niedziela, 30 czerwca 2019

21.06 Łabysówka

Trasa: Sopotnia Wielka - Średniówka - Łabysówka - Korbielów Dolny

Po kilkutygodniowej przerwie od gór, spowodowanej urlopem na wschodzie Europy (fantastycznie było - pojechałem drogą lądową do Stambułu przez Ukrainę, Mołdawię, Rumunię i Bułgarię, ale to temat na osobny wpis), w piątek po Bożym Ciele powróciłem na beskidzkie szlaki. Niestety to nie był udany powrót. Wszystkie prognozy pogody trąbiły o popołudniowych burzach w ten dzień (co nie dziwiło mnie wcale, ponieważ taki schemat z popołudniowymi burzami miał miejsce poprzedniego dnia i jeszcze poprzedniego, i w sumie jest normalką dla polskiego lata). Dlatego planowałem poranne wyjście w góry, w okolice Rysianki, ale niestety zaspałem :( (Chyba musiałem nadrobić zaległości z snem po nieco imprezowej nocy z środy na czwartek...) O długiej trasie mogłem przez to zapomnieć, ale mimo wszystko po 9 rano byłem już w busie do Żywca i byłem pewien, że jeszcze mam kilka godzin zapasie na górską wędrówkę, nim rozwiną się burzowe chmury. Niestety, akurat tego jednego dnia nastąpił wyjątek od reguły w takiej formie, że burze pojawiły się już przed południem :( I jak na ironię, co pokazała mi strona burze.dzis.net na telefonie, nad moim miastem w tym czasie nie było żadnej burzy, nad Beskidem Śląskim i Małym również, a tylko nad Beskidem Żywieckim na pograniczu polsko-słowackim - czyli akurat w tym rejonie, do którego pojechałem - rozwinęła się jedyna przedpołudniowa burza i tkwiła nad tą okolicą praktycznie bez przerwy :(

Wysiadłem z busa o 10:45 w północnej części Sopotni Wielkiej, jeszcze przed wodospadem, przy bardzo szybko chmurzącym się niebie. Akurat drogą szła dwójka nastolatków puszczających muzykę disco polo na maksymalną głośność, lecz nawet odbijająca się echem po całej okolicy muzyka nie zdołała zagłuszyć dobiegających z nieba grzmotów. Stało się jasne, że nie ma mowy o zrealizowaniu mojego pierwotnego planu (spaceru przez Kotarnicę, Romankę i Rysiankę do Złatnej). Przeszło mi nawet przez głowę, że nie powinienem iść nigdzie, tylko od razu wrócić busem do Żywca, ale nie miałem pojęcia, o której ten bus odjeżdża. Na szybko obmyśliłem plan awaryjny: zrobię sobie bardzo krótką trasę, przez Łabysówkę do Korbielowa, skąd do Żywca odjeżdża o tej porze mnóstwo busów. I tak też zrobiłem.

Jak wyszło? Bez rewelacji, ale też bez tragedii. Całą trasę przeszedłem w akompaniamencie grzmotów, lecz na szczęście burza cały czas "wisiała" nad Pilskiem i granicą polsko-słowacką, więc nie znajdowałem się w bezpośrednim zagrożeniu. Mimo to i tak się bałem. A choć burzy nad sobą nie miałem, deszcz już owszem, więc trochę mnie zmoczyło. Trasa też nie była zbyt fajna. Najpierw musiałem trochę pochaszczować i przejść w bród potok, żeby dostać się z Średniówki do drogi Sopotnia-Krzyżowa, potem kawałek drogą gruntową w kierunku Łabysówki i dalsze chaszczowanie, aż wreszcie natrafiłem na "szlak-widmo" (tzn. dawny szlak czarny), który szerzej opisałem w wpisie z dnia 09.04.2018. Dalej szło się już łatwiej: przez Polanę Przysłopy (piękną, ale eksponowaną, więc tam szczególnie bałem się, że trafi mnie piorun) na Łabysówkę, potem w dół żółtym szlakiem do Korbielowa, i na koniec kawałeczek szosą do skrzyżowania z drogą na Krzyżówki. I na koniec zawód: wspaniała smażalnia ryb koło tego skrzyżowania, która miała dla mnie niemalże legendarny status odkąd skosztowałem tam pstrąga na zakończenie wycieczki z 24.05.2014 (co ciekawe, też podczas burzy), była nieczynna :( Nie miałem więc innego wyjścia, tylko łapać pierwszego lepszego busa do Żywca i wracać do Bielska-Białej...

Wycieczka taka sobie, ale przynajmniej ze zdjęć jestem zadowolony. Myślę, że całkiem dobrze oddają grozę towarzyszącą krążącej nad Beskidami burzy. Zapraszam do ich obejrzenia.







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz