poniedziałek, 30 września 2019

12.09 Polica

Trasa: Zubrzyca Górna - Przełęcz Zubrzycka - Czyrniec - Polica - Zawoja Centrum

Po przecudownej środowej wyprawie w słowackie Tatry Wysokie, w czwartek wczesnym rankiem wyjechałem z Zakopanego, aby zaliczyć jeszcze jedną trasę w Beskidach, a potem wrócić do Bielska-Białej po ostatnie rzeczy, jakie tam zostały, i zabrać je do Warszawy. A więc to był bardzo intensywny dzień! Akurat na trasie z Zakopanego do Bielska-Białej było mi po drodze, aby wybrać się na pasmo Policy, którym szedłem przedtem tylko raz (prawie równo rok wcześniej). Wszedłem na nie od wcześniej nieznanej mi strony, czyli od południa niebieskim szlakiem z Zubrzycy Górny, a zszedłem na stronę północną, zaliczając zielony szlak do centrum Zawoi. Pogoda na tą wycieczkę dopisała i była wprost perfekcyjna - słonecznie i ani za ciepło, ani za zimno.

Dojechałem z Zakopanego do Zubrzycy Górnej busem, z przesiadką w Nowym Targu. Na drodze przez Czarny Dunajec i Jabłonkę busik na przemian wjeżdżał w gęstą mgłę i znów z niej wyjeżdżał. Ta poranna mgła była jednym z zwiastunów rychłego nadejścia jesieni... Prezentowała się naprawdę imponująco, a potem jeszcze miałem świetny widok na nią z góry :) Początkowy odcinek trasy pokonywałem jednak w pełnym słońcu, bez widoku na mgłę. Z pętli autobusowej Zubrzyca Górna Zimna Dziura poszedłem asfaltową drogą do Przełęczy Zubrzyckiej, gdzie przy charakterystycznym pomniku skręciłem na szlak niebieski.


Szlak ten okazał się dość długi i żmudny: podejście na Policę zdawało się ciągnąć się w nieskończoność. A kiedy już myślałem, że osiągam wierzchołek tej góry, okazało się że to nie Polica tylko... Czyrniec (1318 m n.p.m.), z którego dalej trzeba trochę zejść, a potem znów się wspiąć by osiągnąć wierzchołek Policy (1369 m n.p.m.). Mimo sporej długości podejścia, szło się przyjemnie, w cieniu, przez las wręcz pachnący świeżością i dzikością. Mijałem po drodze ogromne masy krzaków jagód, niestety już przekwitłych... Wśród drzew za plecami tu i ówdzie prześwitywały widoki na Podhale, z wiszącymi nad nim płatami mgły. Nieco lepiej to zjawisko "morza mgieł" można było zobaczyć z ostatniej części podejścia na Policę:



Nieopodal, zdawałoby się że prawie na wyciągnięcie ręki, dumnie wznosiła się "Królowa Beskidów", Babia Góra:


Z szczytu Policy skierowałem się kawałeczek na wschód czerwonym szlakiem, po czym skręciłem na zielony szlak do Zawoi, którym szedłem po raz pierwszy. Kolejny odcinek tego szlaku - aż do skrzyżowania z niebieskim szlakiem z Mosornego Gronia - był następnym tego dnia, który się dłużył. Według mojej mapy miałem przejść ten odcinek w godzinę, a w istocie zajęło mi półtorej. I ten szlak był tak powtarzalny: cały czas prowadził wijącą się ścieżką, trawersującą Policę od północnej strony, po stromych stokach, przez gęsto zalesiony obszar. Większość szlaku wyglądała mniej więcej tak:




Ale w kilku miejscach pojawiły się widoki na północ, m.in. na pasmo Jałowca. I to jakie rozległe!




Nareszcie dotarłem do skrzyżowania z niebieskim szlakiem, po czym kontynuowałem wędrówkę zielonym szlakiem, teraz już bardziej zdecydowanie schodząc, do centrum Zawoi. Koło tego skrzyżowania był dłuższy odcinek przez przerzedzony las i z szerszymi dzięki temu widokami:


Dalsza część tego szlaku to wędrówka na przemian przez lasy i widokowe polany:




Sama końcówka zejścia do Zawoi to wędrówka przez łąki, skąpane w słońcu i wręcz z przesytem bujnej, "dojrzałej" późnoletniej zieleni:



Ostatnie zdjęcie z tej wycieczki przedstawia zabytkowy drewniany kościół z XVIII wieku w Zawoi. To nawet dość symboliczne, że jest na nim obiekt religijny, ponieważ po tej wycieczce czułem jak nigdy, jak bardzo powinienem być Bogu wdzięczny za te wszystkie moje piękne doświadczenia. 


Tą wdzięczność czułem tym bardziej dlatego, że wiedziałem iż to już naprawdę moja ostatnia "regularna" wyprawa po Beskidach. Gdy jeszcze tego samego dnia pod wieczór zabrałem resztki mojego dobytku z Bielska-Białej do Warszawy, już naprawdę żegnałem się z stolicą Podbeskidzia: od tego dnia nic mojego już tam nie zostało, i oficjalnie przestało mnie z tym miastem cokolwiek łączyć. Poza, oczywiście, ogromnym sentymentem. Nie wiem, czy kiedykolwiek zamieszkam tam znowu, ale wiem jedno: zarówno Bielsko-Biała, jak i otaczające to miasto góry, zawsze będą miały szczególne znaczenie w moim życiu :) 

11.09 Lodowa Przełęcz

Trasa: Tatrzańska Łomnica - Staroleśna Polana - Dolina Małej Zimnej Wody - Dolina Pięciu Stawów Spiskich - Dolinka Lodowa - Lodowa Przełęcz - Dolina Jaworowa - Jaworzyna Tatrzańska - Łysa Polana - Palenica Białczańska

Zastanawiacie się może, co we mnie wstąpiło, żeby po 23 dniach ponownie wybierać się na Lodową Przełęcz? No po prostu, ta trasa tak niesamowicie mi się spodobała, że zachciało mi się iść na nią drugi raz! Ale tym razem chciałem przejść ją w przeciwnym kierunku (tj. z wschodu na zachód), a zamiast kolejny raz iść przez Łomnicki Staw postanowiłem zaliczyć niebieski szlak z Tatrzańskiej Łomnicy do Wodospadów Zimnej Wody, Staroleśnej Polany i Chaty Rainera. Tak więc już na sam początek wycieczki było sporo nowości.

Do Tatrzańskiej Łomnicy przyjechałem bezpośrednio z Zakopanego autokarem firmy Strama. Równo o 7:30 ruszyłem w drogę niebieskim szlakiem. Pierwsze zaskoczenie nastąpiło już po kilku minutach, jeszcze na obszarze zabudowanym, kiedy dochodząc do jednego z typowych turystycznych hotelów, o nazwie Morava, usłyszałem muzykę w stylu lat siedemdziesiątych, a na placu przed budynkiem zobaczyłem... dużą grupę tańczących do niej ludzi! Co ciekawe, chwilę później muzyka się zakończyła, a oni wszyscy jak jeden mąż wrócili do środka. Co to za oryginalne zwyczaje, żeby wcześnie rano tańczyć na świeżym powietrzu? Dopiero gdy bezpośrednio mijałem hotel zauważyłem reklamę, która co nieco wyjaśniała. Według niej regularne imprezy "retro" odbywają się tam wieczorami, natomiast nie ma tam ani słowa o porannych potańcówkach. Może to, co widziałem, było próbą przed wieczornym balowaniem?


Kilka minut dalszej wędrówki i kolejne zaskoczenie. Oto pomiędzy obiektami infrastruktury narciarskiej kręciły się cztery sarny, które zupełnie nic sobie nie robiły z mojej obecności. 




Zwierzęta dawały się sfotografować, nawet z bliska, bez żadnych oporów.


W końcu dałem im spokój i poszedłem dalej. Przede mną wyłoniła się spektakularna panorama Łomnicy i okolicznych szczytów.


Ale równie spektakularne było to, co miałem za sobą: morze mgieł przelewające się przez Spisz.



Szlak wprowadził mnie w las, przez który szedłem przez kolejną godzinę bez specjalnych widoków: dość łagodnie, czasami w górę i czasami w dół, ale przeważnie płasko. Co było na tym szlaku cudowne to cisza i kompletny brak turystów. Na kolejnych ludzi natrafiłem dopiero przy Wodospadach Zimnej Wody. Potężne kaskady wody, spadające z hukiem z skał, wzbudzają respekt wobec sił natury.





W okolicach wodospadów ustawiono kilka tablic z zabawnymi historyjkami czy też legendami o tatrzańskich zwierzętach. Niestety minąłem tylko niektóre z nich, więc np. z opowieści o orle Karolu znam tylko tyle - kto chce znać treść całej historii, musi po prostu tam pójść :)


A tu Chata Rainera, która znajduje się nieopodal wodospadów. W środku imponująca kolekcja rozmaitych fotografii, pamiątek, narzędzi, trofeów i innych bibelotów. Właściciel sprawiał wrażenie bardzo sympatycznego i budził zaufanie, więc poprosiłem go o pomoc - zdawało mi się, że złapałem kleszcza na szyi, i chciałem żeby sprawdził co się stało. "Chatkowy" popatrzył uważnie i ku mojej uldze oświadczył, że żadnego kleszcza tam nie ma :)


Następnie czekało mnie podejście Tatrzańską Magistralą do Schroniska Zamkowskiego. Znałem ten odcinek z wycieczki z 14.09.2017, ale tym razem mogłem znacznie bardziej delektować się widokami niż wtedy, gdy praktycznie zbiegałem tym szlakiem aby zdążyć do Schroniska Zbójnickiego przed ulewą i nocą. Dzięki temu "odczarowałem" ten szlak - wcześniej kojarzył mi się tylko z stresem, a teraz z takimi widokami jak poniżej :)



Całą długość zielonego szlaku pomiędzy Schroniskiem Zamkowskiego i Jaworzyną Tatrzańską opisałem w mojej relacji z 19 sierpnia. Nie będę więc zbytnio się rozpisywać tym razem - powiem tylko tyle, że tym razem pokonując tą trasę w przeciwnym kierunku zauważyłem sporo pięknych panoram, które poprzednio mi umknęły. I jeszcze jedno: nieporównywalnie lepiej podchodzić na Lodową Przełęcz od strony Doliny Pięciu Stawów Spiskich i Dolinki Lodowej, niż schodzić tamtędy. Przy tak koszmarnie kruchym i niestabilnym podłożu łatwiej idzie się w górę. Z drugiej strony od Doliny Jaworowej też łatwiej podchodzić na przełęcz, niż schodzić... Mimo wszystko różnica jest bardziej zauważalna na odcinku od Lodowego Stawu na Lodową Przełęcz, więc po namyśle to jednak bardziej bym polecał iść tą trasą z wschodu na zachód, zamiast z zachodu na wschód. Dobrze wziąć z sobą kijki (tak właśnie uczyniłem tym razem), żeby sobie pomóc przy zejściu z Lodowej Przełęczy do Doliny Jaworowej. Wtedy podczas całej trasy naprawdę nie ma za bardzo czym się przejmować :)

Przejdźmy do zdjęć tej niesamowicie widokowej trasy. Na początek Dolina Małej Zimnej Wody:




Schronisko Tery'ego i panorama spod niego:



Dolina Pięciu Stawów Spiskich:







Podejście na Lodową Przełęcz:



Panoramy z Lodowej Przełęczy:



Zejście do Zadniej Doliny Jaworowej:






Dolina Jaworowa w świetle szybko zachodzącego słońca:





Jeden z odcinków szlaku który mocno ucierpiał na skutek ulewnych deszczy w lipcu ubiegłego roku, które doprowadziły do trwającego niemal równo rok zamknięcia tej trasy:


Tu mała dygresja. Gdy odpoczywałem na Lodowej Przełęczy, siedziała tam również grupa Francuzów. Zeszli oni przede mną do Doliny Jaworowej, a ponieważ mieli znacznie szybsze tempo zniknęli mi dość prędko z oczu. Gdy schodziłem Doliną Jaworową zapadał zmrok, na szlaku panowała totalna cisza i byłem święcie przekonany, że poza mną już nikt nie schodzi tak późno z gór. Wspaniałe uczucie, być samemu na tak dzikim i odludnym szlaku! A tu nagle... z naprzeciwka, czyli od strony Jaworzyny Tatrzańskiej, nadchodzi ta sama grupa Francuzów! Pytam się ich, czemu się cofają, a oni odpowiadają, że idą coś zjeść. Zjeść? Czemu idą w tym celu do góry, i to o tej porze, kiedy zaczyna robić się ciemno? Nie zadawałem im już tych pytań, choć bardzo mnie nurtowały. Mam nadzieję, że nic im się nie stało i że zeszli szczęśliwie z gór pomimo ciemności - bo to, że schodzili już całkiem po ciemku, jest pewne jak amen w pacierzu.

Tymczasem ja jeszcze mogłem podziwiać dolną część Doliny Jaworowej przy naturalnym świetle. O zachodzie słońca widoki, zarówno na Tatry Bielskie przede mną jak i na Tatry Wysokie za mną, były fenomenalne. Idealne zakończenie tego przepięknego dnia i - prawdopodobnie - moich tatrzańskich przygód w roku 2019.








Ostatni etap mojej wędrówki to wędrówka asfaltową drogą, dosłownie w ostatkach światła dziennego, na Łysą Polanę. A ponieważ miałem obawy, że może już o tej porze (prawie 20:00) nie być busów do Zakopanego, przeszedłem jeszcze na Palenicę Białczańską, żeby w razie czego poprosić jakichś schodzących późno z gór wędrowców o podwiezienie mnie. Na szczęście na parkingu jeszcze oczekiwało kilka busów i pierwszym z nich wróciłem do Zakopanego. Jak mogę opisać moje uczucia po tej wyprawie, prawdopodobnie ostatniej w Tatrach na dłuższy czas? Po prostu pełna satysfakcja. Na tej wycieczce dosłownie wszystko było udane! Jeśli żegnać się tymczasowo z Tatrami to właśnie w taki pozytywny sposób :)