piątek, 7 grudnia 2018

01.12 Wokół Czantorii

Trasa: Ustroń - Leszna Górna - Gora - Strelma - Przełęcz Beskidek - Jawornik - Krzysztówka - Kamieniec - Wisła Obłaziec

Sobotnia wycieczka była dosyć ciekawa, ponieważ w jej trakcie zabrałem się za odkrywanie bardzo słabo mi znanych obszarów Beskidu Śląskiego na pograniczu polsko-czeskim, w okolicach Nydka, gdzie do tej pory byłem tylko raz (jako ciekawostka, było to prawie równo rok temu - 08.12.2017). Pogoda dopisała, bo choć było pochmurno to zaczęło padać - a dokładniej, sypać - dopiero podczas ostatnich kilku minut mojej wędrówki. Szlaki miałem prawie w zupełności dla siebie, więc mogłem w spokoju i ciszy pokontemplować podczas tej wycieczki.

Zacząłem od przejazdu autobusem firmy Wispol do przystanku Ustroń Centrum. Mogłem stamtąd od razu ruszyć na żółty szlak, ulicami Gałczyńskiego i Myśliwską, lecz szedłem już kiedyś tą trasą schodząc z Czantorii Małej, więc postanowiłem troszeczkę pozwiedzać Ustroń i zamiast tego poszedłem w stronę gór ulicami Partyzantów i Jelenica. Na początku szło się dość monotonnie, a jedynym wartym zwrócenia uwagi obiektem który minąłem był zakład popularnej wody "Ustronianka":


Ale potem zrobiło się ciekawiej, bo najpierw za mną ukazał się widok na szczyty pasma Równicy, a jednocześnie minąłem długi szereg drzew, które wciąż (początkiem grudnia!) miały na sobie trochę jesiennych barw.


Nieco wyżej panorama pasma Równicy była jeszcze lepsza.


Ulica Jelenica na chwilę połączyła się z trasą żółtego szlaku, przy którym zastałem tablicę z bardzo ciekawymi informacjami o historii tego regionu.


Doszedłem do skraju lasu, gdzie żółty szlak skręca w lewo i rozpoczyna podejście na Czantorię Małą. Ja natomiast skręciłem w prawo na szeroką leśną drogę, która stanowi jednocześnie trasę rowerową. Czekało mnie teraz troszkę ponad pół godziny nieco jednostajnej wędrówki przez las, zanim dotarłem do obrzeży Lesznej Górnej. Jest to wieś położona u podnóży gór, wśród pofałdowanego terenu charakteryzowanego przez niewielkie, łagodne wzgórza. Wyróżnia się spośród nich Tuł (621 m n.p.m.), które jako jedyne z tych wzgórz jest wyraźnie wyższe.


W Lesznej Górnej natrafiłem na kolejne szlaki - czarny, a następnie żółty, którym udałem się w stronę granicy z Czechami. Ponownie zagłębiłem się w dość monotonny las, jednak po drodze minąłem jedno ciekawsze miejsce: dawne spowiedzisko ewangelików, którzy spotykali się potajemnie w takich ustronnych miejscach aby odprawiać swoje modły w czasach, gdy groziły im represje za kultywowanie swojej wiary (kontrreformacja w drugiej połowie XVII wieku).


Żółty szlak urywa się na granicy, krzyżując się z czeskim szlakiem czerwonym, który wiedzie po zachodnich krańcach Beskidu Śląskiego. Na wprost prowadzi niewielka, lecz bardzo wyraźna droga asfaltowa, którą doszedłem do osady Gora na obrzeżach Nydka. Rozpoczyna się tu obszar łąk i pól, z których jest szczególnie dobry widok na górę Ostry Vrch.


Ja jednak nie kontynuowałem wycieczki polami, tylko wróciłem do lasu, podążając szeroką leśną drogą trasą rowerowego szlaku śladami czeskiego hutnictwa:


Niestety wędrówka tym szlakiem była dla mnie kolejnym nieco nudnym odcinkiem. Jedynym wydarzeniem, które nieco urozmaiciło moje przejście nim, było napotkanie dużej grupy myśliwych z psami, którzy razem wybierali się na łowy. Poza nimi na szlaku były pustki. Las, przez który szedłem, był gęsty i nie miałbym w nim kompletnie żadnych ciekawych widoków, gdyby nie brak liści na drzewach, co umożliwiło mi zobaczenie w paru miejscach nieco ograniczonego widoku na Ostry Vrch.


Ale nadejście kolejnego punktu widokowego było tylko kwestią czasu. Ten nastąpił, gdy ponownie przecinałem czerwony szlak, po wschodniej stronie Nydka. To była na dobrą sprawę pierwsza tego dnia panorama, która nie była dla mnie całkowicie nowa - miałem już okazję ją poznać podczas ubiegłorocznej grudniowej wycieczki z Bystrzycy do Ustronia.


Wróciłem do lasu i kontynuowałem wędrówkę szlakiem rowerowym, łagodnie schodząc aż do skrzyżowania z zielonym szlakiem, którym skierowałem się przez smętny, obdarty z liści las aż do granicy z Polską. Przeciąłem szlak graniczny wiodący pasmem Czantorii i rozpocząłem ponowne zejście, tym razem do Wisły Jawornik. Podczas zejścia odsłonił się przede mną widok na tą dzielnicę miasta oraz na okoliczne góry.



W Jaworniku na kilka minut dołączyłem do szlaku, którym szedłem podczas wycieczki z 27 czerwca, po czym... ponownie skierowałem się na zupełnie nową dla mnie trasę. A dokładniej na ścieżkę dydaktyczną o kolorze zielonym, której nie ma na mojej mapie, ale która jest dobrze oznakowana w terenie. Prowadzi ona w górę ulicą Wańkowską, równolegle do nowych obiektów narciarskich należących do hotelu "Stok". Akurat gdy tamtędy szedłem były one w trakcie intensywnego naśnieżania, a kilka rodzin z dziećmi bawiło się na śniegu i rzucało w siebie śnieżkami. Całkowity kontrast z całą resztą okolicy, w której śniegu nie było ani płatka... Łagodnym, przeważnie zalesionym podejściem doszedłem do osady Krzysztówka, gdzie ścieżka dydaktyczna odbija w lewo, w kierunku dobrze widocznego pasma Czantorii.


Główna droga, którą ja się kierowałem, skręca jednak w prawo i sprowadza łagodną trasą przez dolinę potoku Gahura do małej, całkiem klimatycznej stacyjki kolejowej Wisła Obłaziec, gdzie zakończyłem moją wycieczkę - akurat w tym momencie, gdy zupełnie znienacka rozpętała się śnieżyca.


Nie musiałem długo czekać na pociąg, który przyjechał punktualnie o 13:33. Chciałem skorzystać z kolei na całym odcinku do Bielska-Białej, ale ze względu na bardzo niską prędkość jazdy na odcinku Skoczów-Chybie pokonanie całej tej trasy koleją, z przesiadką w Goczałkowicach-Zdroju, zajęłoby mi zbyt dużo czasu, a ja się spieszyłem do domu. Szybciej mi było pojechać pociągiem jedynie do Skoczowa, przejść się z stacji kolejowej na dworzec autobusowy i stamtąd busem dojechać do Bielska-Białej.

Podsumowując, obszar wokół Czantorii Wielkie i Małej, który odkrywałem podczas tej sobotniej wyprawy, szału nie robi, ale zawiera w sobie kilka naprawdę malowniczych punktów widokowych, które być może przy słoneczniejszej pogodzie i o innej porze roku, z bardziej rozwiniętą wegetacją, wyglądałyby jeszcze lepiej. Najbardziej spodobał mi się obszar wokół Tuła, który wyglądał naprawdę sielankowo. Myślę, że szczególnie fajnie byłoby wrócić tam w słoneczny dzień w maju, przy bujniej rozwiniętym kwieciu i zieleni. Z całą pewnością liściasty las wokół Czantorii prezentowałby się też szczególnie atrakcyjnie podczas złotej polskiej jesieni. Niewątpliwą zaletą tras, które przeszedłem podczas tej wycieczki, jest to iż są naprawdę nietrudne. W sam raz dla kogoś, kto chciałby poobcować z naturą i zobaczyć trochę pięknych krajobrazów, a zarazem ma słabszą kondycję lub po prostu czuje się bardziej leniwy ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz