sobota, 16 lipca 2022

08.07 Zamek Pieniński i Przełom Dunajca

Trasa: Krościenko Nad Dunajcem - Zamek Pieniński - Sromowce Niżne - Czerwony Klasztor - Szczawnica Niżna

Po równo dwóch miesiącach od ostatniego wyjazdu w Pieniny pojechałem w nie ponownie, aby zaliczyć dwie trasy na których szalenie mi zależało. Po pierwsze chciałem zdobyć kultowy szczyt Trzy Korony, a po drugie po wspaniałym przeżyciu, jakim był spływ Dunajcem (opisałem go w moim poście z 8 maja) chciałem ponownie przebyć malowniczy przełom Dunajca, ale tym razem pieszo. Ponieważ z dwóch dni mojego wyjazdu (piątek-sobota) zdecydowanie lepiej pogodowo zapowiadała się sobota, zostawiłem Trzy Korony na ten dzień, a na piątek jako "rozgrzewkę" zaplanowałem sobie przejście przełomem Dunajca oraz oprócz tego jeszcze odwiedzenie Zamku Pienińskiego.

Mimo kiepskich prognoz, gdy dojechałem o 11 w piątek do Krościenka to wcale nie padało, słońce przebijało się przez chmury, a temperatura była przyjemna. Aby skorzystać z tych warunków, zatrzymałem się tylko aby napełnić sobie butelki wodą ze studzienki na rynku w Krościenku, po czym ruszyłem w góry żółtym szlakiem, mijając ładną kaplicę na obrzeżach miasteczka.


Już wkrótce miałem pod sobą malowniczy widok na Krościenko:


Powyżej Krościenka szedłem przez łąki, z których roztaczała się panorama na wschód, na Beskid Sądecki:


Przez następną godzinę wędrowałem bardzo łatwymi i wygodnymi szlakami przez pienińskie lasy: najpierw żółtym, a potem przed Przełęczą Szopka skręciłem w lewo na niebieski szlak prowadzący do Zamku Pienińskiego. Ostatnie metry podejścia do zamku pokonywałem po wygodnych stopniach.


A choć widoki z zamku były ograniczone z racji zalesienia góry, to jednak w prześwicie dało się zobaczyć górujący nad okolicą Lubań.


Zamek Pieniński pochodzi z XIII wieku i pełnił funkcje obronne, ale przez stosunkowo krótki czas: już w XV wieku został zburzony. Obecnie pozostały z niego jedynie ruiny, otoczone lasem.




Przy wejściu do zamku we wnęce skalnej znajduje się figurka św. Kingi - patronki regionu.


Po odwiedzeniu tego ciekawego punktu skierowałem się w stronę skrzyżowania z zielonym szlakiem, sprowadzającym w dół do Sromowiec Niżnych. Niestety po drodze rozpadał się zapowiadany deszcz, ale przeszedł już po kilkunastu minutach, a przez szczelną pokrywę liści otaczających mnie drzew przebiły się tylko nieliczne krople, więc nie musiałem obawiać się przemoknięcia :) Schodziłem dalej zalesionym szlakiem, aż na krótko przez schroniskiem "Trzy Korony" dotarłem do pierwszego od dłuższego czasu punktu widokowego, na Podskalnią Górę.


Bardzo lubię schronisko "Trzy Korony", ale tym razem nie zatrzymałem się w nim - widziałem że robi się naprawdę niezłe "okienko pogodowe", a chciałem skorzystać z tego i czym prędzej pocisnąć w stronę przełomu Dunajca. Zarówno podczas zejścia do Sromowiec Niżnych, jak i podczas przekraczania Dunajca w tejże miejscowości, miałem kapitalne widoki na Trzy Korony. Aż pożałowałem, że nie zdecydowałem się na zdobycie tego szczytu już tego dnia.



Przekraczając Dunajec wszedłem jednocześnie na teren Słowacji. Wystarczyło przejść kawałek wzdłuż asfaltowej drogi prowadzącej do Czerwonego Klasztoru, aby dotrzeć do rozpoczęcia czerwonego szlaku, tzw. Drogi Pienińskiej, biegnącej równolegle do Dunajca przez całą długość jego przełomu. Droga Pienińska okazała się banalnie łatwa do przejścia, ponieważ jest praktycznie płaska. Ale jednocześnie jest długa i nużąca, bo zatacza liczne łuki tak samo jak rzeka. Na pewno flisacką tratwą można dotrzeć do Szczawnicy szybciej ;) Na tratwie również widoki na okoliczne skaliste szczyty są mniej ograniczone niż z Drogi Pienińskiej, która biegnie skrajem lasu, i efekt przebycia przełomu Dunajca ogólnie jest bardziej spektakularny. Ale czy to oznacza, że nie warto przejść tamtędy pieszo? Absolutnie nie! Droga Pienińska też oferuje dużo naprawdę ślicznych widoków. Zobaczcie sami!







Szczególnie atrakcyjne widokowo było przejście poniżej skał Sokolicy.



Kolejny bardzo widokowy odcinek szlaku to zakole rzeki poniżej Bystrzyka.




Dopisało mi szczęście, bo przez cały czas mojego przejścia przełomem Dunajca (ponad 2 godziny) panowała ładna pogoda. Co prawda kilka razy w oddali zagrzmiało, ale po tych grzmotach spadł tylko symboliczny deszczyk. Uradowany dotarłem do schroniska PTTK "Orlica", gdzie zatrzymałem się na zasłużoną obiadokolację w stylu typowo pienińskim: pierogi pienińskie (tzn. z kaszą gryczaną, co mnie zaskoczyło, bo myślałem że taki farsz pierogów jest specjalnością bardziej kresów wschodnich, jak chociażby Bieszczad) oraz szarlotka po pienińsku (z dodatkiem lodów, sosu waniliowego i wielu świeżych owoców).


Niestety co się odwlecze to nie uciecze: jeszcze jadłem na tarasie schroniska, gdy przyszedł mocniejszy deszcz. Ale nie przeszkadzało mi to za bardzo, bo byłem już prawie u celu mojej wędrówki, a do zmroku pozostały jeszcze prawie 3 godziny, więc mogłem bez stresu przeczekać ulewę. Padało już na dobrą sprawę do końca dnia, ale z różną intensywnością, więc gdy deszcz zelżał ruszyłem w dalszą drogę do Szczawnicy. Doszedłem tam nieco niekonwencjonalną trasą: najpierw w górę niebieskim szlakiem, do granicy polsko-słowackiej i skrzyżowania z żółtym szlakiem słowackim (podczas wycieczki z 9 maja zszedłem owym szlakiem na Słowację, więc chciałem po prostu zaliczyć "brakujący" odcinek niebieskiego szlaku pomiędzy Orlicą a tym skrzyżowaniem). Z skrzyżowania natomiast zszedłem so zachodnich krańców Szczawnicy pozaszlakową, ale bardzo wyraźną ścieżką, na której nie było najmniejszej szansy na zabłądzenie. Po drodze uświadczyłem jeszcze ładny widok na opatulony chmurami Beskid Sądecki.


Z Szczawnicy Niżnej miałem podjechać busikiem do centrum miasta na zakupy, ale kiedy czekałem na przystanku podjechał taksówkarz i zaoferował że zawiezie mnie tam za zaledwie 5zł. Dzięki temu dotarłem jeszcze wcześniej na moją kwaterę. W przytulnym małym pokoiku na poddaszu szybko zmorzył mnie sen i położyłem się wcześnie, bo czekała mnie nazajutrz wczesna pobudka i potem spore wyzwanie: zdobycie Wysokiego Wierchu, Trzech Koron i Sokolicy, czyli trzech szczególnie popularnych pienińskich szczytów. Czy mi się udało? Zapraszam do następnego wpisu :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz