niedziela, 31 lipca 2022

22.07 Góra Parkowa i Przełęcz Krzyżowa

Trasa: Piszczelanka - Góra Parkowa - Krynica-Zdrój - Przełęcz Krzyżowa - Czarny Potok

Piątek, dzień nr 4 mojego urlopu, był bardzo potrzebnym dniem na regenerację po poprzednich trzech dniach morderczych, upalnych pienińsko-tatrzańskich wyryp. Choć pierwotnie miałem na ten dzień w planach dość wymagającą trasę na Ćwilin, zdałem sobie sprawę że absolutnie nie byłem w stanie podołać temu kondycyjnie, a do tego zapowiadał się jeszcze silniejszy upał. I tak rzeczywiście było, a do upału doszła znacznie większa parność i duchota niż w poprzednich dniach... dłuższa górska wędrówka w takich warunkach to nie byłaby przyjemność, a po prostu udręka. Poszedłem więc po rozum po głowy i zafundowałem sobie jedynie "lajtowy" spacerek po górach koło Krynicy-Zdrój, co dodatkowo dało mi wymówkę aby pójść na degustacje wód mineralnych ;) A przy okazji mogę powiedzieć, że nareszcie mam naprawdę zaliczony dosłownie każdy metr Głównego Szlaku Beskidzkiego - bo moja trasa uwzględniała m.in. przejście krynickim deptakiem, po którym przebiega GSB i który rok temu musiałem obejść ze względu na remont. Więc GSB mam teraz zaliczony w 100% :)

Rozpocząłem wycieczkę w tym samym punkcie co wyprawę na Lackową (opisaną w relacji z 22.10.2021), czyli w Piszczelance na pograniczu Krynicy i Tylicza (formalnie na terenie tej drugiej miejscowości). Stąd żółtym szlakiem udałem się na Górę Parkową, którą bardzo chciałem zobaczyć po prawie 20-letniej przerwie (w 2003, gdy miałem zaledwie 12 lat, wjechałem na nią z rodzicami kolejką). Podejście na Górę Parkową tą trasą właściwie nie było podejściem, bo większość przewyższenia pokonałem w autobusie miejskim (notabene, bezpłatnym!) do Piszczelanki. Ale i tak trochę się na tej trasie namęczyłem, bo spektakularnych rozmiarów odciski na stopach utrudniały mi chodzenie, w niesamowicie dusznym powietrzu ciężko było oddychać, a trasa również psychicznie była uciążliwa ze względu na jednostajność tej ułożonej z betonowych płyt drogi.


Odrobinkę zboczyłem z tej drogi, aby zaliczyć pierwszą "specjalną" wodę mineralną tego dnia - z tzw. "Źródełka Miłości". Napis nad źródełkiem głosi, że kto się z niego napije, będzie miał powodzenie w miłości. Zobaczymy - jeśli wkrótce zaczną się na tym blogu pojawiać relacje z wycieczek z uroczą towarzyszką to będzie oznaczać, że to prawda ;) Na pewno smak tej wody jest bardzo specyficzny, ale to właśnie mi się podoba w beskidzkich wodach mineralnych. Chyba nigdzie indziej te wody nie smakują tak oryginalnie, jak właśnie w Beskidzie Sądeckim.


Szczyt Góry Parkowej jakoś nie spodobał mi się tak bardzo tym razem, jak gdy byłem tam jako nastolatek. Może dlatego, że wtedy była to dla mnie dosłownie jedna z pierwszych w życiu wycieczek w polskie góry. Teraz, będąc starszym i bardziej doświadczonym ;) widziałem że pod względem widoków szału tam nie ma, za to sporo było komercji i turystów na około.


Oczywiście musiałem sfotografować legendarną kolejkę ;)


Po zachodniej stronie Góry Parkowej schodziłem bardzo krętą drogą po "kocich łbach":


Dla urozmaicenia zszedłem z szlaku na mniejszą ścieżkę, i trawersując Górę Parkową od zachodu zszedłem do ulicy Źródlanej na południowych krańcach Krynicy.


Ulicą Graniczną dotarłem do głównej ulicy Kraszewskiego, po której GSB biegnie do centrum miasta. W upale i smrodzie spalin ten odcinek był niezbyt przyjemny... ale wyremontowany deptak w centrum to już zupełnie inna historia. Mimo szczytu sezonu turystycznego było tam całkiem spokojnie, a okoliczne budynki nie przestają zachwycać mnie swoją elegancją.





Niespodziewany sportowy akcent - natknąłem się na plakat z siatkarzami Projektu Warszawa, którym kibicuję :)


Dalszą częścią moich mało ambitnych planów na ten dzień było przejście zielonym szlakiem przez Przełęcz Krzyżową do Czarnego Potoku. O tym szlaku mam niewiele do powiedzenia, bo pod względem widokowym nie ma żadnych specjalnych walorów. Sama przełęcz jest zalesiona, z niewielką polaną. Przedstawiam zdjęcie stamtąd aby nie było, że tylko udaję że tam byłem ;)


Podczas tego podejścia towarzyszyły mi grzmoty burzy, początkowo odległe ale z czasem coraz bliższe. Wcale mnie to nie dziwiło, bo duchota była nie do wytrzymania. Przy zejściu do Czarnego Potoku miałem po drodze jeden punkt widokowy z panoramą Jaworzyny Krynickiej, która prezentowała się bardzo oryginalnie pod ciężkimi, burzowymi chmurami.


Miałem gdzieś z tyłu głowy aby jeszcze spróbować wejść albo wjechać na Jaworzynę Krynicką, ale przy zbliżającej się burzy to nie miało sensu. Zresztą ruch na kolejce gondolowej i tak został wstrzymany ze względu na niebezpieczne warunki atmosferyczne. Pogodziwszy się z tym, że nadszedł koniec wycieczki, skierowałem się na pętlę autobusową. Tak się złożyło, że burza przeszła nade mną jeszcze gdy czekałem na autobus, więc gdy dojechałem do centrum miasta było już po ulewie i słońce wyglądało coraz śmielej zza chmur. Dzięki temu mogłem jeszcze się trochę nacieszyć Krynicą w przyjemnych warunkach pogodowych, zanim wyjechałem z miasta. Na koniec dnia przebyłem trasę Krynica-Grybów-Gorlice busami, z których pierwszy był w tak tragicznym stanie że naprawdę myślałem że się rozleci po drodze, a drugi był nowszy ale za to kierowca pędził jak wariat :P Pomijając jednak te niebezpieczeństwa, pod względem widoków trasa była przecudowna i przez całą drogę byłem przyklejony do szyby, delektując się pięknem Beskidów :) Noclegiem w Gorlicach zakończył się ten dzień, który zdecydowanie do wymagających nie należał... ale kolejne dni miały znów być wyzwaniem kondycyjnym :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz