piątek, 20 lutego 2015

06.02 Z Kóz do Lipnika

Trasa: Kozy Górne – Wróblowica – Małe Kozy – Lipnik 

Moja kolejna wycieczka w góry podczas tegorocznych ferii zimowych była wyjątkowo krótka i „lajtowa”. Widokowo była niespecjalnie atrakcyjna, pogoda też niezbyt dopisała, lecz sam fakt przebywania w górach w warunkach zimowych – czyli coś, czego niewiele razy miałem okazję doświadczyć – był dla mnie frajdą. Rozpocząłem ją w Kozach Górnych, na przystanku autobusowym PKS Kozy Zdrojowa, skąd poszedłem żółtym szlakiem w stronę Przełęczy u Panienki, a następnie zszedłem czarnym szlakiem do przystanku autobusowego MZK Lipnik Granica.

Pierwszy etap mojej wędrówki żółtym szlakiem przebiegał ulicą Beskidzką w Kozach, przez obszar zabudowany. Wyróżniała się na tej ulicy częstotliwość motywów religijnych...



...oraz dość oryginalny bałwan. Nie mam pojęcia, czemu przyczepiono do niego to czasopismo :P


Gdy żółty szlak opuścił zabudowania Kóz, rozpocząłem wspinaczkę przez ośnieżony las. Przez całą wędrówkę sypał śnieg, lecz niezbyt intensywnie, a szlak był przetarty więc szło się względnie łatwo. Taki zimowy las zdecydowanie ma swój urok :)




Powyższe zdjęcia pochodzą z żółtego szlaku, którym szedłem pierwszy raz. Przed Przełęczą u Panienki skręciłem na czarny szlak, którym szedłem już raz – w warunkach jesiennych w wersji słonecznej – 17 listopada 2013 roku. Wówczas podchodziłem tym szlakiem z Lipnika, a tym razem schodziłem. Jakoś udało mi się zgubić szlak, tak że zamiast zejść do ulicy Spacerowej na obrzeżach Bielska-Białej zszedłem do ulicy Południowej w Małych Kozach. Stamtąd ulicami doszedłem na przystanek krańcowy linii MZK nr 6 – Lipnik Granica. Zdążyłem akurat w sam raz na autobus tejże linii. 

Pisząc relację z tej wycieczki dwa tygodnie po odbyciu jej, wiem że to była moja ostatnia wyprawa w góry na dość długi czas. Jeszcze tego samego dnia pojechałem na tygodniowy urlop do rodziny w Gdańsku, po powrocie nie miałem czasu pójść w góry, a już za niecały tydzień kończę pracę w Bielsku-Białej i wyjeżdżam stamtąd. Jako mieszkaniec tego miasta już raczej w góry nie wrócę... Zapowiada się jednak na to, że zaraz po Wielkanocy wrócę do Bielska-Białej na niecałe dwa tygodnie tymczasowej pracy. Myślę więc, że wtedy jeszcze kilka razy pójdę w góry. W pierwszej i drugiej dekadzie kwietnia zapraszam więc na kolejne relacje z Beskidów!

05.02 Szyndzielnia i Klimczok na zimowo

Trasa: Szyndzielnia – Klimczok – Siodło Pod Klimczokiem – Sanktuarium Na Górce – Szczyrk Biła

Przyszedł wreszcie czas na relację prawdziwie zimową :) Korzystając z wolnego dnia w trakcie ferii zimowych, wybrałem się na trasę z Szyndzielni przez Klimczok do Szczyrku, która jest dla mnie „klasykiem”, ale którą jeszcze nie robiłem w zimowych warunkach. Właściwie to miałem zrobić nieco inną trasę, lecz duże ilości śniegu uniemożliwiły mi to... ale wszystko po kolei.

Wjechałem na szczyt Szyndzielni kolejką. Tym razem nie czuję z tego powodu wstydu, gdyż wracałem do siebie po chorobie i nie chciałem zgrzać się za bardzo wspinając się na ten szczyt pieszo. Udałem się stamtąd żółtym szlakiem na Klimczok, którym szedłem już tyle razy, ale jeszcze nigdy w takich okolicznościach. Widoki były po prostu niczym z bajki. Byłem nimi zachwycony.




Piękne ośnieżone drzewa, lśniący w słońcu śnieg, błękitne niebo – po prostu poezja. Nim doszedłem na Klimczok, niebo niestety nieco się zachmurzyło, lecz widoki i tak były prześliczne. Po raz pierwszy miałem okazję oglądać panoramę z szczytu Klimczoka na Siodło pod Klimczokiem w zimowej scenerii.


Z Klimczoka również miałem świetną panoramę Skrzycznego, nad którym zawisły ciemne chmury.


Zszedłem czarnym szlakiem łącznikowym na Siodło pod Klimczokiem, a równolegle do mnie szusowali po stoku narciarze – akurat tego dnia wyciąg na Klimczoku był czynny dla grupy dzieci i młodzieży. Gdy doszedłem na Siodło pod Klimczokiem, mój plan zakładał przejście zielonym szlakiem na Przełęcz Kołowrót, a następnie żółtym na Szyndzielnię i zamknięcie w ten sposób kółeczka. Niestety okazało się to niemożliwe, gdyż zielony szlak był zupełnie nieprzetarty. Spróbowałem przejść po czyichś niewyraźnych śladach, lecz skończyło się to zapdnięciem w śniegu prawie po biodra. Kontynuowanie w takich warunkach byłoby czystym idiotyzmem, zwłaszcza będąc niedługo po chorobie. Zmieniłem więc plan i udałem się pod schronisko, a następnie dobrze mi znanym zielonym szlakiem do Szczyrku. Spod schroniska miałem ładną „zimową” panoramę Klimczoka.


Tyle razy szedłem szlakiem pomiędzy schroniskiem pod Klimczokiem a Szczyrkiem, lecz jeszcze nigdy w takich warunkach. Było wielką przyjemnością dla mnie, aby przejść dobrze znanym szlakiem w zupełnie odmiennych okolicznościach. Były rozległe widoki m.in. na ośnieżony Beskid Węgierski:


Lecz oczywiście najlepiej prezentował się widok na Skrzyczne, nad którym słońce i chmury utworzyły przepiękną mozaikę:




Na skrzyżowaniu zielonego szlaku z niebieskim tradycyjnie skręciłem na niebieski, którym udałem się pod sanktuarium w Szczyrku i w dół ulicą Wrzosową do skrzyżowania z ulicą Górską. Tu, aby chociaż odrobinę urozmaicić sobie trasę, skręciłem na prawo i zamiast – jak to zawsze miałem w zwyczaju – iść do centrum Szczyrku, przeszedłem kawałek ulicą Górską przez Dolinę Biłej do przystanku Szczyrk Dom Wczasowy. Tam podjechał bus (o pięć minut wcześniej niż rozkładowo) i zawiózł mnie z powrotem do Bielska-Białej, po drodze jeszcze nieplanowo zajeżdżając do bazy przewoźnika w Szczyrku Górnym. Nie powiem, żebym był taką samowolką busiarza zachwycony... natomiast zachwycony byłem pięknem zimowych panoram, jakie miałem okazję ujrzeć podczas tej wędrówki. Góry są przepiękne zimą, lecz niektóre szlaki (jak chociażby zielony na Przełęcz Kołowrót, którym miałem zamiar tego dnia iść) są w takich okolicznościach nie do przejścia. Natomiast trasa którą przeszedłem, z Szyndzielni przez Klimczok do Szczyrku, była łatwa do pokonania w warunkach zimowych, i polecam ją gorąco każdemu, kto by chciał zasmakować gór zimą jednocześnie nie przemęczając się zbytnio.