środa, 30 czerwca 2021

19.06 Lubań

Trasa: Szczawnica - Cizowa - Padoły - Krościenko Nad Dunajcem - Marszałek - Lubań - Grywałd

W sobotę, podobnie jak w piątek, musiałem się wyrobić z górską wycieczką rano i wczesnym popołudniem, bo późnym popołudniem musiałem znów pracować zdalnie. I w sumie dobrze, bo w ten sposób miałem jeszcze większą motywację żeby wyjść na szlak jak najwcześniej i uniknąć podchodzenia na Lubań (prawie 800 metrów przewyższenia z Krościenka) w największym upale. O 7 rano już byłem w drodze. "Daniem głównym" tego dnia miało być zaliczenie odcinka Głównego Szlaku Beskidzkiego z Krościenka na Lubań, natomiast "przystawką" było dojście z Szczawnicy do Krościenka trasą pozaszlakową, przez wzgórze Cizowa (649 m n.p.m.) i przysiółek Padoły. Było to zarazem moje pierwsze wyjście w góry w Beskidzie Sądeckim (nie licząc krótkich przechadzek na Górze Parkowej i Jaworzynie Krynickiej jako 12-latek, które ledwo pamiętam). I jak się okazało, ta "przystawka" okazała się hitem dnia :) Ale o tym za chwilę, a przedtem kilka zdjęć z pięknej Szczawnicy, a dokładnie z ulicy Głównej, prowadzącej na zachodnie obrzeża miasta.








Prawda, że tam pięknie? Zakochałem się w Szczawnicy od pierwszego wejrzenia i chyba mogę powiedzieć, że przejęła od Zakopanego miano mojego ulubionego miasta w polskich górach :) Ale tymczasem opuszczając Szczawnicę skierowałem się ulicą Pod Sadami na północ, do drogi gruntowej prowadzącej na Cizową. Cóż mogę powiedzieć o tej pozaszlakowej trasie - to był absolutny sztos! Przede wszystkim za sobą miałem coraz to rozleglejsze widoki na Pieniny, z ośnieżonymi szczytami Tatr w tle.




W Padołach skręciłem w lewo i zacząłem schodzić do Krościenka, mając przed sobą widoki na owo miasteczko, a także na Lubań który oczekiwał na mnie w dalszej kolejności.



Do Krościenka doszedłem bez większych kłopotów - mimo braku szlaku, droga gruntowa była wyraźna i ciężko było ją zgubić. Ogólnie mogę więc z czystym sumieniem bardzo polecić tą trasę. Przed jedną rzeczą tylko muszę Was ostrzec: przy jednym z gospodarstw w Padołach biegają na luzie bardzo agresywne psy. Miałem wysoce nieprzyjemne spotkanie z nimi, ale na szczęście nie ugryzły mnie. Uważajcie na nie! Poza tą jedną trudnością, trasa jest super. W Krościenku idzie się kawałek wzdłuż Dunajca do centrum:


Po przejściu przez Dunajec i krótkim postoju na lody oraz kupienie specjalnych plasterków na odciski w aptece (miałem potężne bąble na stopach po poprzednich dwóch dniach, spowodowane tym że "rozchodziłem" w tym czasie nowe buty), ruszyłem na czerwony szlak prowadzący na Lubań. Według mojej mapy czas wejścia to aż 4:25, ale mi zajęło to godzinę mniej - i to idąc naprawdę niespiesznym krokiem. Pomimo dużej różnicy wysokości, podejście nie jest specjalnie strome. Na pierwszym odcinku za Krościenkiem szlak prowadzi skrajem lasu, a po lewej stronie są piękne widoki na Pieniny i Tatry.



Tatry tego dnia były wyjątkowo wyraźne, jak na dłoni!




Na górze Marszałek (828 m n.p.m.) zastałem ku mojemu zaskoczeniu kilka pól uprawnych, a do tego obszar łąk z kolejnymi widokami na Tatry.



Po dalszym podejściu przez las, bliżej Lubania znów zaczęły się odsłaniać ciekawe widoki. W trakcie wykonywania poniższego zdjęcia użądliła mnie osa, ale nawet to nie mogło popsuć mi humoru podczas wędrówki tak malowniczym szlakiem :)


No i w końcu doszedłem na Lubań, który zdobyłem po raz pierwszy zaledwie dwa dni wcześniej. Tym razem nie wchodziłem na wieżę widokową, ale zrobiłem sobie postój na obiad i uciąłem sobie bardzo przyjemną drzemkę na polanie pod szczytem.


Ależ mi się nie chciało ruszać w dalszą drogę po tej drzemce... Ale praca zdalna w Szczawnicy wzywała. Tym razem zszedłem z Lubania zielonym szlakiem do Grywałdu. Na początek schodziłem po tej samej stromiźnie, którą wchodziłem dwa dni przedtem od strony Krośnicy. Od punktu, w którym zielony i niebieski szlak rozdzielają się (przy ruinach starego schroniska) schodziło się o wiele łagodniej i przyjemniej. Trasa była w całości zalesiona, bez ciekawszych widoków, ale przyjemnie chłodna w to gorące popołudnie. Za to pod koniec trasy, gdy wyszedłem z lasu przed Grywałdem, moim oczom ukazała się fantastyczna panorama Pienin i Tatr, która była wisienką na torcie po tej pięknej wycieczce. Urokowi całej panoramie dodawał coraz rzadszy w dzisiejszych czasach widok rolnika pracującego z koniem.



Zostało mi już tylko troszkę ponad pół godziny zejścia asfaltową drogą przez centrum Grywałdu do południowych obrzeży wsi, gdzie na szosie złapałem busa jadącego z Nowego Targu do Szczawnicy. Po przyjeździe do Szczawnicy, przed pracą jeszcze przez chwilę przeszedłem się po ślicznym Parku Dolnym.


I tym zdjęciem stamtąd żegnam się z Wami i zapraszam do relacji z następnego dnia wędrówek po Beskidzie Sądeckim i Gorcach :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz