środa, 30 czerwca 2021

17.06 Lubań i Turbacz

Trasa: Krośnica - Przełęcz Drzyślawa - Lubań - Runek - Kotelnica - Studzionki - Bukowinka - Przełęcz Knurowska - Kiczora - Długa Hala - Turbacz

W czwartek 17 czerwca rozpocząłem sześciodniowy pobyt w górach, podczas którego moim głównym celem było odkrywanie pasma Gorców. Pasmo tak dogodnie zlokalizowane, tuż koło trasy Kraków-Zakopane, a jednak ciągle pomijane przeze mnie na rzecz pobliskich Tatr. Dopiero w ubiegłym roku po raz pierwszy zapuściłem się w Gorce (relacja z Turbacza z 25-26.06.2020), a teraz postanowiłem porządnie "obłazić" to pasmo, a przy tym zaliczyć odcinek Głownego Szlaku Beskidzkiego pomiędzy Turbaczem i Krościenkiem. 

Ze względu na zdalną pracę od 18 do 21 czerwca nocowałem w "cywilizacji" w Szczawnicy, natomiast 17 czerwca miałem cały dzień wolny, więc zacząłem pobyt w górach z grubej rury: całodzienną wędrówką i noclegiem w schronisku na Turbaczu. Trasa była bardzo ciekawa: zacząłem o 8:30 w Krośnicy, skąd dojechałem busem z Nowego Targu. Stamtąd poza szlakiem na Przełęcz Drzyślawa, potem niebieskim szlakiem na Lubań, a od tego miejsca do samego końca czerwonym szlakiem (Głównym Szlakiem Beskidzkim).

Z przystanku autobusowego w Krośnicy poszedłem w górę ulicą Ojca Leona, a potem odbiłem w lewo na Przełęcz Drzyślawa. Po opuszczeniu wsi zaczęły się wokół mnie roztaczać coraz to ciekawsze panoramy. Przed sobą miałem górę Wdżar:


Natrafiłem na takiego "grzybka" z ławeczkami na wypoczynek i tablicą informacyjną o widocznych stamtąd górach. Jak się przekonałem w kolejnych dniach, u podnóży Lubania jest sporo takich "grzybków".


Poranek był przepiękny i ogólnie prognozy na wszystkie sześć dni mojego pobytu w górach były fantastyczne (no może tylko ciut za gorące). Atmosfera na łąkach nad Krośnicą była naprawdę sielankowa.


Powyżej Przełęczy Drzyślawa, już na niebieskim szlaku, widoki na Pieniny, oraz na Wdżar z Tatrami w tle, stawały się coraz bardziej rozległe.



Sielsko-anielską atmosferę dopełniało spotkanie z dużym stadem owiec. Stado było mieszane biało-czarne, co raczej nie zdarza się często.



Chętnie bym spędził cały dzień chłonąc atmosferę tych gorczańskich łąk, ale szlak prowadził mnie w głąb lasu, gdzie już nie było rozległych panoram, za to był cień i przyjemny chłód. Podejście na Lubań było niezbyt trudne, tylko na ostatnim odcinku, za ruinami schroniska (zdjęcie poniżej) nieco stromsze.


Na polanie pod Lubaniem odpocząłem po tej nieco męczącej ostatniej części wspinaczki. Ale nie za długo, bo nie mogłem się doczekać zobaczenia panoram z wieży widokowej na szczycie góry.


I warto było - z wieży mogłem podziwiać rozciągnięte pod sobą praktycznie całe Gorce.



Ale najbardziej podobała mi się panorama Jeziora Czorsztyńskiego z Tatrami na horyzoncie, a także widok z góry na podszczytową polanę.



Pod wieżą warto zwrócić uwagę na krzyż upamiętniający wizyty Jana Pawła II na Lubaniu oraz jego słowa o tym pięknym miejscu:


Od tego momentu rozpoczęło się zaliczanie bardzo długiego odcinka Głównego Szlaku Beskidzkiego. Cóż mogę o nim powiedzieć? Zejście z Lubania po zachodniej stronie było bardzo nieprzyjemne, strome i kamieniste. Dalej było o wiele łagodniej, ale jednak szlak dawał trochę w kość - raz w górę, raz w dół, i tak na przemian przez wiele godzin. Teren był głównie zalesiony, więc nie miałem okazji podziwiać zbyt wielu panoram, ale te które udało mi się dostrzec były naprawdę ładne.



Tu jeszcze taka ciekawa twarz wyryta w drzewie - nie jestem pewien, czy ma przedstawiać Chrystusa, czy kogoś innego.


Po mniej więcej trzech godzinach wędrówki dotarłem na Studzionki: piękną, sielankową polanę z niewielką osadą. Trochę zazdroszczę mieszkańcom, choć domyślam się że zamieszkiwanie w takim ustronnym miejscu wiąże się też z wieloma trudnościami.


Za Studzionkami znów kilka niewielkich zejść i podejść, następnie przejście przez Przełęcz Knurowską (846 m n.p.m.), a dalej długie, miejscami dość solidne podejście do najwyższej części Gorców: Kiczora (1282 m n.p.m.) i wreszcie Turbacz (1310 m n.p.m.), a dokładniej schronisko pod jego szczytem. Gęsto zalesiony odcinek za Przełęczą Knurowską odebrałem jako trochę nudnawy, a do tego byłem już porządnie zmęczony (z moją kondycją wciąż nie było najlepiej po "pandemicznej" zimie, a tu od razu pierwszego dnia w górach zaserwowałem sobie taką długą "wyrypę"). Ale przed Kiczorą las rozrzedził się, zaczęły się ukazywać ciekawsze widoki, a okolica nabrała bardziej dzikiego charakteru.


To właśnie takie klimaty najbardziej mi się spodobały w Gorcach (można je doświadczyć również w Beskidzie Żywieckim, zwłaszcza w okolicach Babiej Góry i Mędralowej): niezliczone krzaki jagód i pachnące świeżością lasy świerkowe.




I wreszcie nastąpiło zwieńczenie tej długiej, ale pięknej wycieczki, czyli przejście przez Długą Halę pod Turbaczem, bardzo widokową, dla której urokliwa bacówka jeszcze bardziej dodaje klimatu.




I w ten sposób, okropnie zmęczony ale jednocześnie zachwycony okolicą i ślicznym wieczorem, dotarłem do schroniska. Kolacja po tak długim dniu na szlaku smakowała szczególnie wybornie :) Zameldowałem się w pokoju wieloosobowym, ale okazało się że mam tam tylko jednego współlokatora. Bardzo sympatycznego i otwartego, z którym potem rozmawiałem do późnej nocy: oczywiście o górach (także tych których jeszcze nie znam, zwłaszcza Sudety), lecz również o najrozmaitszych innych tematach, chociażby o literaturze. Takie nocne rozmowy to aspekt nocowania w górskich schroniskach, który uwielbiam :) Oczywiście nie zawsze tak się zdarza, czasami człowiek trafia do pokoju z ludźmi którzy są tak zmęczeni po dniu w górach że od razu zasypiają, czasami człowiek też sam nie ma specjalnej ochoty na rozmowy. Ale jak trafi się taka "bratnia dusza" w schronisku to jest naprawdę wspaniałe dopełnienie górskiego dnia :) 

Wreszcie jednak po północy położyłem się, bo następnego dnia po południu musiałem już być w Szczawnicy aby pracować zdalnie, a przedtem jeszcze rano czekała mnie dość długa a zarazem niezwykle interesująca trasa zejściowa z Turbacza. Ale o tym w następnym wpisie :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz