyba nie jest zbyt popularny (mimo że jest najkrótszą trasą dojściową na Halę Krupową), ponieważ zwłaszcza przez pierwszą połowę był trochę zarośnięty. Całe szczęście, że ubrałem krótkie spodenki, ponieważ gdybym ubrał długie spodnie byłyby kompletnie mokre po przejściu przez takie długie trawy. Druga połowa szlaku prowadziła szerszymi drogami gruntowymi, ewidentnie dużo wykorzystywanymi przez leśników. Z tych dróg miałem po lewej stronie panoramę Policy:


Pogoda zaczęła się wyraźnie poprawiać, gdy doszedłem na Halę Krupową.




W efekcie mogłem być świadkiem pięknego spektaklu, jak poniżej mnie niskie deszczowe chmury rozrzedzają się, stopniowo odsłaniając panoramy podgórskich dolin.



Poszedłem na drugie śniadanie do schroniska. Przy wejściu zastałem przypomnienie, jakie to szczególne znaczenie ma trasa przez Halę Krupową. Zresztą to z tego właśnie powodu moja poprzednia wizyta w tym schronisku wypadła dnia 9 września 2018, czyli w 40 rocznicę ostatniej górskiej wycieczki Karola Wojtyły zanim został wybrany papieżem.


W schronisku byłem jedynym turystą: w ogóle niesamowite było to, że przez całą wyprawę nie spotkałem ani jednego turysty na szlaku! Posilony pyszną jajecznicą, ruszyłem w dalszą drogę. Teraz miałem do zaliczenia spory odcinek Głównego Szlaku Beskidzkiego od Hali Krupowej do Jordanowa. Okazał się dość mocno zalesiony, ale bardzo przyjemny. W jednym miejscu, za Okrąglicą, doszło do znacznej wycinki lasu i tam mogłem oglądać bardzo rozległe panoramy na południe. Nie wykluczam, że przy mniejszej ilości chmur byłoby stąd widać Tatry.



Na Przełęczy Malinowe zastałem pomnik upamiętniający smutne dzieje tego obszaru...


Po długim lecz łagodnym zejściu przez las, wyszedłem z niego na łąki pod Bystrą przy coraz słoneczniejszej pogodzie. Po przejściu przez Bystrą, ostatni odcinek do Jordanowa wiódł głównie przez łąki i pola. Panowała na nich atmosfera typowa dla leniwego letniego popołudnia.



Dotarłem do Jordanowa o 15:30, w samą porę na busa do Rabki-Zdrój. Żal mi było kończyć tak wcześnie wycieczkę, ponieważ szło się tego dnia tak wyjątkowo przyjemnie, a po zapowiadanych burzach nie było w ogóle śladu... Korciło mnie, by kontynuować dalej Głównym Szlakiem Beskidzkim na piechotę do Rabki, czyli przedłużyć wycieczkę o kolejne 4 godziny. Ale bardzo dobrze, że tego nie zrobiłem, ponieważ pomiędzy 17 i 18 pogoda nagle się załamała i przyszła gwałtowna burza. Kolejny raz miałem przypomnienie, jak nagle warunki na obszarach górskich potrafią się zmienić... Na całe szczęście to miała być ostatnia burza podczas mojego pobytu w Rabce-Zdrój i nie musiałem się przejmować burzami, planując moje trasy na ostatnie dwa dni :)