niedziela, 31 lipca 2022

24.07 Jaworzyna Konieczniańska

Trasa: Radocyna - Konieczna - Beskidek - Jaworzyna Konieczniańska - Przełęcz Regietowska - Obycz - Wysowa-Zdrój - Cigelka

Niedziela w Radocynie wstała pochmurna i o wiele chłodniejsza od poprzednich dni. Zazwyczaj taka pogoda mnie irytuje jeśli jestem w górach i chcę pójść zobaczyć ładne widoki. Ale tym razem to była prawdziwa ulga. Z przyjemnością wyszedłem na taras "Siedliska Radocyna", aby nacieszyć się chłodnym powietrzem i popatrzeć na widoki stamtąd.



Plan na ten dzień był taki, aby dojść do Wysowej-Zdrój najkrótszą trasą, czyli szlakiem granicznym, a potem przejść do wsi Cigelka na Słowacji, skąd późnym popołudniem i wieczorem miałem pojechać przez Bardiów i Preszów do Popradu, aby nazajutrz zdobywać stamtąd Tatry Słowackie. Nie miałem jakichś szczególnych oczekiwań wobec tej trasy, a tymczasem okazała się wyjątkowo przyjemna. Na pewno pomogły w tym niższe temperatury, w których wędrowało się mi o wiele łatwiej, ale jednocześnie sama trasa okazała się ciekawsza niż się spodziewałem.

Na początek poszedłem żółtym szlakiem z Radocyny do Koniecznej. Zajęło mi to godzinę, w trakcie której wędrowałem przez las po wygodnej i prawie płaskiej ścieżce. Nieco bardziej widokowo zrobiło się przed Konieczną, gdy wyszedłem na obszar rozległych łąk z pasącymi się krowami.



W Koniecznej wszedłem na niebieski szlak Rzeszów-Grybów - a więc po prawie roku znalazłem się ponownie na tzw. Szlaku Karpackim, drugim najdłuższym szlaku w Beskidach. Ten wyjątkowo dziki szlak dopiero w ostatnich paru latach zaczął zdobywać nieco więcej popularności. Jego odcinki w Bieszczadach, które zaliczyłem rok temu w sierpniu, wspominam bardzo miło ze względu na ich piękno i całkowite oderwanie od cywilizacji. Bardzo więc się cieszyłem, że mogłem wrócić na ten szlak i zaliczyć inny jego odcinek, tym razem w Beskidzie Niskim. Szlak przez kilkaset metrów prowadził mnie opustoszałą szosą do przejścia granicznego, po czym odbił wzdłuż granicy na zachód, w dziki las.


Mniej więcej kilometr dalej, w lesie natrafiłem na jeden z wielu w Beskidzie Niskim cmentarzy z I Wojny Światowej. Poprzednim razem na takim cmentarzu byłem rok temu na Rotundzie, gdzie ogromne wieże wyglądają szczególnie imponująco. Cmentarz nad Konieczną ma dla porównania tylko jedną wieżę, ale atmosfera na nim naprawdę jest przejmująca.



Po odwiedzinach na cmentarzu wędrowałem dalej przez wyciszony las. W jednym miejscu pojawił się prześwit z widokiem na Jaworzynę Konieczniańską, którą miałem wkrótce zdobywać. Już z tej perspektywy widziałem, że przede mną spora różnica przewyższeń do pokonania.


I rzeczywiście, podejście na Jaworzynę Konieczniańską dało popalić. Nie było aż tak hardkorowo jak na słynnej "ścianie płaczu" na pobliskiej Lackowej, ale niewiele do tego brakowało...


Zejście z Jaworzyny Konieczniańskiej do Przełęczy Regietowskiej też było strome. Potem kolejne strome podejście, tym razem na Obycz, a następnie w końcu trochę łagodniejszy odcinek szlaku do Wysowej-Zdrój. Tam miałem szczęście, bo załapałem się akurat na jedyny czas w tygodniu, kiedy można wejść do zabytkowej drewnianej cerkwi i ją zwiedzić. Taka możliwość istnieje przez kilka godzin w niedziele wczesnym popołudniem.


Po obiedzie, który zjadłem w restauracji "Arkadia" (polecam - kuchnia tam jest przepyszna!), zakupach (Delikatesy Centrum w Wysowej-Zdrój są otwarte także w niedziele) oraz degustacji wód mineralnych w pijalni w Parku Zdrojowym, przyszła pora na ostatni odcinek mojej trasy, do Cigelki. Można by tam pójść bardzo szybko zielonym szlakiem, ale odcinek tego szlaku do granicy przeszedłem pod koniec wycieczki na Lackową (opisaną w relacji z 22.10.2021) i nie chciałem drugi raz iść tą samą trasą. Tak więc tylko przez kilometr "dublowałem" ją, po czym odbiłem na inną, trochę dłuższą ale bardzo ciekawą trasę, o której opowiem za chwilę :) Najpierw jednak przeszedłem zielonym szlakiem przez łąki na zachód od Wysowej-Zdrój. W ciągu poprzednich kilku godzin niebo rozpogodziło się i zrobiło się piękne letnie popołudnie.


W połowie drogi do granicy dochodzi do rozwidlenia: zielony szlak podąża na wprost, a na lewo odbija asfaltowa droga, po której jednocześnie przebiega czerwona ścieżka dydaktyczna. Prowadzi ona do kaplicy na górę Jawor, która jest uważana za świętą górę przez prawosławnych ze względu na objawienia, do jakich doszło tam w 1925 roku. Miejsce to zdobią charakterystyczne dla prawosławia krzyże (podobne, w większej ilości można zobaczyć np. na świętej górze Grabarka na Podlasiu):



Jest też źródło wody pitnej (a chyba nawet dwa, choć z drugiego nie można było korzystać):



Ale najciekawsza była oczywiście sama kaplica.



Wystarczyło pójść dosłownie parę minut przed siebie wyraźną ścieżką, aby dojść do granicy. Tam dołączyłem do czerwonego szlaku, którym skierowałem się do skrzyżowania z zielonym szlakiem na przełęczy nad Cigelką. Ten króciutki odcinek okazał się hitem dnia. Widoki na nim są, w mojej prywatnej opinii, absolutnie najpiękniejszymi z jakimi spotkałem się w Beskidzie Niskim. Roztaczają się z niego wspaniałe panoramy na dwie najwyższe góry w tym paśmie (Lackową oraz Busov), a na dalszym etapie także na samą górę Jawor.




Zejście zielonym szlakiem z przełęczy Cigelka do wsi o tej samej nazwie prowadzi łąkami i jest kontynuacją świetnych widoków.



Wcześniej w Wysowej-Zdrój nakupiłem w sklepie cukierków, ponieważ pan Andrzej, który dał mi schronienie podczas burzy poprzedniego dnia, ostrzegł mnie że Cigelka to miejscowość zamieszkana głównie przez Cyganów i że romskie dzieci napastują wędrowców, domagając się od nich cukierków. Jak się okazało, niepotrzebnie - Cigelka była w to niedzielne popołudnie totalnie wymarła i ani jednej osoby tam nie spotkałem, więc cukierki zostały dla mnie :) Gdy jechałem jednak autobusem stamtąd do Bardiowa to rzeczywiście po drodze przejeżdżałem obok licznych osiedli Romów, mieszkających w slumsach. Dużo dzieci bawiło się koło nich, a niektóre nawet próbowały ścigać się z autobusem. Żal mi było widzieć, w jakich opłakanych warunkach mieszkają, chociaż z tego co słyszałem to słowaccy Cyganie chyba sami podjęli decyzję o takim stylu życia...

Po autobusie do Bardiowa czekała mnie jeszcze podróż pociągiem do Preszowa, dłuższa przerwa w tym mieście (podczas której zwiedziłem jej urokliwą starówkę) i kolejny pociąg do Popradu, gdzie dojechałem wkrótce po północy. Zameldowałem się w hotelu "Gerlach" niedaleko dworca i od razu położyłem się spać, bo nazajutrz miałem podjąć wyzwanie w postaci... Rysów :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz