niedziela, 30 czerwca 2019

24.06 Kozia Dolinka

Trasa: Kuźnice - Dolina Jaworzynka - Przełęcz Między Kopami - Hala Gąsienicowa - Czarny Staw Gąsienicowy - Kolebiska - Kozia Dolinka - Zawratowy Żleb - Czarny Staw Gąsienicowy - Hala Gąsienicowa - Sucha Dolina Stawiańska - Hala Gąsienicowa - Przełęcz Między Kopami - Boczań - Nosalowa Przełęcz - Kuźnice - Zakopane

Drugi dzień mojego pobytu w Tatrach, poniedziałek, wciąż jeszcze nie był tym dniem, aby pójść na mój najważniejszy cel, czyli Kozi Wierch. Pogoda się stopniowo poprawiała, ale zdecydowanie najlepsza miała być we wtorek i w związku z tym główny punkt programu zaplanowałem na ten dzień. A na poniedziałek zaplanowałem sobie chociaż częściowe "zaliczenie" paru szlaków w okolicach Czarnego Stawu Gąsienicowego. Chodziło mi przede wszystkim o żółty w stronę Skrajnego Granatu (w lipcu rok temu musiałem się wycofać już na początkowym fragmencie tego podejścia ze względu na burzę) oraz niebieski pomiędzy Zmarzłym Stawem i Zawratem. Wątpiłem, żeby mi się udało zaliczyć oba te szlaki w całości, zwłaszcza ze względu na ekspozycję w ich górnych częściach, ale chciałem przynajmniej spróbować swoich sił z nimi i zobaczyć, jak daleko uda mi się nimi dojść.

Ruszyłem z Kuźnic szlakiem przez Dolinę Jaworzynka. Akurat natrafiłem na tym szlaku na dużą i zarazem hałaśliwą grupę młodzieży, z której część szła bardzo wolno, a część szybko. Skutek był taki, że co chwila albo ja kogoś wyprzedzałem, albo ktoś wyprzedzał mnie. Ci szybcy i ci wolni to mieli wspólne, że wszyscy zachowywali się jednakowo głośno. Tak więc zbyt wiele spokoju to ja na tym odcinku nie zaznałem, ale piękne widoki takie jak poniższe sprawiły, że mimo wszystko udzieliło mi się sporo spokoju wewnętrznego :)




Na Przełęczy między Kopami mogłem zobaczyć w dole całą przebytą wcześniej dolinę, a także grzbiet Skupniowego Upłazu, którym miałem wracać w drodze powrotnej.


Na dalszym odcinku w kierunku Hali Gąsienicowej udało mi się zostawić hałaśliwych młodych za sobą, lecz turystów na szlaku wciąż było bardzo dużo. Niestety nie miałem szans na zrobienie zdjęcia panoramy Hali Gąsienicowej bez ludzi wchodzących w kadr.


Tłum na szlaku był w zasadzie aż do Czarnego Stawu Gąsienicowego. Pułap chmur zaczynał się trochę powyżej jego tafli, tak więc widoki nad nim - podobnie jak nad Morskim Okiem dzień wcześniej - były mocno ograniczone.


Przy takich warunkach byłem już praktycznie pogodzony z faktem, że nie uda mi się przejść całego szlaku na Skrajny Granat. Ale nie załamałem się tym, tylko z ciekawością ruszyłem na żółty szlak aby poznać go na tyle, ile się da. Ostatecznie udało mi się przejść ponad połowę drogi na Skrajny Granat, aż do punktu, w którym rozpoczynają się pierwsze trudności techniczne. Na tym szlaku nareszcie zaznałem prawdziwego spokoju - zarówno w górę, jak i w dół szedłem prawie sam, mijając innych turystów bardzo sporadycznie. I co mnie ucieszyło, wbrew pozorom wcale nie było tak dużo chodzenia w "mleku". Nim wszedłem w chmury, miałem okazję sfotografować Czarny Staw Gąsienicowy z całkiem sporej wysokości.


Gdy stało się jasne, że dalsza wędrówka nie będzie ani przyjemna, ani bezpieczna, zawróciłem i zacząłem schodzić z powrotem do Czarnego Stawu Gąsienicowego. Po lewej stronie spod chmur odsłaniał się widok na kolejny etap mojej wycieczki: pod próg Koziej Dolinki.


Mimo ograniczonych widoków, kolejne godziny były po prostu cudowne. Pustki na szlakach i wspaniały spektakl szczytów na przemian odsłaniających się spod mgieł i znów zakrywanych przez nie - to wszystko tworzyło atmosferę mistyczności i tajemniczości. Czułem się, jakbym wszedł po kryjomu na terytorium zakazanego królestwa, nad którym władzę sprawowały inne moce, niż ludzkie.



Pojawiły się na szlaku pierwsze przeszkody w postaci płatów śniegu, a Zmarzły Staw miał wokół siebie tego śniegu całkiem sporo - w końcu nazwa do czegoś zobowiązuje.



Poszedłem w głąb Koziej Dolinki aż do skrzyżowania szlaku na Kozią Przełęcz z trasą na Zadni Granat. Im wyżej szedłem, tym większe miałem poczucie, że tu człowiek naprawdę jest tylko gościem.


W końcu mgła dookoła stała się tak gęsta, że nie widziałem sensu w dalszej wędrówce. Zawróciłem, powróciłem do skrzyżowania z niebieskim szlakiem na Zawrat i obrałem tenże kierunek, po raz drugi tego dnia wchodząc na nieznany mi szlak. Udało mi się nim dotrzeć aż pod Zawratowy Żleb, zanim mgła i coraz większe ilości twardego, zmrożonego śniegu na szlaku nie skłoniły mnie do odwrotu. Na tych odcinkach oglądałem Zmarzły Staw w najrozmaitszych konfiguracjach, ale nie brakowało też innych ciekawych panoram.








Po powrocie nad Czarną Dolinę Gąsienicową ponownie mogłem oglądać z góry Czarny Staw Gąsienicowy w pełnej krasie.


Jeśli wyczuwacie lekką grozę z tych zdjęć spowitych chmurami Tatr to poniższe zdjęcie może pogłębić taki nastrój u Was jeszcze bardziej ;)


Im bliżej wieczora, tym chmury schodziły niżej (a miałem wrażenie z prognoz pogody, że będzie na odwrót). Wróciłem do Murowańca na kolację (jak to w Murowańcu bywa, trochę zbyt drogą lecz za to bardzo smaczną), po czym udałem się połączonym żółtym-czarnym szlakiem w stronę Suchej Doliny Stawiańskiej i dolnej stacji wyciągu krzesełkowego na Kasprowy Wierch (czynny wyłącznie w sezonie narciarskim). Uwielbiam panoramy z tego szlaku i miałem nadzieję, że może chociaż coś tam z tych panoram zobaczę, ale niestety tym razem nic z tego. Wcale jednak nie żałuję, że trochę w ten sposób nadrobiłem drogi, ponieważ na tym szlaku panowała kompletna cisza i miałem kolejną okazję do bycia sam na sam z naturą, a zamiast spoglądać w górę zauważałem inne detale bliżej ziemi.


Rozpocząłem powrót do Kuźnic. Opuszczając Halę Gąsienicową żegnałem się z nią oraz z lubianym przeze mnie Murowańcem - jakoś tak czuję, że nieprędko tam wrócę. Po tej wycieczce już naprawdę nie pozostały mi w tej okolicy żadne szlaki do zaliczenia, więc jeśli kiedykolwiek tam wrócę to będzie tylko po to, aby powtórzyć którąś z poprzednich tras. Na chwilę obecną więc z poniższym zdjęciem żegnam ten przeuroczy zakątek Tatr.


Z powrotem na Przełęcz Między Kopami, a potem tak jak zapowiedziałem na początku, niebieskim szlakiem przez Skupniów Upłaz i Boczań. W listopadzie ubiegłego roku miałem okazję nieco lepiej poznać obszar regli Tatr Wysokich podczas wycieczki na Wielki Kopieniec i Olczyską Polanę. Dzięki temu panoramy, które miałem cały czas po mojej prawej stronie podczas tego zejścia, jakoś tak miały dla mnie większe znaczenie niż przedtem, kiedy tych okolic właściwie nie znałem. Oglądałem te widoki wspominając z sentymentem tamtą wycieczkę.


To właśnie ten sentyment sprawił, że zamiast schodzić od razu do Kuźnic postanowiłem jeszcze wpaść na Nosalową Przełęcz, która podczas listopadowej wycieczki zauroczyła mnie swoimi panoramami, zwłaszcza poniższą.


Rozważyłem nawet powrót do Zakopanego przez Nosal, ale było ciut za późno - wybierając taki wariant musiałbym schodzić z szczytu po stromiźnie w zapadającym zmroku, a to nie byłoby bezpiecznie. Zamiast więc zdobywać Nosal pomachałem mu tylko z zielonego szlaku do Kuźnic.


A ponieważ wciąż miałem nieco energii i cała ta wycieczka wprawiła mnie w wyjątkowo dobry nastrój, postanowiłem nie łapać taksówki z Kuźnic do Zakopanego (na busa było już za późno), tylko zszedłem do miasta na piechotę, pokonując ten odcinek już praktycznie po ciemku - taka fajna mała przygoda na zakończenie dnia :) Doszedłem bezpośrednio pod mój hostel na Krupówkach i mimo, że wciąż czułem pełno pozytywnej energii po tej pięknej wycieczce, zacząłem bez zwłoki szykować się do spania, ponieważ wypadałoby mimo wszystko zaoszczędzić te siły na następny dzień, czyli na Kozi Wierch :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz