poniedziałek, 31 grudnia 2018

14.12 Wokół Zwardonia

Trasa: Piekło - Wołowiec - Węglarze - Myto - Przełęcz Przysłop - Serafinov - Orawcowa - Zwardoń 

Zachęcony pięknymi doświadczeniami w zimowych górach poprzedniego dnia oraz zapowiadanym na piątek 14 grudnia "okienkiem pogodowym", postanowiłem skorzystać z tego, że wyjątkowo miałem tego dnia wolne popołudnie, i wybrałem się na górską wycieczkę na pograniczu polsko-słowackim. Chciałem w ten sposób też nieco odstresować się po naprawdę wyczerpującym tygodniu. Nic innego nie działa na mnie tak dobrze w takich sytuacjach, jak właśnie góry :) I tym razem ponownie wykonały swoją rolę - wróciłem z Beskidów czując się zupełnie odmienionym, w takim stopniu że nie byłem ani trochę zawiedziony faktem, iż "okienko pogodowe" zupełnie nie wypaliło.

Do tej pory ilekroć jechałem do Zwardonia zawsze jechałem pociągiem, ale tym razem postanowiłem po raz pierwszy skorzystać z busa jadącego z Żywca do tej miejscowości. Miało to dodatkową zaletę, że zamiast rozpoczynać wycieczkę na dworcu kolejowym mogłem uczynić to w bardziej odległym zakątku Zwardonia. I tak oto wysiadłem z busa w osadzie Piekło, położonej tuż przy drodze ekspresowej S1, przy niewielkiej asfaltowej drodze prowadzącej do osady Wołowiec (proszę nie mylić z słynnym Wołowcem w Tatrach ;) ). Jest to rejon który sprawia wrażenie bycia naprawdę na końcu świata, bo po pobliskiej ekspresówce prawie nikt nie jeździ, a oprócz niej dookoła są tylko nieliczne zabudowania i dzikie lasy.

Szybkim krokiem udałem się pustą drogą do Wołowca. Widoki z tamtejszych łąk nie są tak spektakularne jak panoramy z tatrzańskiego Wołowca, ale i tak są niczego sobie, oferując rozległą panoramę Rachowca.


Natrafiłem na taką oto piękną kapliczkę. Jak widać, jej fundatorka Anna Węglarz prosi o westchnienie w jej intencji do Boga, jednak przypuszczam że niewiele osób ma możliwość to czynić, ponieważ kapliczka znajduje się przy dróżce która raczej nie jest zbyt często używana. Załączam więc zdjęcie kapliczki tutaj, abyście i Wy, czytelnicy, odmówili za Annę "zdrowaśkę".


Zaśnieżona dróżka doprowadziła mnie z Wołowca do kolejnej osady - Węglarze, z której było naprawdę bliziutko do niebieskiego szlaku, sprowadzającego z Sołowego Wierchu do Zwardonia. Całkiem fajne widoczki były na tym odcinku.



Tak samo jak podczas wycieczki z 10 lipca - z tą tylko różnicą, że teraz w śniegu, za to bez goniącej mnie burzy - na obrzeżach Zwardonia skręciłem w prawo na asfaltową drogę i przeszedłem przez Myto do Przełęczy Przysłop na granicy z Słowacją, gdzie przeszedłem mostem na drugą stronę drogi ekspresowej, nadal sprawiającej wrażenie totalnie nieużywanej...


A następnie poszedłem czerwonym szlakiem słowackim do miejscowości Serafinov, przecierając go (co sprawiło mi ogromną frajdę) i oglądając panoramy na okoliczne wzniesienia Beskidu Kysuckiego.



Okolice Serafinova również wyglądały bajkowo w zimowej szacie.



Dalsza część mojej trasy nadal miała się pokrywać z trasą z 10 lipca - czyli z powrotem do Polski, do opuszczonego schroniska Dworzec Beskidzki a następnie czarnym szlakiem do osady Orawcowa na południowo-wschodnich krańcach Zwardonia. Postanowiłem jednak urozmaicić trasę i troszeczkę poeksperymentować: zamiast iść żółtym szlakiem z Serafinova do granicy z polską, poszedłem prosto do góry po stoku narciarskim, w kierunku południowo-wschodnim, chcąc w ten sposób dojść na skróty do Dworca Beskidzkiego. Czasowo może w ten sposób nic nie zaoszczędziłem, ponieważ wspinaczka po dość stromym stoku narciarskim w głębokim śniegu na pewno zajęła mi więcej czasu, niż gdybym poszedł szlakiem, na około co prawda ale za to dobrze wydeptaną dróżką. Za to ponowne torowanie sobie drogi przez śnieg było bez wątpienia ciekawszą opcją, a pod względem widokowym trasa "skrótowa" również miała więcej do zaoferowania od szlaku.


Ostatecznie dotarłem do granicy z Polską nie przy Dworcu Beskidzkim, ale powyżej niego, w punkcie gdzie czerwony szlak na Wielką Raczę łączy się z drogą asfaltową prowadzącą do Orawcowej. Udałem się tą drogą i wkrótce znalazłem się na czarnym szlaku, który doprowadza do niej z Dworca Beskidzkiego na skróty przez mały zagajnik. Idąc czarnym szlakiem do Orawcowej niestety nie widziałem kompletnie nic ciekawego, ponieważ chmury obniżyły się i zasłoniły panoramy z wszystkich punktów widokowych na tym odcinku. No trudno - i tak nie mogę narzekać bo jednak trochę widoków mi się tego dnia trafiło. W Orawcowej skręciłem w lewo na ulicę o tej samej nazwie (Orawcowa), którą zszedłem do Zwardonia, z niewielkimi trudnościami spowodowanymi jej stromością oraz dużym oblodzeniem (choć moje problemy z zejściem w ogóle nie dało się porównać z trudnościami, z jakimi się zmierzał młody mężczyzna idący w przeciwnym kierunku - był tak kompletnie pijany, że zupełnie nie był w stanie utrzymać toru wędrówki w linii prostej, a woń alkoholu od niego można było wyczuć na kilometr).

Na sam koniec wycieczki natrafiłem w Zwardoniu, niedaleko dworca, na wiatę, której nigdy wcześniej nie zauważyłem. Znajdowała się tam oryginalna rzeźba, a obok niej drewniana tablica z pełnym tekstem lokalnej zwardońskiej legendy.


Próbowałem legendę przeczytać, ale zrozumiałem ją tylko częściowo ze względu na to, że była napisana w gwarze śląskiej. Kilka niezłych "tekstów" w niej jednak poleciało - wklejam ostatnią część legendy, gdzie zwłaszcza przedostatnie zdanie jest mocne :D


Po tej intrygującej lekturze udałem się na pociąg do Bielska-Białej. Zawsze podczas jazdy tą linią kolejową szczególnie podobała mi się pierwsza część podróży, pomiędzy Zwardoniem a Solą, gdyż przebiega przez szczególnie dziewiczy teren, pośród rozległych, dzikich borów. Tym razem po raz pierwszy mogłem obejrzeć widoki na tym odcinku w zimowej "oprawie" i muszę powiedzieć, że prezentowały się wyjątkowo pięknie. Za Solą już nie miałem możliwości podziwiać kolejnych widoków z tej malowniczej linii kolejowej, ponieważ zapadł zmrok. W ciemnościach dojechałem do Bielska-Białej akurat w samą porę, by umyć się, przebrać się i pójść na wigilię organizowaną u mnie w pracy. Tak więc po udanej górskiej wycieczce przyszła kolej na udaną imprezę, dzięki czemu zakończyłem ten dzień w podwójnie udany sposób :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz