niedziela, 8 kwietnia 2018

04.04 Żar

Trasa: Kozubnik - Wawakowo - Ogórkowo - Żar

Wiosna w mijającym tygodniu przypuściła zdecydowany szturm na Podbeskidzie i dodatkowo mnie rozochociła na wyprawy po górach. Po wtorkowej wycieczce w okolice Szczyrku i Mesznej, w środę wybrałem się w Beskid Mały, na Żar. Zrobiłem trasę z tym samym punktem początkowym, co wycieczka z 25.04.2014 (Kozubnik w Porąbce), lecz z zupełnie innym przebiegiem trasy: pozaszlakowo przez przysiółki Wawakowo i Ogórkowo, a następnie odcinkiem czerwonego szlaku na szczyt Żaru.

Na chwilę obecną powiedziałbym, że dla osób pragnących wejść na Żar z Kozubnika właśnie taka trasa jest najlepsza. Ścieżka dydaktyczna o kolorze niebieskim, którą poszedłem w 2014 roku i która już wtedy była fatalnie oznakowana, teraz już w ogóle nie istnieje. Pisało się co nieco w mediach o zamiarze jej reaktywacji przy jednoczesnym wytyczeniu nowych szlaków w gminie Porąbka, lecz póki co nic z tego nie wyszło. A jeśli kto by próbował pójść trasą byłej ścieżki dydaktycznej to ma praktycznie murowane, że zagubi się w plątaninie ścieżek w gęstym lesie na południowych stokach Żaru. Lepiej więc pójść w kierunku Ogórkowa, dokąd prowadzi wygodna droga asfaltowa (ulica Kozubnicka, a następnie Kłosowa). Stamtąd odcinek leśną ścieżką pozaszlakową jest bardzo krótki i wiąże się z wręcz marginalną ilością "chaszczowania". A potem już tylko prosto czerwonym szlakiem do góry :)

Po początkowo zabudowanym odcinku przez Wawakowo, wyszedłem na łąkę z której widać było cel mojej wędrówki:


Podchodząc wyżej asfaltem miałem możliwość oglądać pobliskie wzniesienia Beskidu Małego. Chociażby Bukowski Groń:


A także Bujakowski Groń i Hrobaczą Łąkę:


Minąłem ostatnie domostwa Ogórkowa, gdzie kończy się asfalt, a dalej na wprost z lekkim odchyleniem na prawo prowadzi droga gruntowa. Tą jednak raczej się nie dojdzie na Żar. Trzeba już po około 100-200 metrów odbić od niej na prawo na wąską, słabo widoczną ścieżkę, która prowadzi prosto do góry, w kierunku widocznych powyżej słupów wysokiego napięcia. Na szczęście, jak wspomniałem, nie jest ona zarośnięta i przejście nią nie wymaga walki z chaszczami, a jedynym utrudnieniem jest jej nieco bardziej strome nachylenie. Wystarczy jednak 10, góra 15 minut, aby dojść do czerwonego szlaku z zapory w Porąbce na Żar.

Od tego punktu już nie musiałem się martwić o to, czy nie zgubię trasy. Podążając za czerwonymi znakami czekało mnie jeszcze mnie więcej półgodzinne podejście. Nie musiałem w ogóle się spieszyć, gdyż była zaledwie 8 rano, a pierwszy kurs kolejki, którą miałem zamiar zjechać z Żaru do Międzybrodzia Żywieckiego, był dopiero o 9. Więc na spokojnie, nie przemęczając się, podreptałem do góry przez las, zatrzymując się w kilku punktach z ciekawszymi widokami.



Na szczycie Żaru oczywiście pod względem widokowym - miodzio. Ponieważ prawie cztery lata mnie tam nie było, a podczas niedawnej wyprawy 7 lutego pogoda załamała się akurat gdy dotarłem na szczyt, zdążyłem zapomnieć, że panoramy z Żaru są aż tak piękne. Przykładowo, w kierunku południowym widziałem zarówno Jezioro Międzybrodzkie, jak i Jezioro Żywieckie.


Od północy widziałem kolejne jezioro: Czanieckie.


Mając jeszcze mnóstwo czasu przed odjazdem kolejki, postanowiłem jeszcze przejść się nad sam brzeg zbiornika wodnego na szczycie. Tak jakoś się złożyło, że przy poprzednich wizytach na Żarze nie miałem ku temu okazji albo nie zdawałem sobie sprawy z takiej możliwości. A wystarczy tylko podejść kawałeczek asfaltową drogą do bramy wjazdowej elektrowni. Oczywiście broń Boże nie można się przez nią przedostać, lecz zza płotu można popatrzeć na ten rozległy obszar wody. Perspektywa jest naprawdę ciekawa: można odnieść wrażenie, jakby kolejne szczyty na wschód, czyli Kiczora i Cisowa Grapa, były tylko niewielkimi pagórkami znajdującymi się tuż przy wodzie, na przeciwległym brzegu jeziora. I w ogóle wrażenie jest takie, jakby się było nie w górach, a na którymś z pojezierzy północnej Polski.


Wróciłem pod stację kolejki i popatrzyłem w dół stoku narciarskiego, w kierunku Jeziora Żywieckiego. Jeszcze leżały na stoku płaty śniegu, lecz sezon narciarski ewidentnie się skończył.


Zaskakująco silny wiatr, który tego poranka wiał na szczycie Żaru, przegnał mnie do środka budynku stacji, skąd w cieple poczekałem na odjazd kolejki, słuchając hulającego na zewnątrz wiatru. A gdy wagonik otworzył swoje drzwi, jako jedyny pasażer mogłem sobie pozwolić na zajęcie miejsca w przedziale tuż za kabiną kierowcy i zrobienie kilku zdjęć z jego perspektywy.



Z Międzybrodzia Żywieckiego wróciłem PKS-em do Bielska-Białej, szczęśliwy po udanym porannym wypadzie w góry. Późniejsze wydarzenia z tego dnia skłoniły mnie do refleksji, że wracając z gór należy nie tylko cieszyć się jeśli wyprawa się udała, lecz także być wdzięcznym za to, że się w ogóle z tych gór wraca. 4 kwietnia 2018 zapadnie w mojej pamięci jako dzień, w którym moja koleżanka ze studiów wyszła w góry w angielskim Lake District i w tych górach pozostała - już z nich żywa nie wróciła...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz