niedziela, 30 czerwca 2019

25.06 Kozi Wierch

Trasa: Palenica Białczańska - Wodogrzmoty Mickiewicza - Dolina Roztoki - Dolina Pięciu Stawów - Kozi Wierch - Dolina Pięciu Stawów - Pusta Dolinka - Dolina Pięciu Stawów - Dolina Roztoki - Wodogrzmoty Mickiewicza - Palenica Białczańska

Zaczęło się tak jak najczęściej rozpoczynają się moje wyprawy w Tatry Wysokie, czyli od wczesnej pobudki i szybkiego marszu na dworzec autobusowy, aby być tam o 6 rano, a potem nerwowego rozmyślania, ile będę musiał czekać zanim kierowca busa łaskawie zdecyduje się odjechać w stronę Palenicy Białczańskiej. W przeszłości to oczekiwanie, aż bus się zapełni, nieraz trwało bardzo długo i doprowadzało mnie do furii (zwłaszcza gdy przewoźnik jakby umyślnie podstawiał swój największy pojazd, bardziej podobny do pełnowymiarowego autobusu). Tym razem jednak mi się poszczęściło. Ponieważ był to pierwszy słoneczny dzień od bardzo dawna, najwyraźniej wielu innych turystów wpadło na ten sam pomysł co ja, aby skoro świt od razu ruszać w góry. Dlatego bus bardzo szybko się zapełnił i już o 6:20 pomknął radośnie w kierunku Tatr Wysokich. O 7:00 już byłem na szlaku.

Takie były początki - a potem z każdą minutą było coraz piękniej, coraz magiczniej, z taką magią jaką może przynieść tylko całodniowa wyrypa po najwyższych partiach Tatr. Może ze zdjęć poczujecie chociaż trochę tej magii. Nie robiłem żadnych w Dolinie Roztoki, ani na czarnym szlaku podejściowym do schroniska w "Piątce", bo te szlaki znam już bardzo dobrze, i wiem, że choć są piękne to nie mogą się równać z tym, co człowiek widzi na oczy po wejściu do Doliny Pięciu Stawów. Zaczekałem z pierwszym zdjęciem aż do tego momentu - ciężko o lepszą panoramę na rozpoczęcie fotorelacji.


A to mój cel. Kozi Wierch. Dotychczas wyżej w Tatrach postawiłem nogę tylko na Rysach, ale one leżą na granicy polsko-słowackiej, więc to będzie mój pierwszy raz tak wysoko na terytorium całkowicie polskim. Czy dam radę? No pewnie, musi się udać!


Czarny szlak z Doliny Pięciu Stawów to jedyna trasa na Kozi Wierch, którą miałem odwagę wejść. Pozostałe dwie alternatywy to odcinki Orlej Perci, a na coś takiego to ja nie czuję się na siłach. I tak byłem już wystarczająco zestresowany tym, że sama końcówka podejścia na Kozi Wierch będzie wiązała się z pokonaniem kawałeczka Orlej Perci. Plan był więc prosty: wejście i zejście czarnym szlakiem. Szlak ten okazał się mozolny, męczący, ale na całe szczęście pozbawiony ekspozycji i trudności technicznych. Po prostu musiałem się na nim napocić, ale nie musiałem drżeć z obawy o własne życie. To było dla mnie najważniejsze. Dużo łatwiej mi uporać się z wyzwaniami kondycyjnymi, niż z takimi które tkwią w głowie.

Przestaję ględzić i przedstawiam Wam fotki z podejścia na Kozi Wierch, podczas którego z każdym kolejnym metrem wysokości panoramy stawały się coraz bardziej oszałamiające.





Ostatni fragment szlaku przed szczytem, po Orlej Perci, rzeczywiście był dla mnie cięższy. Niby jest to jeden z najmniej eksponowanych odcinków Orlej Perci, a jednak ekspozycja była wystarczająca, abym miał sporego pietra. Pokonywałem więc ten odcinek bardzo powoli, prędkością zupełnie niewspółmierną do tej, z jaką szedłem przez resztę dnia. Ale najważniejsze, że konsekwentnie, kroczek po kroczku, zbliżałem się do szczytu. Gdy miałem odwagę spojrzeć w dół to nie mogłem się oprzeć zachwytowi, ponieważ panorama była nieprawdopodobnie piękna: pod mną cała Dolina Pięciu Stawów, a za nią Liptowskie Mury, najwyższe szczyty Tatr Wysokich, Tatry Bielskie...




Historyczny moment nadszedł o 12:10. Oto stoję na wysokości 2291 m n.p.m., na najwyższym punkcie Orlej Perci! Tak się pechowo złożyło, że czas mojego pobytu na szczycie był jedynym tego dnia okresem z większą ilością chmur. Przez to widoki na stronę północną, na Czarną Dolinę Gąsienicową, były odrobinę ograniczone. Przypomniał mi się 5 września 2014 i moje wejście na Zawrat, kiedy to miałem analogiczną sytuację: od strony południowej ładnie, a od północnej chmury. Trudno, taki los - jednak spektakl utworzony przez chmury też był nieziemsko piękny!






Najmniej ograniczony widok miałem na zachód, czyli na Zadni Staw Polski z Tatrami Zachodnimi w tle.


Chmury chwilowo nawet pojawiły się po stronie południowej, ale fajnie wyszło bo dzięki temu miałem nieco inną perspektywę na Dolinę Pięciu Stawów.


Chmury zupełnie nie były groźne, o deszczu czy tym bardziej burzy nie mogło być mowy, ale jednak trochę bałem się ich, bo wolałem nie schodzić z szczytu w "mleku" - wtedy o nieszczęście byłoby nietrudno. Dlatego z żalem musiałem dość szybko zwinąć się z Koziego Wierchu. Rozpocząłem długie, mozolne zejście. Na szczęście moje obawy okazały się bezpodstawne i chmury dość szybko zanikły. Powróciłem do Doliny Pięciu Stawów gotowy na kolejną część mojej przygody.



Tak, dobrze przeczytaliście, zdobycie Koziego Wierchu wcale nie było końcem przygody. W planach miałem kolejną atrakcję, a mianowicie odkrywanie żółtego szlaku z Doliny Pięciu Stawów w kierunku Koziej Przełęczy. Absolutnie nie miałem zamiaru wchodzić na samą przełęcz, ponieważ podejście na nią od południowej strony należy do najbardziej wymagających i niebezpiecznych w całych Tatrach. Skoro nawet przed szczytem Koziego Wierchu miałem problemy z powodu ekspozycji, to gdzież osoba o tak słabych nerwach jak ja by mogła wchodzić na Kozią Przełęcz! Ale zdecydowana większość żółtego szlaku jest, z tego co wyczytałem, bardzo łatwa i przyjemna - to dopiero sama końcówka jest tak radykalnie odmienna. Dlatego postanowiłem dojść jak najdalej przez Pustą Dolinkę, aż do samych podnóży Orlej Perci, tj. do momentu rozpoczęcia trudności technicznych na szlaku.

Jeśli ktoś szuka pomysłu na krótkie i niezbyt wymagające przedłużenie wycieczki do Doliny Pięciu Stawów to polecam właśnie przechadzkę do Pustej Dolinki. Na tej części żółtego szlaku trudności nie ma żadnych, a widoki imponują - przechodzi się z zielonej doliny do surowych, "księżycowych" krajobrazów, w otoczeniu skalnych rumowisk nad którymi górują strzeliste szczyty Orlej Perci. Z tej perspektywy Orla Perć prezentuje się naprawdę potężnie i jeśli ktoś idzie tam z zamiarem wejścia na Kozią Przełęcz (czyli w przeciwieństwie do mnie) to powinien poczuć przed nią trochę respektu.

Tak zielono było na początku szlaku...




Jaki kontrast z tym, co oglądałem po przekroczeniu progu Pustej Dolinki:





Musiałem zawrócić nieco wcześniej, niż zamierzałem, ze względu na widoczny na poniższym zdjęciu śnieg. Na Kozim Wierchu nie natrafiłem na niego wcale (i Bogu dzięki, bo nie wyobrażam sobie wejścia na ten szczyt po śniegu). Ale Pusta Dolinka, otoczona potężnymi szczytami, otrzymuje niewielką dzienną dawkę światła słonecznego i w związku z tym śnieg jeszcze długo tam zalega. A szlak trawersuje po śniegu (po prawej stronie na zdjęciu) i poślizgnięcie się tam mogłoby się skończyć trochę nieprzyjemnie. Nie widziałem sensu w kontynuowaniu na siłę, więc rozpocząłem odwrót.


Pięknie prezentował się Czarny Staw Polski gdy wracałem z zacienionej, surowej Pustej Dolinki do skąpanej w słońcu Doliny Pięciu Stawów.



Teraz to już naprawdę nadeszła pora, aby opuścić tą cudowną tatrzańską dolinę, do której chętnie bym wracał raz za razem. Poszedłem do schroniska na szarlotkę (obowiązkowo muszę ją zaliczyć podczas każdej wizyty w Dolinie Pięciu Stawów), a następnie w dół tą samą trasą, którą przyszedłem rano, czyli czarnym szlakiem, następnie zielonym przez Dolinę Roztoki i na koniec asfaltem z Wodogrzmotów Mickiewicza do Palenicy Białczańskiej. Powrót trochę mi się dłużył, bo po pierwsze zacząłem już odczuwać zmęczenie po wymagającej trasie, po drugie znam tą trasę aż do bólu, a po trzecie szło nią sporo ludzi i trochę tęskno mi było do tej pustki, jaka panowała chociażby w (słusznie noszącej taką nazwę) Pustej Dolince... Jedna rzecz jednak mi się bardzo spodobała, a mianowicie że wśród tych tłumów na szlaku było całkiem wiele dzieci, nawet dość małych. Dla dziecka dojście do Doliny Pięciu Stawów wcale takie łatwe nie jest, więc robi wrażenie, że mimo to sporo z nich daje radę tam dotrzeć, i trzeba pochwalić rodziców za to, że dbają o aktywność fizyczną swoich dzieci w taki sposób. Mam nadzieję, że tego dnia w Dolinie Pięciu Stawów powiększyło się grono młodych miłośników Tatr :)

Tą megaudaną wyprawą na Kozi Wierch zakończyłem trzy dni wędrówek po polskich Tatrach. Kolejne dwa dni to odwiedziny u moich znajomych na Słowacji i wędrowanie po ich stronie Tatr...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz