wtorek, 6 maja 2014

26.04 Hala Słowianka

Trasa: Żabnica – Płone – Hala Słowianka – Abramów – Grapa – Węgierska Górka

Plany ekstra-długiej wycieczki na Rysiankę i Pilsko zostały odłożone na bok ze względu na bardzo złe prognozy pogody. Zamiast tego ja i moi towarzysze, Daniel i Rachael, zdecydowaliśmy się na znacznie krótszą trasę w Beskidzie Żywieckim, z Żabnicy przez Halę Słowianka do Węgierskiej Górki. Trasa wyglądała na dość łatwą i możliwą do pokonania nawet w złych warunkach atmosferycznych. Jak się okazało pogoda była – wbrew prognozom – naprawdę niezła. Nie żałuję jednak rezygnacji z Rysianki i Pilska, gdyż w wyższych partiach gór mgły i chmury utrzymały się przez cały dzień, o czym przekonałem się z strony schroniska na Rysiance na Facebooku. Nic byśmy tam więc nie zobaczyli.

A w niższych partiach Beskidu Żywieckiego zobaczyliśmy tego dnia naprawdę dużo... Rozpoczęliśmy wycieczkę o godzinie 12:30 na przystanku autobusowym Żabnica Skałka. Było pochmurno, wietrznie, chłodno, ale nie padało. Nasz pierwotny plan zakładał dojście na Halę Słowianka najkrótszą trasą, czyli czarnym szlakiem, lecz w obliczu braku deszczu stwierdziliśmy że nie zaszkodzi nieco naszą wycieczkę przedłużyć ;) Po chwili więc zboczyliśmy z czarnego szlaku na asfaltową drogę prowadzącą do osady Płone, skąd chcieliśmy dojść na Halę Płone u podnóży Romanki i stamtąd udać się na Halę Słowianka.

Marsz asfaltem przez las był troszkę nudny, ale przynajmniej podejście było bardzo łatwe. Gdy wyszliśmy z lasu ukazały się nam zabudowania osady Płone. Jest czego pozazdrościć mieszkańcom tej okolicy, gdyż mają z domów wspaniałe widoki na okoliczne góry. Zwłaszcza widok na najbliższy szczyt, Romankę, prezentuje się szczególnie okazale. Tak okazale, że zamieszczę aż trzy zdjęcia ;)





Poszliśmy dalej asfaltem, który wije się zygzakiem przez osadę Płone. Przy końcu zabudowań kończy się również asfalt, lecz dalsza trasa oznaczona jest znakami szlaku rowerowego więc ciężko się zgubić. Szlak rowerowy poprowadził nas przez Halę Płone do skrzyżowania szlaków: niebieskiego na Romankę, czerwonego na Rysiankę i połączonych szlaków na Halę Słowianka. Nasza dalsza wędrówka przebiegała właśnie tym „podwójnym” odcinkiem. Cały czas mieliśmy piękne widoki na Słowiankę, a przy lepszych warunkach moglibyśmy również podziwiać pejzaż pasma górskiego od Rysianki przez Lipowską po Redykalny Wierch. Tego dnia groźnie wyglądające chmury przykryły to pasmo, co i tak stworzyło niezłe widowisko.


Gdy zbliżaliśmy się do Hali Słowianka, zaczął padać zapowiadany na ten dzień deszcz. Z ulgą myśleliśmy o tym, że za chwilę dojdziemy do schroniska. Przynajmniej myśleliśmy że na Hali Słowianka jest schronisko, ale jak się okazało budynek tam – górska stacja turystyczna Słowianka – jest prywatny. Okazało się również, że był tego dnia zamknięty, ale właściciel zauważył nas kręcących się przy drzwiach i otworzył je nam. Właściciel był bardzo sympatyczny i pozwolił nam przeczakać deszcz, sprzedał nam również kawę i ciasteczka. Sam obiekt jednak sprawił na nas gorsze wrażenie od jego właściciela: mały i trochę zaniedbany. Ale nie mogliśmy narzekać, bo gdyby nie obecność tego budynku moklibyśmy na niezłej ulewie. Na szczęście po kilkunastu minutach opady przeszły i mogliśmy ruszyć dalej.

Oczywiście po deszczu szlaki zamieniły się w strumienie błota. Stan naszych butów i spodni po tej wyprawie pominę milczeniem... Z Hali Słowianka szliśmy do Węgierskiej Górki cały czas czerwonym szlakiem, który należy do Głównego Szlaku Beskidzkiego. Najpierw mieliśmy niezbyt strome zejście przez las, po którym wyszliśmy na obszar na którym prowadzona jest wycinka drzew. Normalnie byłyby tam niezłe widoki na południe, ale nie przy takiej pogodzie. Leśnicy utworzyli tam szeroką drogę w celu wywózki drewna. Z własnego doświadczenia (patrz opis niedawnej wyprawy na Przegibek) wiem, że w takich miejscach najłatwiej o zgubienie szlaku. Gdy się dociera do takiej nowo powstałej leśnej drogi, nietrudno przeoczyć miejsce w którym szlak od niej odbija. Oczywiście, tak się stało i tym razem. Na szczęście zauważyliśmy nasz błąd w miarę szybko i zdołaliśmy odnaleźć szlak.

Gdy zbliżaliśmy się do osady Tokarnia i góry Abramów (857 m n.p.m), zaczęło się dość szybko przejaśniać. Pomiędzy Tokarnią i Abramowem szlak oferuje rozległą panoramę na grzbiet górski od Rysianki po Redykalny Wierch. Odchodzący w tym kierunku wał chmur nadał tej panoramie wyjątkowo majestatyczny charakter. Tak bardzo mi zaimponował ten widok, że znów muszę tu zamieścić trzy zdjęcia ;)




Od Abramowa do Węgierskiej Górki szlak właściwie cały czas przebiega na przemian przez las i łąki. Jest naprawdę malowniczy. Oprócz wspomnianych panoram w stronę południową, również od północy ukazują się niezłe widoki na pasmo górskie przez szczyty Skała i Magura. Patrząc na nie, przypominałem sobie jak przeszłedem tamtędy w niesamowicie gęstej mgle w listopadzie ubiegłego roku.


W górach piękna jest nie tylko ich wielkość i rozległość widoków, lecz również te małe rzeczy. Jak na przykład kwiaty i inne ciekawe rośliny. Albo ten ogromny żuk :)


W miarę zbliżania się do Węgierskiej Górki, przy coraz lepszej pogodzie, zaczęły nam się ukazywać panoramy na Beskid Śląski, po drugiej stronie doliny Soły:


Po naszej lewej stronie, czyli na południe, mieliśmy górę Prusów. Jej stoki wprost tonęły w zieleni :)



Ta kapliczka, którą minęliśmy na górze Grapa tuż przed Węgierską Górką, to zdecydowanie jedna z najbardziej bogato ozdobionych jakie spotkałem na beskidzkich szlakach :)


Przebijające się przez chmury promienie słoneczne stworzyły piękny spektakl nad Węgierską Górką i szczytami Pasma Baraniej Góry:



Ostatni odcinek naszej wędrówki przebiegał asfaltem, wzdłuż drogi z Żabnicy do Węgierskiej Górki. Właściwie tutaj był to bardziej bieg aniżeli wędrówka, gdyż chcieliśmy zdążyć na pociąg do Bielska-Białej. Udało się ;) Drugi z sześciu dni w górach zaliczony!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz