czwartek, 17 kwietnia 2014

13.04 Hala Lipowska i Hala Rysianka

Trasa: Złatna – Polana Cerchla – Hala Lipowska – Hala Rysianka – Hala Lipowska - Hala Cukiernica – Sarnówka – Rajcza

W ubiegłą niedzielę wszedłem drugi dzień z rzędu na Rysiankę, lecz pod wieloma względami ta wycieczka zupełnie różniła się od sobotniej. Przede wszystkim wszedłem i zszedłem od innych stron, innymi trasami. Pod względem pogodowym było niestety dużo gorzej niż w sobotę – natomiast aspekty towarzyskie tej wycieczki całkowicie to nadrobiły ;) W sobotę szedłem sam, natomiast w niedzielę była nas pięcioosobowa grupa – ja, Ilona, Olek, Adam i Kasia. Spędzanie czasu z tymi ludźmi to naprawdę czysta przyjemność – chyba jeszcze nigdy nie byłem na tak wesołej wycieczce w góry :)

Do południa pogoda w niedzielę była ładna, lecz niestety gdy rozpoczęliśmy naszą wycieczkę na przystanku autobusowym Złatna Szkoła o 13:00, niebo zasnuło się chmurami. Zupełnie się jednak tym nie przejmowaliśmy – byliśmy w wyjątkowo dobrym nastroju gdyż już na samym początku trasy wypiliśmy po kieliszku wiśniówki ;) Radośnie rozpoczęliśmy wędrówkę niebieskim szlakiem na Halę Lipowską. O tej trasie niewiele się w internecie pisze, natomiast po tej wycieczce mogę od siebie napisać że ten szlak to dla mnie jedno z większych tegorocznych odkryć w górach. Jest naprawdę łatwy i fantastycznie widokowy. Wspina się na sporą wysokość (ponad 1300 m n.p.m) i robi to dość długą trasą, lecz zarazem bardzo łagodnie, a widoki gwarantują że mimo długości trasy nie można się na tym odcinku nudzić.

Ładne pejzaże rozpoczynają się już kilkanaście minut wędrówki od Złatnej. Z dużej polany można oglądać grzbiet Okrągłej od południowego wschodu, a od zachodu jest widok na inne góry (widoczne na poniższym zdjęciu) – niestety nie byłem w stanie ich zidentyfikować. Czyżby Beskid Śląski?


Następuje kolejny odcinek przez las, po czym szlak wychodzi na tzw. Polanę Cerchla. Właściwie to już nie jest polana, gdyż od tego miejsca las na praktycznie całym wschodnim zboczu Bacmańskiej Góry został wycięty. Za to jakie są dzięki temu widoki! Trawersując stoki Bacmańskiej Góry, przez długi czas szlak podąża prawdziwym tarasem widokowym, z którego panoramy na wschód są fantastyczne. Nawet przy tak pochmurnej pogodzie jak owego dnia. Można podziwiać np. Pilsko:


Przed nami Boraczy Wierch i Lipowska. Na grzbiecie górskim widać charakterystyczne hale.


Widać też długie pasmo górskie na pograniczu polsko-słowackim: 



Nawet przy tak słabej pogodzie widać „morze szczytów” sięgające daleko na Słowację. A jak pięknie ta panorama by się prezentowała w słoneczny dzień!


Po długim odcinku po bezleśnym stoku, który jest tak łagodny że ledwie zauważyliśmy jak zyskaliśmy wysokość, szlak zagłębił się znowu w las. Tu nastąpiło jedyne ostrzejsze podejście na niebieskim szlaku – a i tak była to kwestia zaledwie paruset metrów. Potem lżejsze podejście na Halę Lipowską przez las, który jest po prostu magiczny: tak gęsto porośnięty mchem, że może aż w głowie się przewrócić od mnogości pięknej, ciemnej zieleni. Najpierw rozległe widoki, potem taki las... cudowna trasa, po prostu!

W miłym towarzystwie trzygodzinne wejście ze Złatnej na Halę Lipowską minęło szybciutko. Krótko przed Halą Lipowską zaczął padać lekki deszcz. Gdy doszliśmy do tamtejszego schroniska (na zdjęciu poniżej) zdecydowaliśmy się zrobić postój nie tam, a na Rysiance, gdyż chcieliśmy się nacieszyć widokami tam zanim pogoda się mocniej załamie.


Rzeczywiście, nawet przy chmurach panorama z Hali Rysianka ślicznie się prezentuje :)


W schronisku na Rysiance zjedliśmy po misce pysznej kwaśnicy i wypiliśmy po dwa kieliszki naszej wiśniówki :) Gdy wyszliśmy z schroniska, padał deszcz ze śniegiem. Ale nam dopisywały humory i żadna niepogoda nie była nam straszna ;) Plan był taki, aby przejść z powrotem na Halę Lipowską i dalej żółtym szlakiem na Redykalny Wierch – odcinkiem który słynie z pięknych widoków – a następnie zejść do Hali Boraczej i niebieskim szlakiem do Rajczy. Jednak widoczność pogarszała się z minuty na minutę i „zmarnowanie” pięknego żółtego szlaku w takich warunkach nie miałoby sensu, a poza tym trochę naglił nas czas aby zdążyć do Rajczy przed zmrokiem i przed ostatnim pociągiem do Bielska-Białej. Zostawiliśmy więc żółty szlak na inną okazję i zeszliśmy w stronę Hali Boraczej „na skróty” zielonym szlakiem. Jest zdecydowanie mniej widokowy od żółtego, prowadząc w całości przez las, lecz obiera krótszą trasę.

Do niedawna zielony szlak był przez długi okres zamknięty ze względu na niebezpieczne osuwiska. I rzeczywiście, większość tego odcinka prowadziła skrajem stromego zbocza, które w kilku miejscach sprawiało wrażenie nie do końca stabilnego. Musieliśmy bardzo uważać, bo po deszczu i śniegu było ślisko, a po naszej prawej stronie było bardzo strome urwisko. Przynajmniej przestało padać, lecz za to nadpłynęła mgła. Ten dziki, ciemny las, otoczony gęstą mgłą, miał naprawdę wyjątkowy klimat :)

Ostatni odcinek przed Halą Boraczą prowadził bezleśnym stokiem i oferował znacznie więcej widoków. Była piękna panorama Pilska, otoczonego chmurami i mgłami.


Był też widok na północny zachód, na górę Prusów i na leżącą pod nią Halę Boraczą.


Tuż przed Halą Boraczą skręciliśmy w lewo, na niebieski szlak do Rajczy. Schodził dość łagodnie, przyjemną trasą przez lasy na przemian z łąkami. Miejscami było błoto po niedawno zakończonych opadach. Stopień trudności tego szlaku był niewielki, ale do czasu... Parę kilometrów przed Rajczą nagle dotarliśmy do bardzo stromego zejścia, dodatkowo utrudnione przez leżące na ścieżce kamienie i ich mokrość po deszczu. Nieźle się namęczyliśmy przy tym zejściu – a cóż dopiero muszą odczuwać wędrowcy idący tą trasą pod górę! Bardzo wymagający odcinek, lecz na szczęście krótki. Przynajmniej z tego miejsca była piękna panorama na pasmo góry Zabawa na północny-zachód od Rajczy.


Ostatni odcinek do Rajczy pokonywaliśmy już po ciemku. Chwilami zejście było dość strome, lecz trasa przebiegała drogą z betonowymi płytami więc było nam znacznie łatwiej. A przyświecał nam taki piękny pełny księżyc:


Niebieski szlak kończy się na stacji kolejowej w Rajczy i tam też zakończyła się nasza wycieczka. Po ciemku ta stacja miała niezły klimat ;) Wokół panowała absolutna cisza, którą zmącił dopiero odgłos zbliżającego się pociągu. Wróciliśmy do domów zmęczeni, zabłoceni ale bardzo zadowoleni. Mam nadzieję że to nie była ostatnia wycieczka w takim składzie – w tym towarzystwie szło się wyjątkowo przyjemnie i myślę że wszyscy się świetnie bawiliśmy. Ja na pewno :)

środa, 16 kwietnia 2014

12.04 Hala Rysianka i Romanka

Trasa: Żabnica – Hala Pawlusia – Hala Rysianka – Przełęcz Pawlusia – Romanka – Kotarnica – Sopotnia Wielka – Łabysówka – Korbielów

Na początek przyznaję się bez bicia że ambitne plany na ubiegły weekend, o których pisałem w ostatnim poście, nie do końca udało mi się zrealizować... W sobotę miała być ponad 10-godzinna „wyrypa” na Wielką Raczę, ostatecznie jednak nic z tego nie wyszło. Jednak bynajmniej nie uważam żeby ten weekend był nieudany – i tak udało mi się przejść naprawdę sporo kilometrów, w przepięknych okolicach. Zarówno w sobotę jak i w niedzielę wszedłem na Rysiankę, lecz z różnych stron. Poniżej opis wycieczki sobotniej, a w następnym poście skrobnę coś o niedzielnej :)

Sobota okazała się być bardzo słoneczna. O 10:40 dojechałem busem do pętli Żabnica Kamienna, końcowego przystanku linii Żywiec-Żabnica. Stamtąd można wejść zielonym szlakiem na Halę Rysianka. Pierwsze kilkaset metrów wędrówki to podążanie asfaltową drogą wśród nielicznych zabudowań. Pomiędzy nimi mogłem zaobserwować kilka bardzo ciekawych przykładów rzeźby ludowej:



Czytałem wcześniej opinie o zielonym szlaku z Żabnicy na Rysiankę, że jest stromy i mało ciekawy. W moim odczuciu nie jest ani stromy, ani nieciekawy. Ostrość podejścia oceniłbym jako co najwyżej umiarkowane, a pięknych widoków nie brakuje. Najpierw z obszaru na którym prowadzona jest wycinka drzew można podziwiać górujący nad szlakiem szczyt Romanki; a potem, w miarę jak szlak zakosami wspina się w górę, można w przeciwną stronę oglądać piękne hale pomiędzy Żabnicą a Halą Boraczą:


Upojony pięknymi widokami, nie zauważyłem miejsca gdzie szlak odbija od szerokiej leśnej drogi, którą wcześniej podążał, i wkrótce – dokładnie tak samo jak w poprzednią niedzielę – musiałem „na dziko” szukać zgubionego szlaku. Jednak tym razem wyszło to nawet na moją korzyść. Podczas gdy szlak idzie dość okrężną drogą na Halę Pawlusią, a następnie na Halę Rysianka, ja dzięki zgubieniu szlaku przeszedłem na Halę Pawlusią znacznie krótszą trasą i znalazłem się na niej dużo wcześniej niż się spodziewałem. A do tego, wspinając się po bezleśnych stokach Hali Pawlusiej na grzbiet górski, miałem okazję oglądać za sobą wspaniałą panoramę na zachód, której zielony szlak by nie oferował. Widziałem jak na dłoni górę Prusów, okolice Hali Boraczej i Hali Słowianka, a w tle – nieco mniej wyraźnie – Pasmo Baraniej Góry.



Na Hali Pawlusiej powróciłem na szlak i po kilku minutach znalazłem się, po raz drugi w życiu, na Hali Rysianka. Poprzednim razem byłem zimą (opis tej wycieczki można przeczytać w poście z 1 lutego), wiosną jest tu równie pięknie. Bardzo okazała jest zwłaszcza panorama Pilska.


Na dole hali, szlakiem papieskim z Złatnej Huty do Hali Lipowskiej, podążał długi sznur ludzi – jakaś procesja albo pielgrzymka. Wszyscy na głos odmawiali różaniec. Nie spodziewałem się zastać tak licznej grupy kościelnej w górach.


Wszedłem do schroniska na Rysiance i zamówiłem szarlotkę. Okazała się hitem – nie dość że ogromna, to jeszcze jedna z najlepszych jaką w życiu jadłem :)


Schronisko na Rysiance oferuje nie tylko pyszne jedzenie, lecz również całkiem bogato wyposażoną biblioteczkę :)


Najedzony i pełen ochoty do dalszej wędrówki ruszyłem ponownie na szlak. Wróciłem na Halę Pawlusią, lecz zamiast skręcić z powrotem na Żabnicę udałem się przed siebie żółtym szlakiem, w stronę Romanki. Panorama tej góry ze szlaku była wyjątkowo ładna.


Rozpoczynając podejście na Romankę, miałem piękny widok za sobą na Halę Pawlusią i Rysiankę.


W drodze na Romankę szlak przechodzi przez kolejną halę – Halę Łyśniowską. Stąd jest rozległa panorama na Pilsko i na Babią Górę, lecz niestety tego dnia, mimo ogólnie całkiem ładnej pogody, te szczyty tonęły w chmurach. Przynajmniej widok do tyłu na Rysiankę nie był niczym zakłócony.


Ostatni odcinek na Romankę prowadzi przez zalesiony rezerwat przyrody. Gdy dotarłem na szczyt, mogłem odczuć pewną satysfakcję – z wysokością 1366 m n.p.m, Romanka jest drugą (po Pilsku) najwyższą górą jaką zdobyłem odkąd przyjechałem do Bielska-Białej. Oczywiście taka wysokość do Tatr nawet się nie umywa, ale zawsze jest to coś ;) Zdziwiło mnie, że na szczycie Romanki leżał śnieg. Był to lekki szok po ostatnich ciepłych tygodniach. Jak się okazało, śniegu miałem okazję tego dnia oglądać pełno...

Pomiędzy Rysianką a Romanką spotkałem na szlaku wielu innych wędrowców, natomiast za Romanką tak jakby wszyscy „wyparowali”. Wydaje mi się, że szlak na który się wówczas skierowałem – niebieski z Romanki do Sopotni – jest mało popularny. Można było na nim wyczuć prawdziwą dzikość tych okolic. Wokół całkowita cisza, ani jednej żywej duszy... i naprawdę sporo śniegu! Tak wyglądała większość odcinka z Romanki do szczytu Kotarnica (1156 m n.p.m):


W drodze na Kotarnicę szlak przebiega przez jeszcze jedną halę – Halę Majcherkową. Oferuje ona świetny widok na Pilsko:


Na Kotarnicy jest skrzyżowanie szlaków – niebieski biegnie dalej do Sopotni Małej, potem na Jastrzębicę i do Żywca, natomiast można również odbić czarnym do Sopotni Wielkiej. Ja właśnie tak uczyniłem. Zejście do Sopotni Wielkiej było mozolne ze względu na spore nachylenie trasy i mnóstwo luźnych kamieni na ścieżce. Musiałem bardzo uważać. Czarny szlak przebiega głównie przez obszary zalesione, jednak ze względu na wycinkę drzew jest sporo miejsc z których otwierają się piękne widoki: zarówno na północny-zachód w stronę Żywca, jak i na Babią Górę i Pilsko od strony wschodniej. Niestety psująca się pogoda sprawiła że nie mogłem doświadczyć pełni piękna tych widoków.

Tak jak wcześniej napisałem, szlak za Romanką był całkowicie pozbawiony turystów – lecz parę kilometrów przed Sopotnią Wielką w końcu natrafiłem na innych wędrowców. Było to ciekawe spotkanie... W pewnym momencie zza zakrętu wyłoniło się czterech nieco starszych panów w góralskich strojach, którzy zagadnęli do mnie w typowej mowie góralskiej. Pierwszy raz w moim życiu ktoś się do mnie odezwał „po góralsku” i musiałem się trochę wysilić żeby ich zrozumieć. Okazali się jednak bardzo przyjaźni, pytali się mnie dokąd idę i jak było na trasie, a do tego zaproponowali mi wspólne wypicie gorzałki ;) Na wszelki wypadek wolałem jednak nie skorzystać z tej propozycji, gdyż mam dość niską odporność na alkohol, a byliśmy w odludnym miejscu i nie chciałem ryzykować... Pożegnaliśmy się życzliwie i ruszyliśmy w swoje strony – oni na Romankę, a ja do Sopotni Wielkiej.

Gdy tam dotarłem, zastałem przy szlaku piękną kwitnącą magnolię:


Oczywiście będąc w Sopotni musiałem pójść zobaczyć słynny wodospad sopotniański, który znajduje się w miejscu zakończenia czarnego szlaku. Zatrzymałem się tam kilka minut, przysłuchując się z przyjemnością potężnemu hukowi spadającej wody.


Spod wodospadu było lekko ponad godzinę do Korbielowa, miejsca zakończenia mojej wycieczki. Ten odcinek trasy przebiegał szlakiem żółtym, który się wspina z Sopotni Wielkiej na górę Łabysówka (904 m n.p.m), a następnie schodzi do Korbielowa. Odcinek niespecjalnie trudny, przeważnie zalesiony, jednak idąc pod górę z Sopotni przebiega przez kilka malowniczych polan, z których mogłem oglądać szczyty Rysianki i Romanki, na których byłem zaledwie parę godzin wcześniej.



Od Łabysówki do Korbielowa szlak jest niemalże całkowicie pozbawiony widoków – a jednak to właśnie na tym odcinku udało mi się pomiędzy drzewami ustrzelić całkiem fajną fotkę Pilska z kotłującymi się nad nim chmurami.


Ostatnie zejście do Korbielowa przebiegło malowniczym, całkiem stromym wąwozem. I tak oto parę minut po 16:00 zakończyłem wycieczkę – dwie godziny wcześniej niż planowałem. Moja mapa chyba trochę przeceniła czas przejścia tej trasy – choć na pewno skróciłem ją sobie gubiąc szlak pomiędzy Żabnicą a Rysianką ;) Wróciłem do Żywca i Bielska-Białej zapchanymi do granic możliwości busami, lecz nieco niewygodna podróż absolutnie nie była w stanie zepsuć mojego humoru, który był świetny po przejściu tak pięknej trasy. Coż powiedzieć więcej? Wyprawa w 100% udana!

czwartek, 10 kwietnia 2014

06.04 Praszywka, Bendoszka i Przegibek

Trasa: Sól – Łysica – Praszywka Wielka – Przełęcz Przysłop Potócki – Bendoszka Wielka – Przełęcz Przegibek – Rycerki – Przełęcz Młada Hora – Hutyrów – Rycerka

Na niedzielę planowałem popołudniową wycieczkę, lecz w obliczu prognoz przepowiadających deszcz po południu zmieniłem plany i zdecydowałem się na poranną. A tymczasem, jak na ironię, niedzielne przedpołudnie było pochmurne a popołudnie znacznie ładniejsze... Cóż, przynajmniej zaliczyłem ładną trasę. Razem z Iloną wybrałem się w Beskid Żywiecki i po raz pierwszy zapuściliśmy się w głąb tzw. Worka Raczańskiego, docierając do schroniska na Przegibku. Wycieczkę rozpoczęliśmy na dworcu kolejowym w Soli a zakończyliśmy na stacji w Rycerce.

Początkowy odcinek naszej trasy wiódł szlakiem czarnym z Soli, wchodząc na szczyt Łysicy (704 m n.p.m) a następnie schodząc do Rycerki. Już na samym początku wędrówki mieliśmy przygodę, gdyż szlak przecinał całkiem pokaźny strumień, Słanicę, lecz nie było tam żadnego mostu – byliśmy zmuszeni przejść w bród. Na szczęście woda była na tyle płytka że nogi nam zmokły tylko troszeczkę. Dalej weszliśmy na Łysicę, z której roztaczają się całkiem ładne widoki na okolicę, lecz tego dnia niestety wszystko tonęło w niskich chmurach. Zeszliśmy do Rycerki i przez kilka minut podążaliśmy asfaltem, po czym szlak odbił z drogi na prawo i rozpoczęło się podejście na Praszywkę Wielką.

Trzeba przyznać że to podejście było dość wymagające. Jednak turystów wspinających się tą trasą może pokrzepić wspaniała panorama, jaka otwiera się mniej więcej w połowie drogi na Praszywkę. Od strony wschodniej można oglądać grzbiet Mładej Hory, a za nią szczyt Muńcuła. Jest to piękny widok i nawet przy tak kiepskiej pogodzie ten odcinek szlaku bardzo nam się spodobał.


Za tym swoistym „tarasem widokowym” czarny szlak znów zagłębia się w las i wspina się na Praszywkę Wielką (1044 m n.p.m), po czym dość stromo schodzi do Przełęczy Przysłop Potócki (845 m n.p.m). Schodząc na przełęcz widzieliśmy przed sobą kolejny cel do zdobycia – Bendoszkę Wielką:


Wkrótce po tym, jak rozpoczęliśmy ponowną wspinaczkę od przełęczy, szlak dołączył do całkiem szerokiej leśnej drogi, używanej zapewne dość intensywnie przez leśników gdyż na każdym kroku było widać ślady ich pracy. Drogą tą szło się fajnie i łatwo... tak bardzo, że przegapiliśmy miejsce gdzie szlak odbił od drogi i kontynuował wspinaczkę północnymi stokami Bendoszki. A my, idąc sobie radośnie wygodną drogą, dopiero po dłuższym czasie zdaliśmy sobie sprawę z tego że zgubiliśmy szlak. Przynajmniej wiedzieliśmy w którym kierunku pójść aby na niego wrócić, ale to wiązało się z koniecznością wspinaczki „na dziko” po stromych zboczach Bendoszki. Trudno, nie było wyjścia. Okropnie się namęczyliśmy wdrapując się po bardzo ostrym stoku, ale przynajmniej mieliśmy na pocieszenie to, że gdybyśmy nie zgubili szlaku i nie przeszli tamtędy, zapewne nie byłoby nam dane oglądać poniższej ładnej panoramy na Mładą Horę i Muńcuł:


Wreszcie koniec męczarni – przed nami krzyż na szczycie Bendoszki Wielkiej:


Widoki z Bendoszki były tego dnia mocno ograniczone, lecz i tak piękne.


Dotychczas prawie nikogo na szlaku na spotkaliśmy, ale na szczycie Bendoszki było sporo turystów. Pełno ich było również w schronisku na Przegibku, do którego z Bendoszki jest rzut beretem. Zatrzymaliśmy się tam aby zjeść i wypić co nieco. Schronisko na Przegibku zyskało miano mojego ulubionego jeśli chodzi o atmosferę w środku :) Jadalnia jest wyjątkowo klimatyczna.

Poniżej widok sprzed schroniska na górę Bania na pograniczu polsko-słowackim.


Piwo i góry :)


Idąc dalej od Przegibka można zwiedzić najpiękniejsze i najdziksze obszary Worka Raczańskiego, lecz my zostawiliśmy je na inną okazję i skierowaliśmy się w stronę Rycerki. Plan był taki aby zejść zielonym szlakiem z Przegibka, potem wejść niebieskim na Przełęcz Młada Hora i dalej czerwonym do Rycerki. Zielony szlak za Przegibkiem początkowo prowadzi przez las, ale potem wychodzi na obszar bez drzew, na którym prowadzona jest intensywna wycinka lasu. Dzięki temu z tego odcinka szlaku jest piękna panorama na wschód, m.in. na Muńcuł, Mładą Horę, Jaworzynkę i Rycerzową.


Przy szlaku leżało pełno bali po wyciętych drzewach, a niektóre wręcz tarasowały nam drogę, przez co musieliśmy się trochę pogimnastykować ;)


Tak jak na odcinku za Przełęczą Przysłop Potócki, szliśmy szeroką drogą używaną przez leśników. I tak jak wtedy, podążanie taką łatwą drogą uśpiło naszą czujność i po raz kolejny nie zauważyliśmy kiedy szlak odbił od tej drogi... Tak jak wtedy, zorientowaliśmy się o tym znacznie później i ponownie musieliśmy „na dziko” wracać na szlak. Przynajmniej tym razem wiązało się to z schodzeniem zamiast stromego podejścia. Powróciliśmy na zielony szlak niemalże dokładnie w miejscu gdzie krzyżuje się z niebieskim szlakiem, prowadzącym do Soblówki. Wybraliśmy tenże kierunek i rozpoczęliśmy wspinaczkę po stokach Mładej Hory. Podejście było dość długie, lecz za to łatwiejsze od poprzednich, a przy tym widokowe, oferując panoramy na zachód, m.in. na Praszywkę Małą.



W pół godziny dotarliśmy do osady na Przełęczy Młada Hora (873 m n.p.m). Akurat wtedy pogoda się znacząco poprawiła, wyjrzało słońce, zrobiło się ciepło. Chyba dzięki temu jeszcze bardziej okolica ta sprawiła wrażenie idyllicznej. Wszędzie wokoło zielono, z śmiało postępującą do przodu wiosną, z przepięknymi widokami na okoliczne góry. A w jednej z zagród sielski widok pasących się owiec...


Lecz proszę, cóż za niespodzianka – nawet w tej osadzie „na końcu świata” jest ulica Marszałkowska. Chyba większego kontrastu nie da się wymyśleć niż pomiędzy nią a jej odpowiednikiem w Warszawie ;)


Widok na osadę Młada Hora z czerwonego szlaku do Rycerki:


Czerwony szlak charakteryzował się przede wszystkim widokami na Muńcuł. Co chwila wyłaniały się piękne panoramy tej góry.



Jest również odcinek tego szlaku który oferuje okazałe widoki także na inne strony, m.in. na Dolinę Danielki (na poniższym zdjęciu), wycieczkę do której (patrz opis z 11 stycznia) wspominam z dużym sentymentem. Przy lepszej widoczności można by także oglądać z tego szlaku rozległe panoramy Beskidu Śląskiego i Baraniej Góry.


Mogę z całym przekonaniem polecić czerwony szlak z Rycerzowej i Mładej Hory do Rycerki. Jest łatwy do przejścia i bardzo widokowy. Tylko ostatni odcinek przed Rycerką, w okolicach góry Hutyrowa, jest zalesiony i nieco monotonny. Szybko przeszliśmy ten odcinek i znaleźliśmy się w Rycerce, gdzie udaliśmy się na stację kolejową. I coś podobnego... na Mładej Horze jest ulica Marszałkowska, a w Rycerce jest Belmont Avenue :)


Tak oto zakończyła się wycieczka, którą mogę zaliczyć do bardzo malowniczych i udanych, pomimo kapryśnej pogody. Na nadchodzący weekend planuję kolejne wycieczki... i przyznam się że plany mam ambitne, zwłaszcza na sobotę... ale nie chcę zapeszyć, więc nie powiem nic więcej na ten temat, a czy te plany uda mi się zrealizować czy nie – dowiecie się po niedzieli ;)

środa, 9 kwietnia 2014

05.04 Stary Groń, Hala Jaworowa i Beskid Węgierski

Trasa: Przełęcz Salmopolska – Grabowa – Stary Groń – Brenna – Hala Jaworowa – Kotarz – Hyrca – Migdały – Szczyrk Górny

Trasa sobotniej wycieczki była bardzo malownicza i w sam raz na piękny, słoneczny dzień. Tylko że... no właśnie, według wszystkich prognoz taka miała być pogoda w sobotę, a stało się inaczej. Trochę więc szkoda że śliczne widoki z tej trasy „zmarnowały” się w taki pochmurny dzień. Myślę że na Stary Groń i Beskid Węgierski jeszcze wrócę, przy lepszej pogodzie.

Założenie było takie aby z Przełęczy Salmopolskiej przejść pasmem Starego Gronia do Brennej, a następnie wspiąć się na pasmo Beskidu Węgierskiego i zejść do Szczyrku. Dojechałem na Przełęcz Salmopolską jednym z nielicznych kursujących tam PKS-ów z Bielska-Białej. W autobusie było sporo innych turystów, ale wszyscy ruszyli w odwrotną stronę niż ja, w kierunku Malinowskiej Skały. A ja udałem się czerwonym szlakiem na górę Biały Krzyż (940 m n.p.m), a następnie na Grabową (907 m n.p.m). Szlak ten jest przeważnie zalesiony, ale gdzieniegdzie ukazują się bardzo ładne panoramy, np. na Skrzyczne.


Na Grabowej skręciłem na szlak czarny, który doprowadził mnie przez las na pasmo Starego Gronia. Czekała mnie prawie godzina wędrówki płaską trasą po słabo zalesionym grzbiecie górskim, z którego po obu stronach jest pełno pięknych widoków. Ogromna szkoda że przy słabej pogodzie zdjęcia mi niezbyt wyszły, gdyż było na co popatrzeć: od zachodu na Pasmo Równicy i Pasmo Czantorii, a od wschodu na Kotarz i Stożek Breński. Jedynie następujące zdjęcia z widokami na zachód wyszły mi jako tako:



Przynajmniej na pocieszenie udało mi się sfotografować piękną kapliczkę:


Za szczytem Horzelica (798 m n.p.m) szlak zaczyna schodzić do Brennej. Wkrótce dochodzi do rozwidlenia szlaków, skąd można zejść do Brennej zielonym albo czarnym. Ja wybrałem zielony, który wychodząc z lasu oferuje naprawdę ładne widoki na Brenną, dolinę Brennicy oraz Równicę. Poniżej panorama tej ostatniej:


W Brennej nie doszedłem do samego centrum wsi, tylko poszedłem na skróty ulicą Sportową do szlaku niebieskiego, prowadzącego na Kotarz. Początkowo szlak podąża długą asfaltową drogą – ulicą Hołcyna. Szczerze to trochę nudnawo się tamtędy szło, wśród licznych zabudowań, ale przynajmniej znalazłem kolejną śliczną kapliczkę :)


Wreszcie asfalt się skończył i szlak rozpoczął wspinaczkę przez las po stokach Kotarza. Odcinek leśny też nie był specjalnie ciekawy, ale potem szlak wyszedł na jedno z najbardziej widokowych miejsc na tej trasie: Halę Jaworową. Ogromna, malownicza hala na północno-zachodnim zboczu Kotarza oferuje rozległe widoki zwłaszcza na zachód. Szkoda że przy takiej pogodzie widoki były mocno ograniczone, lecz i tak bardzo mi się w tym miejscu spodobało.



Za Halą Jaworową czekał mnie jeszcze króciutki odcinek przez las i znalazłem się na Kotarzu (974 m n.p.m), najwyższym punkcie tej wyprawy. Tu szlak niebieski się kończy, można natomiast pójść czerwonym na Przełęcz Salmopolską albo w przeciwną stronę do Szczyrku. Są tu piękne panoramy na grzbiet górski od Skrzycznego po Malinowską Skałę. Na szczycie Kotarza stoi też wyjątkowy obiekt: Ołtarz Europy. Zbudowano go z kamieni z różnych krajów i posiada ekumeniczną symbolikę, a na modlitwie przy nim spotykają się zarówno katolicy, jak i ewangelicy. Akurat gdy tam przyszedłem grupa turystów mówiąca w innym języku przygotowała się wraz z księdzem do odprawiania tam mszy – mogłem więc osobiście zobaczyć międzynarodowy charakter tego szczególnego miejsca.

Z Kotarza udałem się czerwonym szlakiem w stronę Szczyrku, pasmem Beskidu Węgierskiego. Szlak przebiega przez las, lecz w wielu miejscach otwierają się piękne panoramy na Skrzyczne.


Docelowo czerwony szlak prowadzi przez Przełęcz Karkoszczonka do Szczyrku Biłej, ja jednak odbiłem z niego przed górą Beskidek, w miejscu gdzie drewniany napis informuje o drodze do osiedla Migdały. Przez Migdały można zejść do ulicy Salmopolskiej, głównej drogi w Szczyrku Górnym. Bardzo polecam zejście z Beskidu Węgierskiego tą trasą, gdyż z Migdałów widoki na Skrzyczne są jeszcze lepsze. Zazdroszczę mieszkańcom tego osiedla, że codziennie z swoich okien mogą oglądać takie widoki:


W Szczyrku Górnym zakończyłem wycieczkę i wróciłem do Bielska-Białej wręcz nieprzyzwoicie tanim busem (za 4zł). Wielka szkoda tej wpadki meteorologów i niefortunnej pogody, ale wycieczka była i tak bardzo przyjemna i mogę gorąco polecić te okolice. Zarówno pasmo Starego Gronia, jak i Beskid Węgierski są chyba trochę niedoceniane, będąc w cieniu bardziej znanych pobliskich tras na Skrzyczne i Klimczok. A też są naprawdę warte odwiedzenia i powinny zadowolić turystów wybierających się w te strony.