sobota, 16 lipca 2022

09.07 Wysoki Wierch, Trzy Korony i Sokolica

Trasa: Szlachtowa - Wysoki Wierch - Lesnicke Sedlo - Plasna - Sedlo Cerla - Czerwony Klasztor - Sromowce Niżne - Trzy Korony - Przełęcz Szopka - Burzana - Sokola Perć - Czerteż - Czertezik - Sokolica - Krościenko Nad Dunajcem

Sobota zaczęła się od bardzo wczesnej pobudki w Szczawnicy, po to aby zdążyć na busa do Szlachtowej o 5:15 (dla wybierających się w Małe Pieniny czy pasmo Radziejowej warto wiedzieć, że jest taki wczesny busik na trasie Krościenko-Jaworki, ale czy on jeździ tylko w wakacje czy również poza nimi to nie wiem). Na przystanku w Szlachtowej zjadłem szybkie śniadanie, po czym o 5:45 ruszyłem na podbój trzech kultowych pienińskich szczytów: Wysokiego Wierchu, Trzech Koron i Sokolicy.

Rozpocząłem podejściem żółtym szlakiem na grań Małych Pienin i granicę polsko-słowacką. Nie sprawiło mi ono większych trudności. Podczas podejścia początkowo miałem po prawej stronie widoki na górę Jarmuta z różnych perspektyw.




Miałem za sobą również panoramę Beskidu Sądeckiego (pasmo Przehyby i Radziejowej), która pewnie byłaby okazalsza gdyby nie nisko wiszące chmury.


Po niecałej godzinie byłem na grzbiecie Małych Pienin, gdzie żółty szlak razem z niebieskim podchodzi stopniowo w kierunku Wysokiegi Wierchu, mijając po prawej strzelisty Rabsztyn.


Zbliżałem się do klimatycznej bacówki, której otoczenie bardzo miło wspominałem z mojej poprzedniej wędrówki przez Małe Pieniny (wyjątkowo pięknej - zobacz wpis z 2 października ubiegłego roku). Mimo wczesnej pory, bacowie już byli aktywni: jeden pędził stado krów na pastwisko, drugi prowadził owce na halę, a oprócz tego od strony bacówki równym, miarowym krokiem - zupełnie jakby miał tą drogę wytrenowaną i wiedział dokładnie dokąd iść - podążał szlakiem śliczny koń.



A oto sama bacówka:


Panorama Beskidu Sądeckiego spod bacówki, niestety bardziej ograniczona niż przy mojej ubiegłorocznej jesiennej wizycie:


Pasące się owce na zboczach Durbaszki:


Doszedłem do punktu, w którym żółty szlak odbija na Wysoki Wierch (uwaga bo brak w tym miejscu oznakowania). Czekało mnie jeszcze tylko krótkie podejście na szczyt:


Panoramy za mną były coraz rozleglejsze, mimo kiepskiej pogody: na Durbaszkę i Wysoką...


I na słowacką Magurę Spiską:


Na szczycie Wysokiego Wierchu (900 m n.p.m.) znajdowałem się dosłownie tuż poniżej pułapu chmur, więc widoki miałem mocno ograniczone i na pewno przy lepszej pogodzie widziałbym stamtąd dużo więcej (podobno chociażby Tatry są stamtąd widoczne). Szkoda, ale przynajmniej jest dodatkowa motywacja żeby tam wrócić ;) Przynajmniej nieźle było widać wcześniej przebytą przeze mnie drogę, z Jarmutą w tle.


Na szczycie Wysokiego Wierchu stoi drogowskaz wskazujący wiele z najwyższych i najsławniejszych gór na świecie. Dobrze wiedzieć, ile kilometrów wędrówki mnie czeka żeby dojść do nich ;)


Następnie zszedłem na stronę słowacką, do przełęczy Lesnicke Sedlo. Prowadzący łąkami szlak oferuje prawdziwy festiwal widoków na wszystkie strony. Miałem je praktycznie na wyłączność - po drodze nie spotkałem żywej duszy poza jednym małżeństwem w podeszłym wieku... na quadzie.





Zbliżając się do przełęczy widziałem w dole wieś Velky Lipnik:


A za sobą miałem wcześniej zdobyty Wysoki Wierch, z wypukłymi skałkami Rabsztyna obok.



Zmieniłem kolor szlaku na czerwony, który miał mnie poprowadzić przez górę Plasna (najwyższą po słowackiej stronie Pienin) do Czerwonego Klasztoru. Przypomniałem sobie, że odcinkiem tego szlaku wędrował Amadeusz, którego spotkałem podczas wycieczki po Pieninach 8 maja (jeśli Amadeusz czyta ten post to serdecznie go pozdrawiam). Mówił mi, że to była całkowita dzicz bez żywej duszy na szlaku. I tak było tym razem: prawie cały odcinek do Czerwonego Klasztoru przeszedłem nie spotkawszy nikogo, aż pod sam koniec minęła mnie anglojęzyczna para. Chyba naprawdę Słowacy mają pięknych gór w takim nadmiarze, że w poszczególne pasma przy granicy z Polską (chociażby Pieniny czy Bieszczady) wybierają się z rzadkością. Inna sprawa, że szlak nie był zbyt ciekawy widokowo: minąłem ciekawe formacje skalne, ale panoram było jak na lekarstwo.


Przypominam jednak, że wystarczy zboczyć z czerwonego szlaku kawałeczek na zielony szlak, aby zobaczyć Haligowskie Skały, gdzie widoki zapierają dech w piersiach (zobaczcie mój opis wycieczki z 9 maja). A przy zbliżaniu się do Czerwonego Klasztoru jest jeden ciekawszy punkt widokowy, na przełęczy Sedlo Cerla.




Dalej szlak schodzi z przełęczy wąską i błotnistą ścieżynką, ale ja mając w pamięci że trochę trudno się nią schodziło podczas mojej wycieczki 8 maja, tym razem zszedłem równoległą trasą rowerową (było o niebo przyjemniej), dołączając z powrotem do szlaku na łąkach nad Czerwonym Klasztorem. Tam miałem bliskie spotkanie z bocianem :)



Zszedłem do Czerwonego Klasztoru i nad Dunajec, gdzie ruch tratw i pontonów był bardzo duży.



Przekraczając kładkę nad rzeką, znalazłem się z powrotem na terytorium Polski. Wracając się po moich śladach z poprzedniego dnia, powędrowałem do schroniska "Trzy Korony" asfaltową drogą, przy której było od groma różnych straganów. Niektóre oferowały dość kiczowate pamiątki, ale były wśród nich również prawdziwe perełki, jak chociażby stanowisko z przepięknymi obrazami olejnymi, ukazującymi lokalne panoramy, autorstwa Zdzisława Pliszaka.



A Trzy Korony się zbliżają. Trzy razy przechodziłem nieopodal (7-8 maja oraz poprzedniego dnia), a teraz za czwartym zamierzałem wreszcie je zdobyć :)


Tym razem, aby nabrać sił przed czekającymi mnie wyzwaniami, wstąpiłem do schroniska na wczesny obiadek. Kwaśnica z żeberkiem oraz (tak samo jak w schronisku "Orlica" poprzedniego dnia) szarlotka po pienińsku - idealny posiłek przed zdobywaniem Trzech Koron i Sokolicy :)


Gdy ruszyłem w dalszą drogę około 12:30, byłem nieco zmartwiony że wbrew zapowiedziom niebo wciąż było przeważnie zakryte niskimi chmurami. Ale byłem pewien że prognozowane rozpogodzenie niebawem nadejdzie. I rzeczywiście, po tym jak przeszedłem zielony szlak do polany Kosarzyska i zmieniłem kolor na niebieski, na ostatnim podejściu pod Trzy Korony, niebo zaczęło się przecierać.


Poprawa pogody nastąpiła dosłownie w samą porę, bo już 20 minut później, zapłaciwszy za bilet (wstęp na Trzy Korony i Sokolicę jest płatny), wchodziłem na wierzchołek Trzech Koron. Teren tam jest tak skalisty że wejście na szczyt byłoby niebywale ciężkie, gdyby nie to że poprowadzono tamtędy metalowe schody z poręczą. Takie sztuczne ułatwienia wzbudzają na niektórych szlakach kontrowersje (np. na słowackim szlaku na Rysy), ale tutaj są moim zdaniem absolutnie niezbędne.



Przed samym szczytem musiałem trochę odczekać, ponieważ platformę widokową okupowała wycieczka szkolna, a zaraz za mną ustawiła się kolejna. Pierwszy raz w życiu znalazłem się w sytuacji, że musiałem odstać swoje w jednej z tych legendarnych "kolejek" w górach. Cóż, wybierając się na Trzy Korony w wakacyjną sobotę, mogłem przewidzieć że tak będzie...


Ze względu na ograniczone miejsce na szczycie oraz dużą ilość oczekujących za mną chętnych, musiałem przez platformę widokową przejść dość szybko i miałem do dyspozycji zaledwie parę minut, by napawać się widokami i sfotografować je. Ale te parę minut zostanie mi w pamięci, bo to co w trakcie nich zobaczyłem to było absolutne mistrzostwo świata. Miałem duże oczekiwania wobec Trzech Koron, ale rzeczywistość swoim pięknem jeszcze bardziej je przebiła.






Po tej krótkiej, lecz magicznej wizycie na Trzech Koronach skierowałem się w dół niebieskim szlakiem do Przełęczy Szopka. Tam, podobnie jak na Trzech Koronach, ukazały się mi Tatry:


Po krótkiej i łatwej wędrówce żółtym szlakiem pod Bajków Groń, przyszła kolej na następne wyzwanie: przejście niebieskim szlakiem, tzw. "Sokolą Percią", przez Czerteż i Czertezik na Sokolicę. O tym szlaku słyszałem, że jest skalisty i miejscami eksponowany, więc troszeczkę się go bałem. Ale okazał się spokojnie do przejścia. Niektóre jego odcinki były wręcz banalnie proste. Inne faktycznie wymagały nagimnastykowania się na skałkach, ale pokonując je spokojnie i cierpliwie udało mi się przejść przez nie bezpiecznie. A ekspozycji nie było prawie wcale (i pisze to osoba z lękiem wysokości). Punkty widokowe na tym szlaku pojawiały się tylko sporadycznie, ale za to były nie byle jakie.




Podsumowując, Sokola Perć jest bardziej wymagająca od równoległego zielonego szlaku, i raczej nie polecałbym jej zimą ani w deszczową pogodę, ale przy dobrych warunkach jest spokojnie do przejścia. Teraz miałem przed sobą ostatni szczyt do zdobycia tego dnia: Sokolicę. Byłem tam już 7 maja, i spodobało mi się niesamowicie mimo że pogoda wtedy była taka sobie. Chciałem więc zobaczyć panoramy stamtąd przy lepszych warunkach atmosferycznych. I rzeczywiście było na co popatrzeć. Ponownie ukazały się na horyzoncie Tatry, a w bliższej perspektywie pięknie było widać rozciągniętą pod spodem wstęgę Dunajca i płynące po niej flisackie tratwy.





Oczywiście czym byłaby wizyta na Sokolicy bez kilku ujęć kultowej sosny reliktowej?




W porównaniu z Trzema Koronami, na Sokolicy było zaskakująco mało ludzi. Było cicho i spokojnie, słonko przygrzewało... chciałoby się tam zostać na długo, albo i na zawsze! Ale czas ponaglał, bo była już prawie 17, a kilka minut po 18 odjeżdżał ostatni bus z Krościenka do Mszany Dolnej, gdzie byłem umówiony z moją mamą chrzestną (miałem nocować w jej domku letniskowym w przedgórzach Beskidu Wyspowego). Musiałem więc dość żwawo zejść do Krościenka zielonym szlakiem, ale nie przeszkodziło mi to w cieszeniu się pięknem tego późnego popołudnia, albo właściwie wczesnego wieczoru. Najpierw z polanki po drodze delektowałem się panoramą Beskidu Sądeckiego:


Potem, zszedłszy nad brzeg Dunajca, zwróciłem uwagę na wyjątkową kapliczkę, z figurką Matki Bożej osadzoną na wierzchołku skały:


Widziałem flisaków spływających do bazy:


A na koniec przechodząc przez Krościenko podziwiałem urocze domki, którym często towarzyszyły ogrody obfitujące w najróżniejsze kwiaty.


Na busa oczywiście zdążyłem :) i tak zakończyła się wyjątkowo piękna wycieczka. Po niej oficjalnie mogę powiedzieć, że mam zaliczone wszystkie najważniejsze szlaki i góry w Pieninach, na których poznaniu mi zależało. Tylko z Wysokim Wierchem mam na pieńku, jako że byłem tam rano przy nie najlepszej pogodzie, więc nie mam innego wyjścia jak tam wrócić ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz