czwartek, 18 października 2018

14.10 Jaskinia Mroźna i Polana na Stołach

Trasa: Kiry - Dolina Kościeliska - Jaskinia Mroźna - Dolina Kościeliska - Polana Na Stołach - Dolina Kościeliska - Kiry

Niedzielna trasa, choć mniej epicka od sobotniej, pod względem wrażeń i doznań estetycznych była równie udana. Podczas drugiego dnia weekendu udaliśmy się na zwiedzanie polskiej części Tatr, na znacznie mniejszą wysokość niż w sobotę, lecz z ogromną dawką pięknych widoków. Punktem kulminacyjnym tej wyprawy była wizyta na Polanie na Stołach, na którą udało mi się dotrzeć po raz pierwszy, i która naprawdę mi zaimponowała. Znajduje się niby tak blisko popularnej Doliny Kościeliskiej, a zarazem położona jest tak bardzo na uboczu, w ciszy i spokoju, odwiedzana przez stosunkowo niewiele turystów. Aż dziwne, ponieważ widoki z niej są fenomenalne!

Zacznijmy jednak od początku. Po dobrze przespanej nocy, odświeżeni i wypoczęci, ja i moja dzielna towarzyszka z Rysów pojechaliśmy busem do wylotu Doliny Kościeliskiej, gdzie oczekiwał nasz wspólny znajomy, który przyjechał autem na jeden dzień w Tatry. Około 8:30 ruszyliśmy na szlak. Dla mnie to była jedna z wielu wizyt w Dolinie Kościeliskiej, ale dla moich kompanów to był pierwszy raz w tej dolinie. Chyba lepszego terminu nie mogli wybrać - przypadający akurat teraz szczytowy okres jesiennych kolorów sprawił, że otoczenie Doliny Kościeliskiej wyglądało pięknie jak nigdy. Nawet ogołocone zbocza Kościeliskich Kopek, które zostały zdewastowane przez potężny bożonarodzeniowy halny w 2013 roku, w obecności mnóstwa jesiennych barw odzyskały część swojego dawnego uroku.


Było przeraźliwie zimno, ale wiedzieliśmy że to tylko kwestia czasu aż słońce zacznie prażyć. Poranek był naprawdę prześliczny. Idąc szybkim krokiem aby się rozgrzać, doszliśmy do punktu w którym na lewo odchodzi jednokierunkowy czarny szlak do Jaskini Mroźnej, naszego pierwszego celu na ten dzień. Aby dotrzeć do wejścia do jaskini trzeba było się trochę wspiąć po umiarkowanie stromej i miejscami skalistej ścieżce. Prowadziła ona przez las, więc widoków za bardzo nie było, poza jedną panoramą Zadniej Kopki:


Jeszcze jedną rzeczą, którą zwróciła moją uwagę przy tym szlaku, to malutka kapliczka - dość rzadki widok wewnątrz Tatrzańskiego Parku Narodowego.


Niebawem ukazała się nam drewniana budka przy wejściu do Jaskini Mroźnej, gdzie pobrano od nas opłatę za wstęp do jaskini i zapuściliśmy się w podziemny korytarz. W odróżnieniu od pobliskiej Jaskini Mylnej tunel posiadał znacznie mniej odgałęzień oraz był sztucznie oświetlony, więc zabłądzenie było prawie niemożliwe, natomiast w niektórych węższych częściach jaskini oraz w miejscach z niskim sufitem, których było sporo, musieliśmy znacznie się nagimnastykować w celu przejścia przez nie. Była to ogólnie fajna przygoda, aczkolwiek chyba miałbym jeszcze większą przyjemność z przebywania w tym czasie na zewnątrz, na stokach gór zamiast pod nimi. W końcu na typowym górskim szlaku widać byłoby zapewne mnóstwo szczytów przy tak świetnej widoczności jak tego dnia, podczas gdy w Jaskini Mroźnej jedyny widok jaki mieliśmy był na wnętrze jaskini.


Brak widoków wewnątrz jaskini zrekompensowały panoramy przy wyjściu z niej, skąd widać było nawet Wołowiec (na drugim zdjęciu).



Zeszliśmy do Doliny Kościeliskiej, gdzie momentalnie znaleźliśmy się w tłumie turystów, i wróciliśmy nią do punktu, z którego odbiliśmy do Jaskini Mroźnej. W tym samym miejscu odbiliśmy teraz w przeciwnym kierunku: niebieskim szlakiem na Polanę na Stołach. Już od dawna chciałem ten szlak zaliczyć, jednak przez pierwszy rok mojego wędrowania po Tatrach (2014) był zamknięty ze względu na zniszczenia po halnym z końca 2013 roku, a potem po prostu jakoś nie było ku temu okazji. Teraz w końcu się nadarzyła. Początkowo szlak biegnie przez las, głównie iglasty, jednak pojawiały się też drzewa liściaste z mnóstwem cudnych jesiennych kolorów.



W wyższych partiach lasu zaczynają się pojawiać ciekawe widoki na okolicę...



Weszliśmy na niewielką polanę, z której roztaczały się kolejne piękne panoramy...



Ale oczywiście najlepsze czekało nas na Polanie na Stołach. Słyszałem o niej same dobre rzeczy przed tą wycieczką i nie zawiodłem się - to miejsce posiada wspaniały klimat. Rozległe panoramy w otoczeniu tradycyjnych drewnianych szałasów zapadają w pamięć, a przy tak rewelacyjnej pogodzie jak w minioną niedzielę (nie dość że słonecznie to temperatura zdążyła podskoczyć do zawrotnej jak na październik wysokości) to wszystko prezentowało się jeszcze okazalej. Spędziliśmy ponad pół godziny po prostu odpoczywając, opalając się i chłonąc to piękno wokół nas.



Najwspanialsze widoki były z wyższych części polany.





Polana na Stołach nie jest, na dobrą sprawą, końcem niebieskiego szlaku. Niegdyś wiódł on przez Kominiarski Wierch na Iwaniacką Przełęcz, lecz został na tym odcinku zamknięty, co moim zdaniem jest szkodą ponieważ byłaby to arcyciekawa trasa. Obecnie natomiast szlak prowadzi jeszcze wąską ścieżką kilkaset metrów w głąb lasu za polaną. Prawie w ogóle na tym odcinku nie ma oznakowań, oprócz jednego szlakowskazu informującego że doszło się do końca niebieskiego szlaku. Nie do końca rozumiem w jakim celu poprowadzono szlak jeszcze ten kawałeczek za Polaną na Stołach, ponieważ nie widać z tego odcinka prawie nic i kończy się nagle w środku lasu. Jedyny powód, dla którego warto zaliczyć jeszcze tą końcówkę niebieskiego szlaku, to ładny, choć nieco ograniczony widok na Kominiarski Wierch - choć aby zobaczyć ten widok trzeba pójść jeszcze kawałeczek dalej od zakończenia niebieskiego szlaku, na pobliskie wzniesienie. A więc de facto nielegalnie, bo poza szlakiem. Postanowiłem być bardzo niegrzeczny i tak uczyniłem, a oto dowód ;)


Wróciliśmy na Polanę na Stołach...


...oraz do Doliny Kościeliskiej, gdzie zeszliśmy do Kir wśród piorunujących jesiennych barw.







Nasza droga powrotna do Bielska-Białej - autem z Kir przez Czarny Dunajec, Krowiarki, Stryszawę, Czernichów i Przegibek - była z całą pewnością najpiękniejszą podróżą, jaką kiedykolwiek odbyłem pomiędzy Podbeskidziem a Podhalem. Przez całą drogę towarzyszyły nam olśniewające kolory w świetle zachodzącego coraz niżej słońca. Do tego widoczność była znakomita i przez długi czas po opuszczeniu Kir widzieliśmy za sobą Tatry. Okolice, przez które przejeżdżaliśmy wyglądały niczym w bajce. Jestem święcie przekonany, że późnym popołudniem 14 października 2018 roku nie było piękniejszego miejsca na tej Ziemi, niż nasze polskie Podhale :) Nie mógłbym sobie wymarzyć piękniejszego zakończenia tego wyjątkowego tatrzańskiego weekendu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz