poniedziałek, 16 grudnia 2013

16.12 Kozia Góra

Trasa: Mikuszowice Błonia - Kozia Góra - Olszówka Dolna

Właśnie wróciłem z ostatniej wyprawy w góry w tym roku. Postanowiłem dopełnić udany weekend w górach porannym poniedziałkowym wypadem – tym razem na Kozią Górę, która znajduje się rzut beretem od Bielska-Białej. Chris też wybrał się na tą samą trasę, tylko że rowerem – spotkaliśmy się na szczycie :)

Wycieczkę rozpocząłem na przystanku autobusowym Mikuszowice Błonia przy Akademii Techniczno-Humanistycznej. Po przejściu do góry aż do końca ulicy Czołgistów znalazłem się przy skraju Cygańskiego Lasu. Przeszedłem kawałek dalej pomiędzy drzewami i znalazłem się na zielonym szlaku, który rozpoczyna się na północnym skraju Cygańskiego Lasu i biegnie jego wschodnią stroną przez sympatyczną dolinkę z potokiem. Po około pięciu minutach wędrówki tędy, płaskim terenem, szlak skręcił na prawo i rozpoczęło się podejście na Kozią Górę. Okazało się zaskakująco trudne. Nie żeby to była jakaś straszna stromizna, ale troszeczkę się trzeba namęczyć, a do tego na jednym odcinku trzeba przejść przez liczne korzenie drzew które wychodzą na ścieżkę. Wzdłuż trasy cały czas biegnie były tor saneczkowy – wielka szkoda że już nie działa :( Świetnie by było zjechać taką długą trasą.

Ostatni odcinek podejścia na Kozią Górę jest zdecydowanie najłatwiejszy i zarazem najbardziej widokowy. Przebiega przez obszar, gdzie dawniej wycięto drzewa i posadzono na ich miejsce nowe. Te jeszcze nie są zbyt wyrośnięte, a więc ponad nimi można oglądać rozległą panoramę Bielska-Białej:


Z tego miejsca wejście na szczyt Koziej Góry (686 m n.p.m) to kwestia tylko kilku minut. Stoi tam budynek schroniska Stefanka (bardzo tam klimatycznie ;) ), a na jego podwórzu znajduje się tablica pamiątkowa:


Po wschodniej stronie schroniska jest miejsce, gdzie drzewa rozrzedzają się i można dostrzec w oddali Pilsko oraz Babią Górę. Tradycyjnie w Kotlinie Żywieckiej panuje mgła, z której wyłaniają się pojedyncze szczyty:


Po herbatce w schronisku udałem się łącznikowym szlakiem niebieskim na zachód, w stronę skrzyżowania z szlakiem żółtym biegnącym z Cygańskiego Lasu na Szyndzielnię. Zaraz za schroniskiem jest kolejny obszar z którego wycięto drzewa i z którego dzięki temu są świetne widoki. Z jednej strony znów na Bielsko-Białą i Beskid Mały:


A z drugiej strony na ośnieżoną Szyndzielnię:


Na skrzyżowaniu z szlakiem żółtym skręciłem na prawo i zszedłem do Cygańskiego Lasu. Szło się bardzo przyjemnie – śniegu brak, piękna słoneczna pogoda i naprawdę ciepło. Atmosfera naprawdę jak we wczesnej wiośnie :) Na kilku drzewach, tak jak podczas wczorajszej wędrówki na Magurkę Wilkowicką, zauważyłem porozwieszane kawałki jedzenia, np. plasterki marchewki – o co w tym chodzi?


Ostatnie dziesięć minut trasy to płaska wędrówka przez Cygański Las. Po wyjściu z niego nie złapałem autobusu z przystanku przy nim, tylko przeszedłem dalej pod Szpital Wojewódzki aby złapać dogodniejszy autobus. Miałem dziwną sytuację próbując przejść na skróty ulicą Sporną – według mapy miała tam być normalna ulica, tymczasem okazało się że wchodzi ona na podwórze z otwartą bramą, na której jest napis „teren prywatny – wstęp wzbroniony”. Zaskoczony spytałem przechodzącą kobietę o co chodzi – ta odpowiedziała żebym nie przejmował się i wszedł na podwórze, no to wszedłem i rzeczywiście po jego drugiej stronie było wyjście na ulicę św. Andrzeja Boboli, prowadzącą do szpitala. Wspominam o tym na wypadek gdyby ktoś z Was kiedykolwiek tamtędy przechodził, żebyście wiedzieli czego się spodziewać ;)

Tą wycieczką definitywnie zakończyłem tegoroczny sezon wędrówek po górach. Kiedy wrócę na szlak? Pewnie dopiero na wiosnę, choć kto wie, może warunki pozwolą na jakieś zimowe wypady. Zapraszam żebyście tu zaglądali – mam nadzieję że przerwa do pierwszej relacji w 2014 roku nie będzie zbyt długa :)

Życzę wszystkim błogosławionych, radosnych i zdrowych Świąt :)

niedziela, 15 grudnia 2013

15.12 Z Bystrej na Magurkę Wilkowicką

Trasa: Bystra – Wilkowice – Magurka Wilkowicka – Mikuszowice Stalownik

Po udanej sobocie w górach zaliczona równie udana niedziela :) O ile wczoraj ja i Chris wybraliśmy się na wycieczkę dalej od Bielska-Białej, o tyle dziś postanowiliśmy przejść się po górach bliżej naszego miasta. Mieliśmy mniej mobilizacji na dalszą wyprawę, gdyż byliśmy zmęczeni wczorajszą wędrówką a do tego niestety sprawdziły się bardziej pesymistyczne wersje prognozy pogody na dziś – było przeważnie pochmurno. Wybraliśmy na dzisiejszą wędrówkę Beskid Mały, a konkretnie Magurkę Wilkowicką. Chcieliśmy spróbować wejścia na nią od innej strony, liczyliśmy na to że w tej części gór będzie mniej śniegu utrudniającego marsz, a poza tym chcieliśmy zobaczyć jak prezentują się tamtejsze panoramy na Skrzyczne i Klimczok podczas pory zimowej.

Zaczęliśmy równo w południe na przystanku autobusowym w centrum Bystrej, skąd na Magurkę Wilkowicką prowadzi szlak zielony. Pierwszy odcinek szlaku, po drodze łączącej Bystrą z Wilkowicami, był bardzo nieciekawy: teren zabudowany, niezbyt atrakcyjny, a do tego strasznie oszpecony przez budowę drogi ekspresowej S69. Omijanie obszaru budowy drogi było dodatkowym utrudnieniem na tym odcinku. Jedyny ciekawszy widok pomiędzy Bystrą a Wilkowicami to pomnik ku czci ofiar I Wojny Światowej z tych okolic, a obok niego drewniany krzyż ku pamięci ofiar katastrofy pod Smoleńskiem.


W Wilkowicach, po przejściu przez drogę krajową nr 69 z Bielska-Białej do Żywca, kierujemy się dalej ulicą Wyzwolenia. Mijamy po lewej kolejny pomnik ku czci ofiar wojennych – tym razem II Wojny Światowej:


Szlak zielony skręca w lewo na ulicę Kościelną, którą właśnie wracali liczni parafianie z mszy w kościele pw. św. Michała Archanioła. Szlak odbija na prawo przed kościołem, my jednak poszliśmy kawałek dalej do góry aby obejrzeć świątynię. Spod kościoła zeszliśmy z powrotem do szlaku, który przez kilkaset metrów biegnie urokliwą trasą obok potoku przez wieś. Następnie skręca w lewo na ulicę Turystyczną i wspina się ostro do góry asfaltem. Stąd widać panoramę przez całe Wilkowice i Bystrą na pasmo Klimczoka – niestety dziś trochę popsutą przez niskie chmury. Poszliśmy dalej, wkrótce asfalt się skończył i weszliśmy do lasu. Póki co nie ma tu w ogóle śniegu. W lesie zaliczyłem kolejną górską kapliczkę do kolekcji:



Ostrzegam, że podejście na Magurkę Wilkowicką tym szlakiem jest męczące. Ścieżka prowadzi stromo do góry, a do tego pełno na niej wystających korzeni i kamyczków. Łatwiejszą opcją może być wybranie równoległej drogi asfaltowej na szczyt. Przez pierwszą połowę trasy szlak i droga podążają osobno, a przez drugą cały czas przecinają się nawzajem – szlak prowadzi mniej więcej w prostej linii na szczyt podczas gdy droga zatacza liczne łuki. Akurat w dzisiejszym dniu szlak był mimo wszystko łatwiejszy do przejścia od drogi – gdyż asfalt był okropnie oblodzony. Na górnym odcinku podejścia na szczyt leżał już śnieg, a na jezdni warstwa lodu – istne lodowisko. Niebezpieczne zarówno dla samochodów jak i pieszych.

Półtorej godziny od wyjścia z Wilkowic znaleźliśmy się na szczycie Magurki Wilkowickiej. Wszystkie drzewa były tu okryte szadzią, tworząc krajobraz niczym z bajki. Szkoda tylko że nie było słońca żeby dodatkowo ten widok upięknić.




Ze szczytu podziwialiśmy widoki na Kotlinę Żywiecką oraz na Klimczok i Skrzyczne po drugiej stronie. Na paśmie Klimczoka występowały przejaśnienia, przez co mogliśmy zaobserwować piękne zjawisko promieni słonecznych wychodzących zza ciemnych chmur i padających na dolinę. Szkoda, że zdjęcie nie potrafi tego piękna należycie oddać.


W schronisku na Magurce Wilkowickiej zjedliśmy pyszną zupę gulaszową, kopytka i szarlotkę. Gdy wyszliśmy nasyceni z budynku, ujrzeliśmy wokół siebie gęstą mgłę. Byliśmy w środku schroniska przez zaledwie pół godziny, a więc mgła zeszła bardzo szybko! Z jej powodu niestety nie mogliśmy nacieszyć się panoramami z mojego ulubionego punktu widokowego przy sklepie spożywczym pod Magurką – nie było widać z tego miejsca dosłownie nic. Na szczęście, w miarę jak schodziliśmy dobrze nam znanym szlakiem czerwonym do Mikuszowic Stalownika, wyszliśmy z mgły. Co więcej, niebo wyraźnie się rozpogodziło. Z polan pomiędzy Rogaczem a Chatką Studencką pod Rogaczem można było dostrzec charakterystyczny szczyt Skrzycznego, pięknie oświetlony:



W lesie przed Chatką Studencką pod Rogaczem zobaczyliśmy dziwaczne drzewo z porozwieszanymi na nim produktami spożywczymi, np. kawałkami chleba czy pokrojonej marchewki, parówkami oraz mandarynkami. Czy to ma być swego rodzaju choinka? :)


Po dzisiejszej wędrówce szlak czerwony z Mikuszowic Stalownika do Magurki Wilkowickiej oficjalnie zyskał status najczęściej przeze mnie odwiedzanego – jestem na nim już trzeci raz. Chętnie jednak wybiorę się na niego kolejne tyle razy. Ma urok, jaki posiada mało który szlak w okolicach Bielska-Białej. Za każdym razem gdy na niego się wybieram, odkrywam na nowo jego piękno. Za każdym razem na nowo zachwycam się panoramą na Klimczok i Skrzyczne z szlaku koło Chatki Studenckiej pod Rogaczem. A w dniu dzisiejszym ta panorama prezentowała się wyjątkowo dzięki cudownemu zachodowi słońca. Byłem pod takim wrażeniem że trochę w tym miejscu „zaszalałem” ze zdjęciami :)





Po zejściu z polany, na której znajduje się Chatka Studencka pod Rogaczem, śniegu nie było już wcale. Za to napotkaliśmy niespodziewaną przeszkodę w postaci całej masy gałęzi i powalonych drzew leżących w poprzek szlaku, których leśnicy najwyraźniej nie zdążyli uprzątnąć. Przebrnęliśmy je i odtąd bez żadnych utrudnień zeszliśmy do autobusu na pętli Mikuszowice Stalownik.

Podsumowując dzisiejszą wycieczkę, nie polecam wejścia na Magurkę Wilkowicką szlakiem zielonym z Wilkowic – jest stromy i nie ma na nim widoków poza pierwszym odcinkiem przez Wilkowice (przy potoku a następnie na ulicy Turystycznej). Natomiast trasę na ten szczyt szlakiem czerwonym z Mikuszowic mogę polecić po stokroć! :) Tylko nie zapomnijcie wybrać wariantu przejścia szlakiem czarnym na odcinku przy Chatce Studenckiej pod Rogaczem – inaczej ominie Was jeden z najciekawszych punktów widokowych na trasie.

sobota, 14 grudnia 2013

14.12 Pasmo Pewelskie

Trasa: Jeleśnia Mutne – Janikowa Grapa – Garlejów Groń – Bąków – Ślemień

Pierwszy raz mogę na tym blogu napisać relację „na świeżo” po wycieczce w góry :) Ale było dziś cudownie!!! Razem z współlokatorem Chrisem wybrałem się na Pasmo Pewelskie – mało znany grzbiet górski tak trochę „wciśnięty” między Beskidem Małym, Żywieckim i Makowskim. Obszar naprawdę warty odwiedzenia – polecam każdemu trasę z Jeleśni do Ślemienia, którą dziś przebyliśmy, gdyż jest widokowa i niezbyt wymagająca.

Dojechaliśmy busem do Jeleśni tuż po 11 rano. Szlak żółty na Pasmo Pewelskie rozpoczyna się przy dworcu kolejowym, jednak nas od pierwszego fragmentu trasy zniechęciło to iż przebiega wzdłuż ruchliwej drogi, a potem według poziomic na mapie wchodzi dość ostro pod górę. Zdecydowaliśmy się wysiąść przystanek wcześniej, przy osadzie Mutne na obrzeżach Jeleśni, i stamtąd pójść „na skróty” ścieżką bezszlakową, która zarazem powinna podchodzić na górę dużo łagodniej od trasy szlaku. Zatem bezpośrednio z przystanku weszliśmy na ścieżkę, która mija bar „Szałas” i następnie zaczyna wspinaczkę. Niestety ścieżka szybko zanikła i musieliśmy się wspinać po zboczu na chybił trafił, jednak odległość do szlaku nie była długa i już po dziesięciu minutach stanęliśmy na nim. Okazało się, że ten odcinek szlaku prowadzi drogą asfaltową. Przeszliśmy nią przez osadę Pradziady, z którego był dobry widok na pobliskie Mutne, a od strony południowej na ośnieżone szczyty Beskidu Żywieckiego:


Za Pradziadami asfalt się kończy i rozpoczyna się wspinaczka przez las. Jest nietrudna, jednak musieliśmy bardzo uważać ze względu na oblodzenie szlaku. Po kilkunastu minutach znaleźliśmy się na pierwszym punkcie widokowym dzisiejszej trasy: na polanie pod Janikową Grapą (737 m n.p.m). Widok stąd na Beskid Żywiecki był magiczny:


Następnie kolejny, nieco mniej widokowy odcinek leśny po zboczu góry Madejów Groń aż do wyjścia na łąkę przy wysoko położonej osadzie Madeje. Tam znów rozpoczął się festiwal widoków. Świetnie było widać Babią Górę:


A także masyw Pilska:



Prawda że to co widzimy przez sobą to bajka? :)


Na stokach Pasma Pewelskiego leży sporo śniegu, jednak dziś słońce bardzo mocno przygrzewa i śnieg jest w fazie roztapiania się. Pewnie długo to potrwa ze względu na krótkie dni o tej porze roku, i nie wiadomo czy zdąży się roztopić przed kolejnym ochłodzeniem. Nie zmienia to jednak faktu, że atmosfera dziś na Paśmie Pewelskim bardziej przypominała przedwiośnie – np. pierwszą połowę marca – niż połowę grudnia.

Cały czas mając po prawej stronie widok na praktycznie całą długość pasma Jałowca, minęliśmy Garlejów Groń (730 m n.p.m), po czym znów weszliśmy na odcinek leśny. Przed szczytem Bąków (766 m n.p.m) napotkaliśmy uroczą kapliczkę.



Dalej minęliśmy polanę z kolejnym widokiem na Pilsko:


Za Bąkowem minęliśmy kolejną wysoko położoną osadę, Olszówkę. Tu przez krótki odcinek szlak znów prowadził asfaltem. Widok na Olszówkę z tyłu:


Jeden z wielu charakterystycznych dla tych gór obrazów na drzewie:


Potem znów w las, aż do zakończenia szlaku żółtego. W tym miejscu są dwa wybory: na lewo szlakiem niebieskim do Ślemienia, z prawej również niebieskim do Huciska. Ze względu na dużo lepszy transport z Ślemienia obraliśmy tenże kierunek. Schodząc przez las szlakiem o umiarkowanej trudności, byliśmy świadkami pięknego widowiska jak nisko wiszące na niebie słońce rzucało swoje światło przez drzewa na lśniące podłoże śniegu. Coś fantastycznego. Niestety mimo licznych prób nie udało mi się zrobić zdjęcia które by naprawdę oddawało to piękno. Najbardziej jestem zadowolony z tego zdjęcia – wygląda jakby Chris trzymał słońce w rękach :)


Około 14:30 wyszliśmy z lasu do Ślemienia. Ostatni odcinek szlaku do centrum wsi prowadził płaską asfaltową drogą, która niestety była okropnie śliska więc musieliśmy na niej bardzo uważać. Na jej końcu znajdują się ruiny pieca hutniczego:


Na koniec zdjęcie ładnego kościoła w Ślemieniu:


Mam nadzieję jutro wstawić relację z kolejnej wycieczki. Nie wiem jeszcze gdzie pójdę, niewiadomą jest też pogoda (niektóre prognozy wskazują na pochmurny dzień, inne na kolejny ze słońcem). Najważniejsze że nie będzie padać, a więc na pewno gdzieś pójdę – zatem zapraszam do odwiedzenia mojego bloga o tej porze jutro :)

piątek, 13 grudnia 2013

01.12 Hala Boracza

Trasa: Cisiec – Palenica – Prusów – Hala Boracza – Milówka

Marzył mi się cały weekend w górach, jednak po raz kolejny moje zdrowie pokrzyżowało mi plany. We wtorek zapadłem na zapalenie gardła, na szczęście do piątku mi przeszło ale i tak rozsądek nakazywał mi aby jeszcze w sobotę odpocząć. W niedzielę jednak miała być ładniejsza pogoda i nie widziałem powodu żeby nie odmówić sobie przyjemności wyprawy w góry :)

Celem dzisiejszej wędrówki to Hala Boracza i Milówka. Grupa moich przyjaciół z Sopotu jeździ tam co najmniej raz do roku i zawsze wracają zachwyceni, stwierdziłem więc że nie ma co dłużej zwlekać wyprawy w te rejony – muszę osobiście poznać ich piękno. Wraz z koleżanką w niedzielny poranek pojechaliśmy pociągiem do stacji Cisiec pomiędzy Węgierską Górką a Milówką. Tu zaskoczenie – na ziemi leży niewielka warstwa śniegu, a na stokach gór po obu stronach doliny widać tego śniegu naprawdę sporo! Okazuje się, że rzeczywiście zima tu uderzyła kilka dni temu. W Bielsku-Białej skończyło się na symbolicznym opadzie śniegu który się roztopił po dwóch dniach, a tutaj jednak panuje zima w najlepsze.

Nie zrażeni tym obieramy kierunek na Halę Boraczą. Chcemy wejść szlakiem papieskim na górę Palenica, potem dołączyć do szlaku niebieskiego i przejść nim przez górę Prusów na Halę Boraczą, a następnie zejść do Milówki szlakiem zielonym. Zaraz za Ciścem zaczynają się jednak problemy. Szlak wiedzie przez otwarte pole, na którym z racji leżącego śniegu ciężko dostrzec jego trasę, a nie ma tu żadnych drzew na których można by odczytać oznakowania szlaku papieskiego. Idziemy więc przed siebie na chybił trafił. Idąc do góry przez pole możemy z tyłu oglądać ośnieżone stoki Pasma Baraniej Góry.



Wchodzimy do lasu na zboczach Palenicy, lecz nie widzimy żadnych oznakowań szlaku papieskiego na drzewach. Zgubienie szlaku martwi nas, nie ma jednak innego wyjścia jak iść dalej w nadziei że na niego wrócimy. Podczas wspinaczki przez las słyszymy wokół nas dziwne dźwięki: niby przypominają nawoływanie ptaków, ale jest ich jakoś bardzo dużo, a do tego niektóre odgłosy brzmią trochę tak, że tak powiem, mało zwierzęco...

Nagle widzimy stojącego pod drzewem mężczyznę z strzelbą w ręku! Nasza pierwsza reakcja to oczywiście szok, ale w mig zdajemy sobie sprawę o co tu chodzi: te dźwięki które słyszeliśmy były wydawane przez myśliwych na polowaniu. Weszliśmy w sam środek ich łowów: dobrze że żaden z nich nie pomylił nasze odgłosy ze zwierzyną i nie strzelił do nas! Jest duży pozytyw tej sytuacji, gdyż myśliwy wskazuje nam drogę do szlaku niebieskiego. Wkrótce więc jesteśmy na właściwej ścieżce. A z niej piękne widoki na Żywiec oraz pasmo Beskidu Małego daleko w tle:


Im dalej idziemy w górę, tym więcej śniegu na trasie. Nie spodziewaliśmy się takich atrakcji! Po kilkunastu minutach ukazuje nam się przed oczami widok na górę Prusów (1010 m n.p.m.), która jest kolejnym punktem naszej wyprawy.


Szczyt Prusowa porasta las, który wygląda niczym w bajce:


Za Prusowem jest płaski odcinek przez las przerywany tu i ówdzie polanami, a następnie zejście do Hali Boraczej. Odkąd spadł śnieg tym odcinkiem szlaku przeszła – jak widać po śladach – zaledwie jedna osoba, a więc jest niezbyt przetarty. Idzie się po tym śniegu ciężko, lecz pierwszy raz jestem w górach w takich warunkach i dla mnie to tylko dodatkowa atrakcja :)


Wreszcie mamy przed sobą widok na Halę Boraczą, a za nią na pasmo gór od Redykalnego Wierchu przez Boraczy Wierch po Rysiankę. Niesamowity widok, zwłaszcza w tym bezkresie śniegu.




Zdjęcie spod schroniska na Redykalny Wierch:


W schronisku zjadamy ciepłą zupę, która przyjemnie nas rozgrzewa po przebywaniu na chłodzie. O dziwo, mimo takich a nie innych warunków jest w środku całkiem dużo turystów. Kolejny etap naszej wyprawy to zejście do Milówki szlakiem zielonym. Pierwszy odcinek za Halą Boraczą schodzi pod umiarkowanym nachyleniem – mimo śniegu nie schodzi się jakoś szczególnie źle, poszło łatwiej niż się spodziewałem. Już po pokonaniu około jednej czwartej trasy do Milówki docieramy do niewielkiej drogi asfaltowej. Odtąd będziemy szli nią prosto przed siebie po płaskim terenie – będzie więc odtąd łatwizna.

W miejscu gdzie szlak spotyka się z drogą, turystów wchodzących szlakiem zielonym do góry ostrzega przed niebezpieczeństwem taki oto napis:


Dobrze że myśmy takiego niedźwiedzia nie spotkali! Choć myślę że obecnie misie są pogrążone w śnie zimowym ;)

O ostatnim odcinku nie ma co za dużo pisać – fajnie, płasko i łatwo, drogą asfaltową przez dolinę wzdłuż potoku, z licznymi ładnymi domkami i chałupami po obu stronach. Do Milówki przychodzimy akurat w samą porę na pociąg powrotny do Bielska-Białej.

Gorąco polecam trasę dzisiejszej wycieczki każdemu – nie jest zbyt wymagająca, a pięknych widoków jest mnóstwo. Jak widać, można przebyć tą trasę nawet zimą ;)

Uff, to tyle z moich relacji z wcześniejszych tegorocznych wycieczek. Od jutra będę relacjonować na bieżąco :)

23.11 Z Trzebini do Cięciny

Trasa: Trzebinia – Juszczyna – Juszczynka – Lachowe Młaki – Skała – Hala Magura – Cięcina

Plany na ten dzień były tak piękne... Miałem się spotkać z koleżanką i jej narzeczonym na spacer po Beskidzie Makowskim. Niestety poprzedniego dnia, w piątek, źle się czułem i musiałem zrezygnować z tego wyjazdu. W sobotę spałem do późna, jednak gdy się obudziłem czułem się dużo lepiej. Pogoda za oknem była pochmurna, ale przynajmniej nie padało, a według prognoz od jutra miała nadejść zima i z dalszych wędrówek nici. Stwierdziłem więc że warto by się wybrać chociażby na taką symboliczną trasę – może nawet dobrze mi zrobi.

Postanowiłem wejść szlakiem żółtym z Juszczyny na okolice Hali Słowianka, a następnie zejść szlakiem papieskim do stacji kolejowej w Cięcinie. Rozpocząłem jednak wycieczkę nie w Juszczynie, a w pobliskiej Trzebini, gdyż tam był łatwiejszy dojazd autobusem MZK Żywiec (linia nr 2). Idąc krótkim odcinkiem drogi z Trzebini do Juszczyny widziałem przed sobą góry na które miałem wejść, tonące w niskich chmurach. W takich warunkach też mają swój niewątpliwy urok.


W Juszczynie rozpocząłem wędrówkę żółtym szlakiem. Na początku prowadzi przez pola, by potem rozpocząć podejście zalesionym stokiem góry Juszczynka (891 m n.p.m). Okazuje się, że szlak przebiega mocno rozjeżdżoną drogą gruntową która tonie w błocie. Próbuję obejść błoto idąc przez pole. Zbliżam się do skraju lasu i podnóży gór, gdzie rośnie ładny las brzozowy (zawsze darzyłem sentymentem takie lasy – przypominają mi wschodnią Lubelszczyznę, z której wywodzi się rodzina mojego Taty). Wśród brzóz stoi kilka domków letniskowych. Jeśli kiedyś kupię sobie taki domek, chciałbym żeby to było właśnie w lasku brzozowym ;)


Gdy szlak wchodzi do lasu i rozpoczyna wspinaczkę, dalsze omijanie błota jest niemożliwe. Zaczynam więc brnąć przez nie do góry. Idzie się fatalnie. Wkrótce spodnie mam w opłakanym stanie, już nie mówiąc o butach. Do tego mimo zachmurzenia dzień jest naprawdę ciepły i solidnie się zgrzewam. Wokół mgła i niskie chmury, więc nie wiem nawet czy są na tej trasie jakieś widoki – nie sposób zobaczyć. Nie ukrywam, że na tym etapie trochę żałuję że w ogóle się dziś w to miejsce wybrałem.

Jednakże będąc już wyżej w górach czuję że atmosfera staje się przyjemniejsza. Po pierwsze jest tu mniej błota; po drugie chmury się rozrzedzają i ukazują się fajne widoki. Chmury poruszają się szybko – swego rodzaju „taniec na niebie”. Nie widać gór w całości, ale dobrze że chociaż częściowo, a postrzępione chmury wyglądające trochę jak kłęby dymu też uatrakcyjniają widoki.


W okolicach Juszczynki zatrzymuję się na widokowej polanie, z której na stronę wschodnią rozciąga się panorama góry Romanki i jej okolic. Szczyt Romanki tonie w chmurach, lecz i tak prezentuje się okazale. Muszę tam koniecznie kiedyś wejść! Fajnie jest posiedzieć trochę na polanie, wśród dzikiej natury i absolutnej ciszy. Aura też nie jest zła bo chwilami się przejaśnia. Gdy ruszam dalej, cały czas mam od wschodu, czyli po swojej lewej stronie, widoki na Romankę.


W lesie o oryginalnej nazwie Lachowe Młaki szlak żółty się kończy, spotykając się z niebieskim prowadzącym z Wieprza na Halę Słowianka. O Hali Słowianka słyszałem że jest śliczna, postanawiam więc zostawić ją na lepszą pogodę. Zamiast podążać niebieskim szlakiem idę prosto przed siebie, odcinkiem bezszlakowym który prowadzi „na skróty” na szczyt Skała, gdzie przechodzi szlak papieski z Hali Słowianka do Cięciny. Idąc tym odcinkiem początkowo jeszcze świeci słońce, lecz nagle widzę przemieszczającą się w bardzo szybkim tempie w moją stronę mgłę. Ledwie mam czas zrobić zdjęcie ostatnich kilku sekund obecności słońca na niebie, by zaraz potem zostać otoczonym przez mgłę.


Trochę się boję tej mgły, gdyż jestem poza szlakiem i nie chcę się zgubić, a już za półtorej godziny będzie się ściemniać. Na szczęście po kilku minutach trafiam na szczyt Skały (944 m n.p.m), gdzie widzę na drzewach oznakowania szlaku papieskiego. Odtąd wystarczy tylko podążać za nimi, aby trafić do celu. Na polanie pod szczytem znajduje się kilka domków letniskowych, a także drewniana rzeźba zamyślonego, jakby nieco ubolewającego nad czymś Chrystusa:


O zejściu szlakiem papieskim przez Halę Magura niewiele mogę napisać, gdyż przez mgłę nie widać z niej nic. Taka wędrówka wśród gęstej mgły ma jednak swój niepowtarzalny klimat! Zejście jest dość łatwe i polecam je każdemu kto nie chce się specjalnie namęczyć. Niestety przez mgłę nie zauważam znajdującej się przy trasie kaplicy Matki Boskiej Częstochowskiej na Butorzonce. Za nią małe zaskoczenie: moja mapa pokazuje że szlak papieski prowadzi cały czas na wsprost do Cięciny, tymczasem znaki na drzewach wyraźnie wskazują że trzeba skręcić lewo wraz z szlakiem rowerowym. W inną pogodę może i bym poszedł na wprost, ale w takich warunkach nie ma co ryzykować i podążam za znakami na drzewach. Schodzę drogą z betonowych płyt, przy której stoją stacyjki drogi krzyżowej prowadzącej do kaplicy:


Wkrótce staję na asfaltowej drodze prowadzącą do leśniczówki na obrzeżach Cięciny. Stąd około pół godziny szybkiego marszu do dworca kolejowego. Mijam po drodze główną siedzibę firmy Żywiec Zdrój: a więc to stąd pochodzi powszechna w całej Polsce woda mineralna! Po drodze do Cięciny mija mnie nawet kilka tirów przewożących butelki wody. Przychodzę na stację bardzo zadowolony z wyprawy: moje początkowe rozczarowanie całkowicie mi przeszło, gdyż dalsza część trasy całkowicie wynagrodziła mi trud i błoto, mimo kapryśnej aury było bardzo fajnie, a wędrówka wpłynęła dobrze na moje zdrowie gdyż czuję się jeszcze lepiej niż rano. Ciekawe tylko co z tą zapowiadaną na nazajutrz zimą – czy rzeczywiście nadejdzie i pokrzyżuje mi dalsze plany wędrówek?