środa, 12 grudnia 2018

09.12 Przełęcz Bobrowiecka

Trasa: Polana Biały Potok - Siwa Polana - Dolina Chochołowska - Polana Chochołowska - Przełęcz Bobrowiecka - Polana Chochołowska - Dolina Chochołowska - Siwa Polana - Biały Potok

Długo się wahałem, czy wybrać się jeszcze ten ostatni raz w 2018 roku w Tatry. Już od dawna przymierzałem się do tego, żeby spędzić ten miniony weekend w Tatrach, ale prognozy pogody dla tego pasma górskiego na weekend były wprost tragiczne - intensywny deszcz, deszcz ze śniegiem i sam śnieg, całkowite zachmurzenie i silny wiatr. Do tego w czwartek i piątek napływały z Tatr informacje, że szlaki w części reglowej są koszmarnie oblodzone. Tak chciałem jeszcze ten jeden raz odwiedzić moje ukochane Zakopane i Tatry, ale czy wędrówka w takich warunkach będzie jakąkolwiek przyjemnością?

Jak się okazało, bardzo dobrze się stało, że nie posłuchałem się prognoz i pojechałem w Tatry chociaż na ten jeden dzień w niedzielę. Poprzedniego dnia spadło tyle deszczu, że lód w partiach reglowych się roztopił i prawie w ogóle nie było ślisko, a sama pogoda w niedzielę okazała się nadzwyczaj łaskawa, bo choć padało często i chwilami mocno, to jednak wystąpiło też bardzo dużo przejaśnień i rozpogodzeń, w trakcie których mogłem oglądać wspaniałe tatrzańskie panoramy. Więc wysiłek włożony w to, aby na ten jeden dzień odwiedzić Tatry, opłacił się w stu procentach!

Chyba nie trafiłbym na najlepsze tego dnia "okienko pogodowe", gdyby nie bardzo miła niespodzianka w kwestii dojazdu do Zakopanego. Po raz pierwszy od niepamiętnych czasów nie zastałem żadnych korków na "zakopiance", a mój bezpośredni autobus z Bielska-Białej rozpędził się tak bardzo, że zamiast rozkładowo po 11:00 dojechał do stolicy Tatr już o 10:30! Dzięki temu udało mi się złapać wcześniejszego busa w kierunku Doliny Chochołowskiej. Plany miałem dość nieprecyzyjne: po prostu udać się do Doliny Chochołowskiej i zobaczyć na miejscu, jakie są warunki i dokąd dojdę. Widząc, że akurat niebo nad Tatrami pięknie się rozpogadza, zupełnie spontanicznie wysiadłem z busa na Polanie Biały Potok i od razu zacząłem pstrykać zdjęcia moich ukochanych gór oraz klimatycznych bacówek, znajdujących się na polanie.


Oczywiście obowiązkowo musiałem pójść na oscypka :) Kupiłem również kostkę bundzu, który smakował wybornie.


Na całkowitym spontanie opuściłem szosę i udałem się przez środek polany, docelowo zamierzając dołączyć do drogi gruntowej biegnącej z wylotu Doliny Lejowej do skrzyżowania przy wylocie Doliny Chochołowskiej. Idąc przez polanę podziwiałem widoki, które dzięki zaskakująco słonecznej pogodzie były znacznie okazalsze od tych, których spodziewałem się tam zastać. Widać było m.in. Giewont i Czerwone Wierchy.




Przejście przez środek Polany Biały Potok nie był jednak najlepszym pomysłem, ponieważ nie wziąłem pod uwagę, że szałasów na niej pilnują psy pasterskie. Musiałem zwrócić ich uwagę, gdyż mojej wędrówce zaczęło towarzyszyć coraz to donośniejsze ujadanie, a w pewnym momencie zauważyłem, że jeden z nich biegnie prosto w moim kierunku, skowycząc wściekle. Na całe szczęście akurat wtedy dochodziłem do małego strumyka biegnącego przez środek polany. Szybko przeprawiłem się przez niego i zostawiłem psa na przeciwległym brzegu, gdzie zatrzymał się, szczekając wniebogłosy. Boję się myśleć, co by się stało gdyby mnie dopadł. Dlatego stanowczo wszystkim odradzam przejście "na skróty" przez środek tej polany - nie próbujcie tego, możecie nie mieć takiego szczęścia jak ja!

Za to na samej drodze pomiędzy Doliną Lejową a Chochołowską nie powinny już czyhać żadne niebezpieczeństwa. Poszedłem nią w kierunku szosy, cały czas mając za sobą piękną panoramę.


Również przed sobą miałem ładny widok na Pasmo Gubałowskie - zielone i totalnie pozbawione śniegu. I to ma być grudzień? To ma być zima?


Dotarłem do szosy, by po kilku minutach skręcić w lewo na drogę asfaltową prowadzącą do Siwej Polany. W sezonie pewnie mijałyby mnie na tej drodze sznury aut, natomiast w takim terminie na drodze panował spokój i samochody przejeżdżały tylko sporadycznie. Cały czas ku mojemu zaskoczeniu utrzymywała się słoneczna pogoda, dzięki czemu mogłem w dalszym ciągu oglądać odsłonięte od chmur szczyty Czerwonych Wierchów oraz Giewont.


W jakieś 10 minut później minąłem parking i budkę, gdzie zapłaciłem za bilet wstępu do Tatrzańskiego Parku Narodowego, i rozpocząłem wędrówkę prawie pustą drogą przez Siwą Polanę.



Chyba jeszcze nigdy wędrówka Doliną Chochołowską - która normalnie kojarzy mi się z nudami i chęcią jak najszybszego zakończenia długiej tatrzańskiej wyprawy - nie sprawiła mi tyle przyjemności. Mając ją prawie sam dla siebie, mijając tylko nielicznych turystów, mogłem prawdziwie docenić jej piękno. I szkoda tylko, że chwile pięknej pogody były już policzone...





Po minięciu przeze mnie Polany Huciska rozpadał się deszcz, który powyżej Wyżniej Chochołowskiej Bramy zaczął przechodzić w śnieg. Wystarczyło pokonać naprawdę niewielką różnicę wysokości, aby znaleźć się w iście zimowej scenerii. Na Polanie Chochołowskiej szalała prawdziwa śnieżyca.




Obrałem drogę przez środek polany szlakiem czarnym. W tym czasie zaczęło tak mocno zacinać śniegiem, że postanowiłem poszukać schronienia w wiacie położonej obok kaplicy pod wezwaniem św. Jana Chrzciciela.


W wiacie znalazłem nie tylko schronienie przed zimnem i śniegiem, ale również księgę z intencjami, do której się wpisałem, a także trochę pięknej poezji.


Śnieżyca nie trwała długo i wkrótce opady osłabły na tyle, że mogłem kontynuować moją wędrówkę do schroniska na Polanie Chochołowskiej, zostawiając kaplicę za sobą.




Była dopiero 13:30, a więc zostało jeszcze kilka godzin światła dziennego. Miałem czołówkę z sobą, więc nie obawiałem się zejścia Doliną Chochołowską po ciemku. Cudowne uczucie obcowania z Tatrami rozbudziło mój apetyt na pokonywanie kolejnych szlaków tego dnia. Postanowiłem więc pójść na Przełęcz Bobrowiecką. Chociaż schronisko kusiło, aby wejść do niego, zadecydowałem że odłożę sobie tą przyjemność na później i jeszcze nie dam się do niego wciągnąć.


Żółty szlak wiodący Bobrowieckim Żlebem był - co mnie nie dziwiło - kompletnie pusty, a okolica z każdym kolejnym zdobywanym metrem wysokości prezentowała się coraz bardziej zimowo.


Przełęcz Bobrowiecka. Tutaj, zgodnie z prawem, przekraczanie granicy w okresie od 1 listopada do 15 czerwca jest zakazane:


Oczywiście nie zamierzałem tego prawa łamać, bo przecież nie miałem ku temu żadnej potrzeby, a poza tym już czterokrotnie przechodziłem Doliną Bobrowiecką i wiedziałem doskonale, że choć jest dzika i odludna, to nie posiada specjalnych walorów widokowych. Jedyne ciekawsze widoki w tej okolicy są właśnie na samej przełęczy.



Czułem się w tym górskim otoczeniu tak fantastycznie, że postanowiłem w następnej kolejności pójść na Grzesia. No bo czemu by nie? Jednakże powrót opadów śniegu oraz świadomość tego, że ciemności zastałyby mnie już przy schodzeniu z Grzesia, sprawiły że rozsądek wziął górę. Przeszedłem tylko krótki odcinek szlakiem w kierunku Grzesia i zawróciłem przy jednej z nielicznych kapliczek wewnątrz Tatrzańskiego Parku Narodowego.


Wycofując się z powrotem w kierunku Polany Chochołowskiej zrobiłem jeszcze zdjęcie Bobrowca:


Na krótko przed 15:00 znalazłem się ponownie przy schronisku. Jak ja uwielbiam widok spod niego na Kominiarski Wierch!


Zatrzymałem się w schronisku tylko na krótko, aby zjeść wspaniały "Deser Chochołowski" - szarlotkę z śmietaną i jagodami. Potem od razu ruszyłem w drogę. Skoro jeszcze było jasno to warto było pokonać jak największą część Doliny Chochołowskiej przed zapadnięciem zmroku. I tak poza mną nikt już o tej porze nie schodził doliną - w schronisku zostali już tylko bardzo nieliczni turyści, którzy tam nocowali. Od razu skierowałem się na zielony szlak, mijając klimatyczne szałasy pasterskie, wciąż podziwiając Kominiarski Wierch przed sobą.


Ostatni rzut oka na Polanę Chochołowską...


I zanurzyłem się w las, schodząc przez niego zupełnie samemu do Siwej Polany. Zimowe klimaty zniknęły równie szybko jak się pojawiły. Poniżej Polany Chochołowskiej znów było bardziej jesiennie, czy jak kto woli wiosennie.


Przypomniała mi się wycieczka z 15 września, kiedy to podobnie przy zapadającym zmroku schodziłem Doliną Chochołowską. Tylko że wtedy było to jedynie zakończenie długiej i pełnej wrażeń wyprawy na Wołowiec, a tym razem Dolina Chochołowska jako cel sam w sobie sprawiła mi tyle frajdy! Podobnie jak we wrześniu, na Siwą Polanę dotarłem już po ciemku, gdy nie było widać żadnych busów do Zakopanego, więc tak samo jak wtedy kontynuowałem moją wędrówkę drogą asfaltową aż do skrzyżowania z szosą z Czarnego Dunajca do Zakopanego. I tutaj podobieństwa się skończyły, ponieważ o ile we wrześniu nie nadjechał żaden bus i uratowały mnie miłe panie z Warszawy, podwożąc mnie do Kościeliska, tak tym razem dotarłem na przystanek dokładnie w tym samym momencie, gdy nadjeżdżał bus z Czarnego Dunajca. Ależ szczęście! Dzięki temu już pół godziny później siedziałem w klimatycznej knajpce w Zakopanem i jadłem obfitą kolację, a po kolejnej godzinie siedziałem w autokarze do Krakowa. Na całe szczęście, w odróżnieniu od owego wrześniowego weekendu, tym razem nie miałem problemów z zajęciem miejsca w autokarze i z dojazdem do Krakowa, a następnie do Bielska-Białej - więc nie musiałem tym razem łapać stopa w desperacji ani wpraszać się na nocleg do mojej mamy chrzestnej w Krakowie :)

Tą wycieczką definitywnie żegnam Tatry w tym roku, następnym razem odwiedzę je pewnie dopiero gdy na kalendarzu będzie już widniał rok 2019. Ale uważam to zakończenie tatrzańskiego sezonu 2018 za niezwykle udane. Pogoda, choć nie rewelacyjna, wypadła dużo powyżej oczekiwań, a również sama trasa, jak na taką z pozoru mało ciekawą, przyniosła mi mnóstwo radości. Po prostu trzeba otwarcie powiedzieć, że poza sezonem turystycznym Tatry są jeszcze ciekawsze, niż w jego trakcie. Chyba nie da się lepiej podsumować tej wycieczki, jak i każdej mojej tatrzańskiej wycieczki w roku 2018, niż słowami, którymi wpisałem się do księgi intencyjnej przy kaplicy na Polanie Chochołowskiej:


1 komentarz:

  1. O tak, piekne miejsce przyznaje! Często jeżdżę w góry z żoną. Mamy nawet specjalne boks na samochód od http://www.amos.auto.pl to na narty.

    OdpowiedzUsuń