piątek, 14 września 2018

10.09 Z Brennej na Błatnią i Klimczok

Trasa: Brenna - Bukowy Groń - Błatnia - Stołów - Trzy Kopce - Klimczok - Szyndzielnia - Przełęcz Dylówki - Olszówka Górna

Jeśli w dzień powszedni udaje mi się wyskoczyć na chwilkę w góry to zazwyczaj jest to wcześnie rano, ponieważ popołudniami pracuję. W miniony poniedziałek wyjątkowo było na odwrót, ponieważ miałem pracę przed południem, a od 12:30 pełną swobodę, aby pojechać w góry :) Razem ze mną na wycieczkę pojechała dwójka moich znajomych z pracy, którzy akurat mieli ten dzień w całości wolny. Chociaż mieszkają oni w Bielsku-Białej już od kilku lat, jeszcze nigdy nie byli na Błatniej, więc postanowiłem pokazać im tą malowniczą górę, a zarazem zobaczyć, jak wygląda w warunkach letnich ciekawa pozaszlakowa trasa, którą wchodziłem na Błatnią z Brennej podczas przepięknej zimowej wycieczki z 6 lutego. Miałem więc powody, aby cieszyć się na tą wyprawę. Wyjechaliśmy z Bielska-Białej autobusem do Skoczowa o 13:15 w tak dobrych humorach, że nawet gdy wysiadając w Skoczowie niechcący zostawiłem w autobusie kapelusz przeciwsłoneczny i zorientowałem się o mojej zgubie dopiero gdy wsiadaliśmy do busa do Brennej, nie popsuło mi to za bardzo nastroju.

Podobnie jak podczas lutowej wyprawy, pierwszym etapem naszej wycieczki było przejście odcinkiem czerwonej ścieżki dydaktycznej, tzw. "Szlaku Wspomnień". Ta trasa zatacza półkole w głąb gór z przystanku Brenna Kotarz do przystanku Brenna Lachy, na najwyższym i zarazem najdalszym od Brennej punkcie docierając do tzw. "Krzyża Zakochanych". W lutym wchodziłem odcinkiem z Kotarza do krzyża, a tym razem poszliśmy do niego odcinkiem z Lachów. Pod względem widokowym nie jest specjalnie ciekawy, ponieważ prowadzi przez las, jednak w ciepłe słoneczne popołudnie szło się tym lasem bardzo przyjemnie.


Dopiero na wyżej położonych odcinkach ścieżki dydaktycznej las się odrobinkę przerzedza i ukazują się widoki na Skrzyczne.


To był przedsmak tego, co nas czekało gdy w pobliżu Krzyża Zakochanych opuściliśmy ścieżkę dydaktyczną i poszliśmy do góry drogą gruntową, która wyprowadziła nas na rozległe łąki na Bukowym Groniu. Wchodziło się tam nieporównywalnie łatwiej niż poprzednim razem, gdy brnąłem w głębokim śniegu. Panoramy stamtąd w warunkach letnich prezentowały się zupełnie inaczej niż zimą, lecz równie pięknie. Urządziliśmy sobie na polanie mały piknik, aby dłużej się nimi nacieszyć.


Nie odpoczywaliśmy jednak aż tak długo, ponieważ mieliśmy zamiar niebawem zrobić sobie kolejny postój w schronisku na Błatniej. Poszliśmy więc dalej do góry przez łąki, a następnie ścieżką przez las do kolejnych łąk, znajdujących się na obszarze tuż pod szczytem Błatniej.


Po krótkim czasie dotarliśmy do schroniska, prawie pustego, gdzie miały miejsca dwa bardzo sympatyczne spotkania. Pierwsze było z uroczą schroniskową świnką morską, Sanką:


A drugie było z znajomą towarzyszącej mi koleżanki, która akurat tego popołudnia wybrała się z swoim chłopakiem na grzyby na Błatnią. Obie dziewczyny były bardzo miło zaskoczone zobaczywszy siebie nawzajem na schroniskowej stołówce, zwłaszcza biorąc pod uwagę że w takim powszednim terminie jest niewielka szansa na spotkanie w górach kogokolwiek, a co dopiero znajomej osoby. Jaki ten świat mały!

Po miłej rozmowie i wzajemnych pozdrowieniach wróciliśmy z schroniska na szczyt Błatniej, gdzie zrobiliśmy trochę zdjęć:



A potem udaliśmy się żółtym szlakiem w stronę Klimczoka, wykonując kolejne zdjęcia w świetle coraz niżej zachodzącego słońca.



Na Klimczoku zameldowaliśmy się o 18:35, gdy światło było już naprawdę słabe.


Chociaż już tyle razy byłem na Klimczoku, dopiero tym razem zauważyłem, jaką ciekawą sentencję można tam przeczytać. Opuściłem szczyt rozmyślając nad nią.


Idąc z Klimczoka na Szyndzielnię mieliśmy okazję podziwiać śliczny zachód słońca nad Beskidem Śląskim.



Na krótką chwilę zatrzymaliśmy się w schronisku na Szyndzielni, aby skorzystać z toalety, a gdy wyszliśmy z budynku słońce już zaszło. W szybko zapadającym zmroku rozpoczęliśmy zejście czerwonym szlakiem do Olszówki Górnej. Jeszcze przed Przełęczą Dylówki zrobiło się ciemno i musieliśmy w związku z tym wyciągnąć czołówki (mieliśmy dwie na trzy osoby), jednak nawet po ciemku zejście szerokim, łagodnym i wygodnym szlakiem czerwonym nie sprawiało nam żadnych problemów. Powiem więcej, to było zdecydowanie jedno z najciekawszych moich przejść po tym szlaku, który normalnie nie jest wybitnie interesujący. Nie dość, że wędrówka po ciemku dawała nam poczuć lekki dreszczyk emocji, to jeszcze z punktu widokowego koło Przełęczy Dylówki mieliśmy okazję zobaczyć panoramę rozświetlonego miasta. Już nieraz oglądałem Bielsko-Białą z pobliskich gór, ale jeszcze nigdy w takich okolicznościach.


Również mogliśmy obejrzeć błyszczące tysiącami świateł miasto pod sobą z Dębowca.


Krótko przed 20:30 dotarliśmy do przystanku autobusowego w Olszówce Górnej w znakomitych humorach. Oprócz pięknej pogody, widoków i miłego towarzystwa, na pewno zapamiętam tą wycieczkę z powodu niecodziennego, nocnego zejścia z Szyndzielni. Chociaż przebywanie w górach po zapadnięciu zmroku zawsze wiąże się z jakimś ryzykiem, to jednak uważam że przy sprzyjających warunkach atmosferycznych ten czerwony szlak z Szyndzielni do Olszówki Górnej świetnie się nadaje do bezpiecznego obcowania z górami w czasie gdy jest ciemno. Myślę, że mało jest w Beskidach tras które byłyby aż tak wygodne do pokonania po ciemku. Kto ma okazję, niech spróbuje!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz