poniedziałek, 28 czerwca 2021

01.06 Z Rabki-Zdrój do Jordanowa

Trasa: Skomielna Biała - Drapa - Śmietanowa - Zaryte - Skalisne - Wiklarze - Olszówka - Gilówka - Plaskówka - Rabka-Zdrój - Skawa - Wysoka - Jordanów

Po równo 300 dniach, 1 czerwca wybrałem się na pierwszą tegoroczną beskidzką trasę. Kolejna fala pandemii zatrzęsienie roboty spowodowały, że kwiecień i maj minęły u mnie bez jakichkolwiek górskich wyjazdów, a na ten czerwcowy wyjazd pojechałem w fatalnej kondycji fizycznej. Za to w jak dobrej kondycji psychicznej :) Powrót w moje ukochane Beskidy dał mi tyle radości, że doprawdy nie pamiętam równie udanego Dnia Dziecka - ani jeszcze jako dziecko, ani już jako dorosły :)

Zaplanowałem trzydniowy pobyt w górach, przy czym pierwszą noc spędziłem w mojej ulubionej noclegowni na granicy Rabki-Zdrój i Chabówki, a drugą w agroturystyce w Przyborowie. Motywem przewodnim tego wyjazdu w Beskidy miało być nadrabianie zaległości z Głównym Szlakiem Beskidzkim i uzupełnianie jego brakujących odcinków na zachód od Rabki-Zdrój, po to żeby latem ruszyć pełną parą z zaliczaniem jego wschodniej części. Najdłuższym takim brakującym odcinkiem był ten pomiędzy Rabką-Zdrój i Jordanowem. Słyszałem o nim że niby najmniej ciekawy z całego GSB, no ale zaliczyć go trzeba. A taka "lajtowa" trasa zapowiadała się w sam raz na pierwszą wędrówkę w Beskidach od prawie roku.

Zacząłem dzień od małej rundki po szlakach (a także poza szlakami) w okolicach Rabki-Zdrój. Wysiadłem z busa przy stacji paliw w Skomielni Białej i ruszyłem w góry ścieżką pozaszlakową, w stronę wzniesienia Kamionka. Idąc przez łąki, doszedłem do większej ścieżki którą 1 lipca ubiegłego roku schodziłem z Lubonia Wielkiego i polany Surówki. Wysokie trawy były oblepione poranną rosą, przez co strasznie przemokły mi spodnie i buty, ale nie przejmowałem się tym za bardzo, tylko cieszyłem się pięknem tego poranka i tych dawno nie widzianych beskidzkich krajobrazów.



Wyżej wspomnianym odcinkiem mojej trasy z 01.07.2020 wszedłem w las, prekroczyłem Luboński Potok, a potem zacząłem schodzić inną ścieżką pozaszlakową w stronę Śmietanowej, dzielnicy Rabki-Zdrój. Myślałem że będzie na tym odcinku łatwo i przyjemnie, ale początkowo wcale tak nie było. Po ulewnych opadach w poprzednich dniach (wstrzeliłem się idealnie w pogodę, że akurat dzień mojego przyjazdu był pierwszym słonecznym dniem od dawna), ścieżką miejscami płynął potok...


Im bliżej Śmietanowej, tym na szczęście było lepiej, a po opuszczeniu lasu dróżka przeszła w asfalt. Ciekawostką po drodze był "bajkowy" ośrodek wypoczynkowy, gdzie każdy domek miał motyw innej bajki. Na poniższym zdjęciu jest domek Królewny Śnieżki i siedmiu krasnoludków :)


W Śmietanowej dołączyłem do zielonego szlaku i podszedłem nim kawałek w stronę Lubonia Wielkiego, przez łąki oferujące panoramę na tą właśnie górę.


Ale nie wchodziłem na nią, bo to nie był mój cel na ten dzień. Skręciłem w prawo na inną dróżkę i zszedłem nią z powrotem do szosy z Rabki-Zdrój do Mszany Dolnej. Przeszedłem szosą do dzielnicy Zaryte, a następnie znacznie mniejszą i spokojniejszą asfaltową drogą do osady Skalisne, gdzie krzyżuje się żółty szlak z czarnym. To był chyba najbardziej "nudny" odcinek z całej wycieczki, choć po drodze minąłem dość oryginalny budynek kościoła w Zarytem.


Następnie chciałem przejść żółtym szlakiem do Olszówki. Niestety za Skalisnem był strasznie słabo oznakowany i do tego na przemian zabłocony i zarośnięty. Szło się nim niezbyt przyjemnie, aż do momentu gdy opuścił las i wyszedł na obszar łąk. Od tego momentu aż do samej Olszówki trasa szlaku była dużo wyraźniejsza (na ostatnim odcinku nawet prowadząc asfaltem), a widoki o wiele ładniejsze. Motywem przewodnim moich zdjęć na tym odcinku były krowy ;)




Kolejne zdjęcie kościoła z trasy, tym razem w Olszówce:


Od Olszówki do Rabki-Zdrój poszedłem niebieskim szlakiem. Prowadził przeważnie asfaltem, dość łagodnie (poza jednym krótkim lecz ostrym podejściem), a za mną w stronę Olszówki widoki były takie:


Najwyższy punkt niebieskiego szlaku przed Rabką-Zdrój był też jego najciekawszym, z panoramami na wszystkie strony, m.in. na Luboń Wielki.




W Rabce-Zdrój zamiast pójść trasą szlaku, czyli strasznie dłużącą się i nudną ulicą Poniatowskiego, poszedłem znacznie przyjemniejszą i spokojniejszą równoległą Aleją Tysiąclecia aż do "pomnika słoni", a następnie do parku w centrum. W rabczańskiej pijalni zatrzymałem się na nieco dłużej, aby odpocząć, zjeść ciasto i wypić parę kubków wysoko zmineralizowanej wody. A potem rozpoczął się "gwóźdź programu", czyli zaliczanie odcinka Głównego Szlaku Beskidzkiego do Jordanowa. Pierwsza część trasy, do Skawy, naprawdę mi się podobała. Prowadziła przez łąki które obfitowały w ładne widoki.




Oczywiście pomijając przejście przez "zakopiankę", które zdecydowanie do najładniejszych miejsc nie należy ;) Ale dobrze że przynajmniej było czytelnie oznakowane, bo podobno jeszcze do niedawna był z tym kłopot.


No i czym byłaby relacja na moim blogu z beskidzkiej wędrówki bez przynajmniej jednego zdjęcia kapliczki? ;)


Od Skawy do Jordanowa, uczciwie przyznam, przestało mi się podobać. Na odcinku Skawa-Wysoka sam asfalt, który strasznie się dłużył. Od Wysokiej do stacji kolejowej w Jordanowie dość zabłocona leśna droga bez jakichkolwiek ciekawszych widoków. A ostatni odcinek w Jordanowie, z stacji kolejowej do centrum, prowadził ruchliwą drogą która częściowo była pozbawiona chodnika. Co chwila przejeżdżały tam duże tiry i wędrówka w takich okolicznościach zdecydowanie nie należała do przyjemności. Dotarłem do rynku w Jordanowie i do busa z wielką ulgą, że już po wszystkim.

Z całego odcinka Skawa-Jordanów mam tylko jedno zdjęcie godne uwagi: pięknej kapliczki w Wysokiej.


Mimo nie najlepszych wrażeń z ostatniej części trasy, ogólnie z wycieczki byłem bardzo zadowolony. I sam powrót w góry po tak długim czasie był czymś absolutnie bezcennym :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz