niedziela, 31 lipca 2022

25.07 Rysy - dzień pierwszy

Trasa: Szczyrbskie Jezioro - Drygant - Popradzki Staw - Żabia Dolina - Rysy - Schronisko Pod Rysami

Obudziłem się w Popradzie z takim widokiem za oknem...


Widząc tatrzańskie "kolosy" jak na dłoni, nie mogłem powstrzymać podekscytowania. Nareszcie, po raz pierwszy od kilku lat, wybiorę się w Tatry Wysokie, i to dosłownie na najwyższy szczyt możliwy do zdobycia szlakiem pieszym! Takie wyprawy na szczyty Tatr były moją codziennością w latach 2017-2019 (dobra, przesadzam trochę, ale robiłem to często, nawet co tydzień-dwa w sezonie). Jednak odkąd przeprowadziłem się do Warszawy to w Tatrach bywałem tylko parę razy w roku i to jedynie w ich dolinkach, a ostatnim razem naprawdę wysoko byłem na Lodowej Przełęczy (patrz opis wycieczki z 11.09.2019), od biedy jeszcze można by dodać Biały Staw (28.08.2020). A moje wycieczki w Tatry kilka dni wcześniej (19-21 lipca) jedynie symbolicznie "liznęły" Tatry, przebiegając w większej części przez Pieniny i Magurę Spiską. Tak więc te "prawdziwe" Tatry zostały przeze mnie ostatnio straszliwie zaniedbane. Najwyższa pora to zmienić!

Mój pierwotny plan na ten dzień zakładał pobudkę o 4 rano i najpierw przejście całego żółtego szlaku przez Bystrą Ławkę, a potem dopiero wejście na Rysy. Jednak moje przykre doświadczenia z 21 lipca nauczyły mnie, żeby mierzyć zamiary na siły. Wiedziałem, że po długich trasach w Beskidzie Niskim w poprzednich dniach oraz przyjeździe do Popradu po północy, przespanie zaledwie 3 godzin i potem ponad 12-godzinna, prawie 30-kilometrowa wyrypa po wymagającej technicznie trasie to byłoby szaleństwo. Więc Bystrą Ławkę odłożyłem sobie na inną okazję, a tym razem postanowiłem skupić się na Rysach. A na początek chciałem porządnie nacieszyć się Szczyrbskim Jeziorem.

Po leniwym poranku, równo w południe wysiadłem z pociągu na stacji koło Szczyrbskiego Jeziora. Najpierw poszedłem na pobliski punkt widokowy, z panoramą w głąb Słowacji:


A potem skierowałem się kawałek na zachód czerwonym szlakiem, po czym zszedłem na skróty do niebieskiego szlaku, podążającego przy samym brzegu jeziora. 



Nad Szczyrbskim Jeziorem byłem tylko raz wcześniej, po epickiej wyprawie z Kasprowego Wierchu (opisanej w relacji z 26.08.2016), i wtedy dotarłem tam już po zachodzie słońca, kiedy mało co było widać. Tym razem mogłem bez przeszkód, przy wspaniałej pogodzie podziwiać panoramy majestatycznych szczytów wznoszących się nad spokojną taflą jeziora. Ten pierwszy odcinek trasy przy jeziorze pokonywałem powolutku i niespiesznie, delektując się tym pięknem.



Po opuszczenia jeziora udałem się w kierunku północnym czerwonym szlakiem, będącym częścią popularnej Tatrzańskiej Magistrali. Turystów na trasie było pełno, jako że pogoda dopisywała a szlak łączy dwa szczególnie popularny punkty: Szczyrbskie Jezioro i Popradzki Staw. Aż wierzyć się nie chciało, że to ten sam czerwony szlak na którym 5 dni wcześniej pomiędzy Łapszami Niżnymi i Kacwinem przedzierałem się przez chaszcze, prześlizgiwałem się pod elektrycznymi płotami i rozpaczliwie szukałem jakichkolwiek oznakowań. Tutaj warunki były o niebo lepsze, a bliżej Popradzkiego Stawu pojawiły się również wspaniałe widoki: na wschód w kierunku Osterwy, na północ w kierunku Wysokiej i na południe w kierunku Tatr Niskich.




Do schroniska przy Popradzkim Stawie dotarłem około 14:45, w samą porę na obiad. Ku mojemu wielkiemu żalu, nie serwują tam już domowego porzeczkowego wina, które smakowało mi rewelacyjnie podczas moich poprzednich odwiedzin w tym schronisku w 2018. (Tak na marginesie, kto nie czytał mojej relacji z tych poprzednich odwiedzin i noclegu nad Popradzkim Stawem, 2-3 lipca 2018, to polecam ;) do dziś dnia uważam trasę, którą wtedy zrobiłem, jako jedną z najpiękniejszych w całym moim życiu.) Ale przynajmniej mogłem zjeść tam dobry obiad i przypomnieć sobie piękno Popradzkiego Stawu.



Dalszej trasy do schroniska pod Rysami nie będę szczegółowiej opisywać, bo zrobiłem to już w mojej relacji z 13.10.2018. W skrócie: wymagająca kondycyjnie ze względu na sporą różnicę przewyższeń, ale technicznie łatwa, w czym bardzo pomagają kontrowersyjne metalowe schody (których ja osobiście jestem zwolennikiem), a pod względem widoków fenomenalna :)






Witamy w Wolnym Królestwie Rysów :)



W schronisku miałem zarezerwowany nocleg, więc wstąpiłem tam aby zostawić bagaż, po czym jedynie z lekkim plecaczkiem z kilkoma niezbędnymi rzeczami ruszyłem dalej na szczyt, chcąc spędzić tam te magiczne chwile poprzedzające zachód słońca. Po drodze miałem coraz to większy widokowy obłęd :)





Około 19:40 stało się: po raz drugi w moim życiu, Rysy zdobyte!


No więc muszę Was uraczyć widokami ze szczytu :)




Zdjęcie z Morskim Okiem niestety mi nie wyszło, ponieważ było robione akurat pod zachodzące słońce. Ale nie martwcie się - kultowa panorama Morskiego Oka pojawi się w relacji z kolejnego poranka, kiedy to stanąłem na Rysach ponownie :) A teraz dokumentacja zdjęciowa z zejścia do schroniska. Zacząłem schodzić jeszcze przed zachodem słońca, ponieważ mając lęk wysokości wiedziałem że będę pokonywać ten odcinek dość powoli, a absolutnie nie chciałem w takim terenie schodzić po ciemku, mimo że miałem przy sobie czołówkę tak na wszelki wypadek.





Wysoka przed zachodem słońca...


I Wysoka po zachodzie słońca:


Ostatnie metry przed schroniskiem:


Atmosfera w schronisku była wyjątkowa, gdy tam wróciłem - ze względu na brak energii elektrycznej, na jadalni paliły się tylko lampy naftowe. Klimat był niesamowity! Dzień zakończyłem miłymi rozmowami z innymi turystami, po czym większość się z nas położyła się bardzo wcześnie. Cel mieliśmy wszyscy taki sam: zobaczyć nazajutrz wschód słońca na Rysach :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz