piątek, 15 czerwca 2018

10.06 Rachowiec i Mały Rachowiec

Trasa: Sól - Rachowiec - Mały Rachowiec - Mikowa - Laliki

W niedzielę miałem czas na góry tylko do wczesnego popołudnia, ponieważ potem miałem się spotkać z znajomymi z pracy na pożegnalny piknik z okazji zakończenia roku szkolnego. Mimo ograniczonego czas udało mi się pojechać dość daleko od Bielska-Białej, w okolice Rachowca, gdzie nie było mnie od ponad czterech lat. Poprzednią wizytę na Rachowcu (29.03.2014) głównie zapamiętałem z powodu fatalnej widoczności, i to pomimo słonecznej pogody, przez którą widoki z szczytu miałem trochę ograniczone. Tym razem widoczność zapowiadała się dużo lepiej i liczyłem na to, że w pełni doświadczę uroku tej okolicy.

Pierwszym tego dnia pociągiem dojechałem do Soli, a następnie poszedłem czerwonym szlakiem po drodze asfaltowej prowadzącej przez centralną część wsi. Minąłem po drodze kilka ciekawszych obiektów. Najpierw taki oto klimatyczny sklepik, otoczony gęstymi zaroślami, co świadczyłoby o tym że raczej nie jest on czynny...


Potem piękna kapliczka...


A następnie zabytkowa drewniana dzwonnica:


Spoglądając na moją mapę stwierdziłem, że nie muszę iść dalej asfaltem, tylko mogę przy dzwonnicy odbić w prawo na drogę gruntową, wyjść nią nieco do góry, a następnie przejść na przełaj do czerwonego szlaku koło osady Podrachowiec. Zdecydowanie nie był to dobry pomysł... Droga gruntowa okazała się z gatunku tych, przy których rosną bardzo wysokie trawy. A ponieważ były one wciąż mokre po burzach z poprzedniego dnia, już po kilku minutach miałem przemoczone spodnie. Kolejny problem był taki, że dróżka coraz bardziej się zwężała, aż zniknęła wśród bujnych - i oczywiście bardzo mokrych - traw. W takich warunkach przejście na przełaj do czerwonego szlaku zdecydowanie nie należało do przyjemności. Przynajmniej widoki na okolicę, które były naprawdę malownicze, trochę rekompensowały te niedogodności.




Z nogami przemoczonymi do suchej nitki doczłapałem się nareszcie do szlaku. Całe szczęście, że słońce już ostro grzało i pozwoliło mi się względnie szybko wysuszyć. Mam nauczkę, żeby nie zbaczać z szlaków turystycznych na przyszłość...

Straciłem mnóstwo czasu na przedzieraniu się przez zarośla i miałem obawy, czy zdążę z powrotem do Bielska-Białej na piknik. Jednak odkąd natrafiłem z powrotem na szlak wszystko poszło jak z płatka. W bardzo szybkim tempie wszedłem na Rachowiec, gdzie - zgodnie z moimi przypuszczeniami - naprawdę było co oglądać.




Powyższe widoki są w kierunku południowym, natomiast od północnej strony Rachowca też nie brakuje malowniczych panoram, m.in. w kierunku Sołowego Wierchu, Ochodzitej i Baraniej Góry.




Dość stromym północnym stokiem Rachowca zszedłem do drogi asfaltowej u jego podnóża. Szlak skręca tu na lewo i podąża asfaltem w stronę Zwardonia, natomiast mój plan na ten dzień był inny: skręciłem na prawo i poszedłem asfaltem w drugą stronę, do stacji kolejowej Laliki. Wszedłszy na asfalt, chwilę później go opuściłem na parę minut, aby wspiąć się dosłownie kilka metrów na znajdujący się tuż obok szczyt Małego Rachowca(841 m n.p.m.), skąd też jest niczego sobie panorama.


Zejście drogą asfaltową przez osadę Mikowa do stacji kolejowej w Lalikach to wędrówka głównie przez łąki, a do tego mija się dwie wyjątkowo piękne kapliczki.



Zakończyłem wycieczkę na maleńkiej, otoczonej ogromnymi świerkami stacji kolejowej Laliki, położonej na całkowitym odludziu i, zdawałoby się, na końcu świata. Mieszkańcy niewielkich przysiółków mają w sumie sporo szczęścia - mieszkają daleko od cywilizacji, a jednak mają stamtąd świetne, bardzo regularne połączenie kolejowe. I z tego połączenia właśnie skorzystałem, wracając szybko i wygodnie do domu :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz