poniedziałek, 19 maja 2014

13.05 Czupel (prawie)

Trasa: Czernichów – Suchy Wierch – Rogacz – Polana Przysłop – Łodygowice

We wtorek wyszedłem czwarty dzień pod rząd w góry, co możecie uznać trochę za szaleństwo, zwłaszcza po nie do końca przyjemnych doświadczeniach w drodze na Błatnią poprzedniego dnia. Ale wszystkie prognozy pogody trąbiły o tym że miało lać bez przerwy od środy do soboty (tak zresztą się stało) i ostrzegały przed możliwością powodzi. Spodziewałem się więc, że następny weekend może nie nadawać się do wyjścia w góry, i w związku z tym chciałem skorzystać z ostatniej okazji na górską wycieczkę przed nadejściem ulew.

Wtorkowy poranek okazał się prześliczny. Przy bezchmurnym niebie dojechałem o 6:40 do Czernichowa, skąd chciałem wejść na Czupel (933 m n.p.m), najwyższy szczyt Beskidu Małego, a następnie zejść do stacji kolejowej w Łodygowicach. Niestety, planując tą wyprawę nie spodziewałem się, że plany może mi pokrzyżować kontuzja kostki. Jak napisałem w ostatnim poście, lekko mnie bolała po ucieczce przed burzą poprzedniego dnia, ale myślałem że to nic takiego. Niestety, w trakcie tej wycieczki zaczęła mnie boleć coraz mocniej, aż w końcu byłem zmuszony zrezygnować z wejścia na Czupel :( Wielka szkoda, ale z wycieczki jestem i tak zadowolony z racji pięknych widoków – i z samego faktu załapania się na góry jeszcze przed silnym załamaniem pogody.

Śliczne widoki rozpoczęły się na samym początku trasy, gdy opuściłem Czernichów niebieskim szlakiem i wspinałem się w stronę Czupla. Cały czas miałem za sobą pięknie prezentujący się szczyt Kościelca po przeciwnej stronie Jeziora Międzybrodzkiego.


Mogłem również podziwiać panoramę na Żar i Kiczerę:



A także górę Tresna i majestatycznie wznoszące się w tle Pilsko:



Wszędzie bezchmurne niebo, tylko Pilsko zostało lekko przykryte przez chmurkę.


Na bezleśnym stoku mogłem do woli delektować się takimi właśnie wspaniałymi widokami, ale w końcu szlak wprowadził mnie do lasu. Po umiarkowanie trudnym podejściu wszedłem na Suchy Wierch (781 m n.p.m), a następnie na Rogacz (899 m n.p.m). Na południowych stokach Rogacza wycięto fragment lasu i dzięki temu można się tam nacieszyć fantastycznymi panoramami. Widać Jezioro Żywieckie i pasmo Beskidu Żywieckiego za nim:



Również można oglądać Skrzyczne po drugiej stronie Kotliny Żywieckiej:


Na Rogaczu szlak niebieski (Czernichów – Czupel – Magurka Wilkowicka), którym dotychczas podążałem, krzyżuje się z czerwonym (Międzybrodzie Bialskie – Łodygowice). Przy skrzyżowaniu szlaków postawiono duży worek na śmieci, a nad nim taki... hmm... nieco dziwny napis:


Ze skrzyżowania jest może jakieś 10, góra 15 minut wędrówki na Czupel. Chciałem wejść na niego, potem wrócić i zejść czerwonym szlakiem do Łodygowic. Ale kostka bolała mnie coraz bardziej, chodziło mi się coraz trudniej, więc rozsądek nakazał mi zejść z gór od razu. Żal mi było, ale Czupel jest na tyle blisko Bielska-Białej że powinienem mieć jeszcze niejedną okazję żeby tam wrócić.

Zacząłem schodzić nieco monotonnym szlakiem przez las. Po może 45 minutach marszu, czy raczej utykania, natrafiłem po prawej stronie szlaku na bardzo ciekawą formację skalną, nazywaną Diabelskim Kamieniem:


Ostatni leśny odcinek przed Łodygowicami przebiega przez strefę zagrożoną wybuchami z robót strzałowych z kamieniołomu Łodygowice. Zupełnie o tym nie wiedziałem, dopóki nie natrafiłem na tablicę na drzewie informującą o zakazie wstępu na ten obszar w godzinach 9-11 i 13-15 ze względu na te roboty. A była 9:15. Ups... Na własne ryzyko wszedłem na zakazany obszar – z kostką w takim stanie nie miałem siły szukać alternatywnych tras, a do tego musiałem koniecznie wrócić do Bielska-Białej aby zdążyć do pracy. Na całe szczęście przeżyłem ;) i nie słyszałem ani jednego wybuchu. Ale ostrzegam turystów pragnących pójść tym szlakiem, że na wszelki wypadek lepiej unikać wędrówki nim w tych godzinach.

Zagrożona strefa kończy się na skraju lasu. Stoi tam pojedynczy dom, spod którego jest świetny widok na Skrzyczne.



Panorama Skrzycznego cały czas mi towarzyszyła przy zejściu do Łodygowic:



Ostatni odcinek szlaku przed Łodygowicami przebiega przez łąki i pola. Cały ten obszar stanowi kapitalny punkt widokowy – na Beskid Żywiecki, na pasmo Baraniej Góry, a przede wszystkim na Skrzyczne i Klimczok (ponieważ padła mi bateria w aparacie, zdążyłem sfotografować tylko te ostatnie dwa szczyty).



Na sam koniec wycieczki nieprzyjemną niespodziankę zafundowało mi PKP... Gdy dowlokłem się na stację w Łodygowicach, przez megafon padła informacja o 40-minutowym opóźnieniu pociągu do Bielska-Białej. Następnie opóźnienie wzrosło do 50 minut, potem 60, potem 80... Wreszcie straciłem cierpliwość i poszedłem szukać busa. W centrum Łodygowic, co dziwne, jakoś nie mogłem znaleźć przystanku, miejscowi których się pytałem też nie bardzo wiedzieli gdzie się znajduje. Straciłem na poszukiwaniach jakieś pół godziny, ale w końcu udało mi się znaleźć przystanek, akurat w samą porę na busa.

W drodze do Bielska-Białej już zaczynało się chmurzyć, a jeszcze tego samego dnia lunął deszcz i padał bez przerwy do soboty. Z powodu deszczu i skręconej kostki miałem przymusową przerwę od gór w miniony weekend, ale spędziłem go bardzo miło w Krakowie :) A dziś pogoda się poprawiła, kostka jest w 99% wyleczona, prognozy na najbliższy tydzień są świetne, więc w piątek przed pracą zamierzam na krótko wyjść w góry koło Bielska-Białej aby „przetestować” kostkę i jeśli wszystko będzie z nią dobrze to w sobotę ruszam na dłuższą trasę :)

1 komentarz:

  1. Szedłem tę trasę w odwrotnym kierunku. Super relacja :) Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń