piątek, 19 kwietnia 2019

14.04 Gancarz, Groń Jana Pawła II i Leskowiec

Trasa: Inwałd - Przykraźń - Susfatowa Góra - Przełęcz Sosina - Gancarz - Przełęcz Pod Gancarzem - Groń Jana Pawła II - Leskowiec - Targoszów - Gajka - Wróblówka - Las - Kocoń - Ślemień

Ta relacja będzie dość długa, bo i wycieczka była długa. Ale za to jaka ciekawa! Odkryłem sporo szlaków, którymi nigdy wcześniej nie miałem okazji chodzić, we wschodniej części Beskidu Małego, a przede wszystkim wziąłem udział w słynnej mszy św. z okazji Niedzieli Palmowej na Groniu Jana Pawła II. Dzień był naprawdę piękny, także ze względu na pogodę, która w odróżnieniu od poprzedniego dnia była wiosenna, a nie zimowa ;) Więc niemal dokładnie 10 godzin spędzonych w górach (start z Inwałdu o 8:15, meta w Ślemieniu o 18:15) było prawdziwą przyjemnością.

Ruszyłem w góry z Inwałdu żółtym szlakiem. Jego początkowy odcinek był bardzo zielony i wiosenny...


Ale potem klimaty zrobiły się na chwilę bardziej jesienne ;)


Z pierwszego punktu widokowego na trasie było widać w oddali zabudowania Andrychowa.


Potem jednak przez bardzo długi czas żadnych dalekich widoków nie było. Żółty szlak, a następnie zielony, są dość gęsto zalesione. Za to zamiast rozległych panoram mogłem nacieszyć oczy licznymi bogato ozdobionymi kapliczkami przy trasie.





W pewnym momencie, przekraczając powalone drzewo, zauważyłem, że leży na nim mała książeczka. Pochodziła ona z Ekstremalnej Drogi Krzyżowej, która w nocy z piątku na sobotę pokonywała długie dystanse w Beskidach i najwyraźniej również przeszła tym szlakiem.


Zajrzałem do środka i zobaczyłem, że na każdej stronie znajduje się krótka historyjka będąca świadectwem relacji autora z Bogiem i innymi ludźmi. Moim pierwszym odruchem było, aby tą książeczkę zabrać z sobą, ale potem pomyślałem: a może jeśli pozostawię ją tam to trafi na nią ktoś inny, komu te świadectwa mogą zrobić jakąś różnicę w życiu? Odłożyłem ją więc na miejsce. Ciekawe, czy ktoś inny ją wziął, czy też do dziś dnia tam leży ;) A dla własnej lektury zrobiłem zdjęcia każdej z stron. Również tutaj je wklejam, na wypadek jakby ktoś z Was był zainteresowany przeczytaniem tych ciekawych świadectw. Myślę, że autorzy nie obrażą się za powielanie ich materiału, skoro pisząc go zależało im na szerzeniu Dobrej Nowiny :)

















Ruszyłem w dalszą drogę. Szlak był szeroki, łagodny i przyjemny, słońce świeciło, a jego promienie przebijały się przez gałęzie drzew i padały prosto na leśną dróżkę...


Łatwy spacerek był tylko do czasu. Zielony szlak rozpoczął podejście na Gancarz, które jest dość strome. Pokonywałem je powolutku, aby się nie zmęczyć. Ze względu na sporą różnicę wysokości przy szlaku dość szybko pojawił się śnieg. Nie był to stary śnieg z zimy, ale świeży, z piątku/soboty. Tych opadów śniegu musiało być wtedy całkiem sporo na wschodnich krańcach Beskidu Małego, więcej niż chociażby w Bielsku-Białej.


Na szczycie Gancarza (795 m n.p.m.) zastałem drewniany krzyż...


Oraz pierwsze, nieco ograniczone widoki na niższe partie Beskidu Małego:


Była 11:00, a więc została mi jeszcze godzina do rozpoczęcia mszy św. w sanktuarium na Groniu Jana Pawła II - akurat wystarczająco czasu, aby dojść tam na spokojnie. Poszedłem dalej przez las, i wszystko było zupełnie normalne aż do momentu, w który zauważyłem przed sobą mężczyznę prowadzącego... konia.


Wkrótce potem zrównałem się z nim i nawiązaliśmy krótką rozmowę. Okazało się, że ten koń jest w górach po raz pierwszy, ale ogólnie ten pan niejednego już konia wziął w góry. Przyszli z Kaczyny, a zmierzają w tym samym kierunku co ja, czyli na mszę. Ciekawy, ale bardzo sympatyczny pomysł, żeby na mszę wziąć z sobą konia!


Tuż przed szczytem Gronia Jana Pawła II pojawił się dość rozległy widok:


Przyszedłem pod sanktuarium na 10 minut przed rozpoczęciem mszy św. Już czekało tam sporo wiernych.


Przybywali kolejni, niosąc z sobą coraz to ciekawsze palmy:


Na początek mszy palmy zostały uroczyście poświęcone:


A po zakończeniu mszy ksiądz oraz jej uczestnicy ustawili się do pamiątkowego zdjęcia z palmami. W niektóre z tych egzemplarzy lokalni mieszkańcy musieli włożyć sporo trudu, ale jakże piękne były owoce ich pracy!


Po mszy zszedłem do schroniska, aby zjeść co nieco. Obawiałem się, że ze względu na dużą liczbę obecnych tam wiernych i turystów będę musiał bardzo długo czekać na jedzenie. Ale na szczęście właściciele schroniska otworzyli na ten czas chatkę grillową obok głównego budynku, gdzie mogłem bardzo szybko zakupić pyszną (i ogromną!) kiełbasę. Po posiłku udałem się w dalszą drogę. Czasu do końca dnia zostało jeszcze pełno, a pogoda była bardzo ładna, więc postanowiłem maksymalnie wykorzystać czas w górach i jeszcze sporo po nich tego dnia połazić. Na początek skierowałem się na Leskowiec, zostawiając za sobą widok na Magurkę Ponikiewską.


Leskowiec był na dobrą sprawę pierwszym odwiedzonym przeze mnie ważniejszym szczytem w Beskidach. O mojej wizycie tam możecie przeczytać w jednym z pierwszych wpisów na tym blogu, z 05.10.2013. Ależ to były dawne dzieje! Wspaniale było tam wrócić, chociaż powtórne wejście na ten szczyt przypomniało mi o tym, że pod względem widoków Leskowiec trochę pozostawia do życzenia. Trzeba zejść z szlaku po północnej stronie jego wierzchołka, aby obejrzeć jedyny naprawdę ciekawszy widok - na Gancarz:


Jest jeszcze widok w kierunku południowym, ale bardzo ograniczony. Tutaj do zdjęcia załapał się słodki bobasek :)


Moja dalsza wędrówka przebiegała czerwonym szlakiem w kierunku południowo-zachodnim, a następnie przed Przełęczą Beskidek skręciłem w lewo na ścieżkę dydaktyczną, tzw. "szlak buków". Zszedłem tą drogą do Targoszowa. Skręciłem odrobinę za wcześnie i kilka minut szedłem poza szlakiem, nim dotarłem do ścieżki dydaktycznej. Ale to się naprawdę dobrze złożyło, ponieważ dzięki temu odkryłem niezwykłą kapliczkę, znajdującą się na zupełnym uboczu. Obklejona jest całą masą ciekawych pamiątek, z których na pewno każda ma szczególną historię do opowiedzenia.





Sam "szlak buków" pod względem widoków nie był szczególnie ciekawy. Ale już na dole, w Targoszowie, czekały na mnie kolejne kapliczki:



W Targoszowie skręciłem w prawo w niewielką asfaltową drogę i doszedłem nią "na skróty" do zielonego szlaku u podnóży Gajki. Ten odcinek szlaku również obfituje w kapliczki, których zdjęcia możecie zastać w mojej relacji z 28.10.2017. Tym razem poprzestałem na sfotografowaniu pięknego widoku, oraz... ciekawych "dekoracji" przy jednym z mijanych domostw :)




Nie trzymałem się zielonego szlaku na długo. Podczas gdy szlak skręca w prawo i podchodzi na Czarną Górę, ja udałem się na wprost, drogą gruntową przez malownicze łąki.


Czasami pozaszlakowe "eksperymenty" kończą się dla mnie bardzo źle, ale tym razem nie miałem najmniejszych problemów. Wygodna, wyraźna dróżka poprowadziła mnie przez las, mijając przysiółek Wróblówka, i potem dołączyła do czarnej ścieżki dydaktycznej z Jaskini Komonieckiego do Lasu. Wyszedłem z lasu w... no właśnie, nie w Lesie, tylko jak się okazuje w Lasie :)


Wiele już zamieściłem zdjęć kapliczek w tej relacji, ale ta szczególnie mi się podobała.


Ostatnia część mojej wędrówki to kolejna radosna pozaszlakowa improwizacja. Do odjazdu busa do Bielska-Białej pozostało mi jeszcze prawie półtorej godziny i nie chciałem przez ten czas bezczynnie czekać. Miałem ochotę wejść na Małysiaków Groń, który to zdobywałem podczas pamiętnego halnego 11.12.2017, ale miałem na to troszkę za mało czasu. Zadowoliłem się więc przejściem przez łąki na południowych zboczach Małysiakowego Gronia aż do Koconia, podziwiając przy tej okazji panoramę Beskidu Małego.



Przeszedłem przez Kocoń ulicami: Zacisze oraz Łączną. Na tej drugiej moja trasa na chwilę zdublowała się z tą z owej wycieczki podczas halnego (notabene, halny zaczął wiać również tego niedzielnego popołudnia, ale oczywiście z znacznie mniejszą intensywnością), a następnie połączyła się z niebieskim szlakiem, którym zszedłem do Ślemienia. Cały ten odcinek przebiegał po bardzo malowniczych asfaltowych drogach, na których ruch samochodowy był znikomy. Miałem rozległe widoki po obu stronach: po prawej Beskid Mały, a po lewej Beskid Makowski.




Mało wam było kapliczek? Proszę, oto dwie kolejne :) Pierwsza jest nawet dość istotna, o czym świadczy tablica przy niej informująca, że upamiętnia stoczoną w tym miejscu walkę pomiędzy konfederatami barskimi i Moskalami w 1768 roku (tak przynajmniej twierdzi angielska i słowacka wersja tekstu na tablicy - na polskiej wersji widnieje data 1868, ale opierając się na mojej wiedzy z historii śmiem wątpić w jej poprawność). Nosi nazwę Przemienienia Pańskiego.



Ostatni odcinek niebieskiego szlaku przed Ślemieniem mija Park Etnograficzny Ziemi Żywieckiej.




Kończę tą relację bardzo optymistycznym wiosennym akcentem. Kraina śniegu i lodu w Beskidzie Żywieckim poprzedniego dnia zdawała się już odległym wspomnieniem. Nie ma wątpliwości - w Niedzielę Palmową wiosna przyszła na stałe! :)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz