poniedziałek, 31 grudnia 2018

16.12 Grabowa i Hala Jaworowa

Trasa: Hołcyna - Grabowa - Hala Jaworowa - Hołcyna

Przyszedł czas, abym w ostatnim dniu roku 2018 napisał relację z ostatniej górskiej wycieczki w tym roku. Był to rok absolutnie rekordowy dla mnie w górach: łącznie z tą wycieczką zaliczyłem aż 116 tras w polskich górach, a więc wychodziłem w nie średnio prawie co trzeci dzień! Oczywiście niektóre z tych wycieczek były bardzo krótkie, ale nie brakowało wśród nich również kilkunastugodzinnych "wyryp" w Tatrach (rekordowe pod tym względem były na pewno moje wojaże z 2-3 lipca). Więc suma summarum myślę że naprawdę nie mam czego się w tym roku wstydzić :) 

Moja ostatnia górska wyprawa w 2018 może nie imponowała długością, ale trzeba zwrócić uwagę że pokonywałem ją w masie śniegu i znacznie trudniejszych warunkach, niż normalnie. A trasa była naprawdę piękna, pogoda dopisała (może nie było zapowiadanego na ten dzień bezchmurnego nieba, ale przynajmniej w przeciwieństwie do poprzednich dni słońce chociaż troszeczkę się przebijało), a oprócz tego miałem podczas tej wycieczki bardzo miłe towarzystwo trójki znajomych. Oprócz tego mała ciekawostka: to była dokładnie moja setna wycieczka po Beskidzie Śląskim! Więc można powiedzieć, że sezon górski 2018 zakończyłem w bardzo dobrym stylu :)

Rozpoczęliśmy wycieczkę w Brennej-Hołcynie, na niewielkim parkingu gdzie od niebieskiego szlaku na Halę Jaworową i Kotarz odchodzi znakowana na czerwono ścieżka dydaktyczna do Chaty Grabowej, tzw. "Bajkowy Szlak Utopca". Pierwszy etap wędrówki tej ścieżki jest, szczerze mówiąc, nudny. Idzie się prostą i niemalże płaską leśną drogą przez prawie godzinę. Dopiero ostatni odcinek przed Chatą Grabową, gdy ścieżka skręca na prawo i rozpoczyna nieco stromsze podejście, staje się troszeczkę ciekawszy, a wcześniejsze "nudy" zostają wynagrodzone przez widoki przed dojściem do chaty, gdy ścieżka dydaktyczna łączy się z czarnym szlakiem.



Gdy organizowaliśmy tą wycieczkę i zaproponowałem moim towarzyszom pętlę z Hołcyny na Grabową i Halę Jaworową, zapytali się mnie czy po drodze będzie jakieś schronisko, a ja odpowiedziałem przecząco, co ich bardzo zawiodło, jednak mimo to zgodzili się na wybraną przeze mnie trasę. Zupełnie zapomniałem wtedy, że przecież znajduje się na tej trasie schronisko, co prawda nie operowane przez PTTK tylko prywatne - Chata Grabowa. Jak mogłem o tym zapomnieć? Moi znajomi byli zachwyceni, gdy zobaczyliśmy chatę przed sobą i napis zapraszający do bufetu. Od razu udaliśmy się tam, aby odpocząć i się ogrzać, a przy tym zjeść i wypić co nieco. Chata Grabowa zrobiła na nas świetne wrażenie - przytulne, klimatyczne wnętrze, sympatyczna obsługa i naprawdę dobre produkty na menu. Ja zamówiłem rogalika domowej roboty z jagodami oraz świeżo wyciskanego soku z cytrusów - i jedno, i drugie było znakomite. Po tym, jak się posililiśmy i napoiliśmy, udaliśmy się na taras chaty, aby obejrzeć widok stamtąd w kierunku pasm Równicy i Czantorii.


Nasza dalsza wędrówka, czarnym szlakiem w kierunku szczytu Grabowa (907 m n.p.m.), była dość męcząca, ale niesamowicie piękna.




Na Grabowej skręciliśmy w lewo na czerwony szlak, którym zamierzaliśmy dojść w okolice Kotarza i Hali Jaworowej. Punktów widokowych było na tym odcinku niewiele, ale jak już się pojawiały to było na co popatrzeć.





Najlepsze widoki były spod Kotarza - zarówno na pasmo Skrzycznego, jak i na Malinów.



Nie wchodziliśmy na sam Kotarz, tylko tuż przed nim skręciliśmy w lewo na niebieski szlak, którym w kilka minut doszliśmy na Halę Jaworową. Strasznie dawno mnie tam nie było (od 10.10.2014) - naprawdę wspaniale było po tylu latach tam wrócić, a także zobaczyć jak się prezentuje na zimowo.



Po takich widokach naprawdę nie mam prawa narzekać na to, że kolejny odcinek naszej wędrówki - zejście niebieskim szlakiem do Hołcyny - był dość monotonny, bo ciągle zalesiony, a na kolejny i zarazem ostatni tego dnia ciekawszy widok musieliśmy poczekać aż dotarliśmy do obrzeży Brennej, skąd do samochodu mieliśmy rzut beretem. Ładnie było stamtąd widać pasmo Starego Gronia:


Ostatnie zdjęcie z tej bardzo udanej wycieczki prezentuje kapliczkę w Hołcynie. Chociaż nie prezentuje żadnego górskiego krajobrazu, myślę że bardzo dobrze się nadaje na ostatnie zdjęcie na tym blogu w 2018 roku. Po pierwsze dlatego, że przedstawia Matkę Bożą, której jestem wdzięczny za opiekę nade mną podczas wędrówek po górskich szlakach w tym roku, a po drugie dlatego, że widać na nim flagi Polski, czyli kraju, w którym się urodziłem i którego jeszcze bardziej pokochałem dzięki tegorocznym górskim wędrówkom.


Przyszła więc pora, aby podsumować moje górskie wycieczki w tym roku. Jak wspomniałem na początku, przebyłem podczas niego 116 tras, z czego 37 w Tatrach i 79 w Beskidach. Z beskidzkich wycieczek to chyba najbardziej zapamiętam cztery: 9 września (wyjątkowa dla mnie wycieczka śladami ostatniej górskiej wyprawy Jana Pawła II w jej równo czterdziestą rocznicę); 29 września (wspaniała integracyjna wycieczka z nowymi współpracownikami na Żar, przecudowny jesienny wieczór i trochę przygód po drodze); 5 listopada (niby niepozorna, króciutka wycieczka wchodząc po raz n-ty na Kozią Górę, a jednak wyjątkowa z powodu fantastycznych jesiennych kolorów, morza mgieł nad Podbeskidziem i wprost fenomenalnej widoczności z wyraźnymi jak nigdy Tatrami); oraz 11 listopada, czyli powrót po latach na Pilsko i zdobycie go w równo setną rocznicę odzyskania przez Polski niepodległości. Natomiast w Tatrach największe osiągnięcia dla mnie to bez wątpienia zdobycie Rysów (13 października) i Giewontu (10 listopada), a oprócz tego dwie szczególnie atrakcyjne trasy których na pewno nigdy nie zapomnę to megadługa wyrypa na Gładką Przełęcz i Wyżnią Koprową Przełęcz (2 lipca) oraz na Otargańce i Wołowiec (27 sierpnia).

Czy nadchodzący rok 2019 może mi przynieść równie ekscytujące przeżycia? Szczerze mówiąc, nie mam wobec niego wielkich oczekiwań. Nie spodziewam się, abym miał możliwość spędzenia tylu dni w górach ze względu na dochodzące nowe obowiązki zawodowe i edukacyjne, istnieje także możliwość że latem wyprowadzę się z Podbeskidzia (chociaż nic nie wiadomo, bo już parę razy w 2015 roku żegnałem się z tym regionem a potem jednak przyciągał mnie z powrotem ;) ). Będzie bardzo ciężko przebić rok 2018, ale mimo wszystko mam nadzieję że 2019 przyniesie mi jeszcze niejeden przepiękny dzień na szlakach Beskidów i Tatr. Życzyłbym sobie, a także Wam, drodzy czytelnicy, bezpiecznych górskich wędrówek w roku 2019, i ogólnie szczęśliwego Nowego Roku!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz