poniedziałek, 31 sierpnia 2020

30.08 Hala Kondratowa

Trasa: Zakopane - Kuźnice - Polana Kalatówki - Hala Kondratowa - Kuźnice - Bystre - Jaszczurówka

Ostatni dzień mojego przedłużonego urodzinowego weekendu w Tatrach spędziłem po polskiej stronie gór. Jak było do przewidzenia, było tam znacznie tłoczniej niż po słowackiej stronie, nie wspominając o Magurze Spiskiej, która w piątek i sobotę (za wyjątkiem okolic "ścieżki w koronach drzew") była niemalże pusta. Ale nawet w takich warunkach wędrówka po polskich Tatrach sprawiła mi mnóstwo frajdy. Duża liczba turystów nie przeszkadza mi za bardzo, nawet miło jest powymieniać się tradycyjnym "cześć" mijając ludzi na szlaku, a polska część Tatr jest tak piękna, że wędrowanie po niej niezmiennie daje mi radość. W niedzielne przedpołudnie przeszedłem się szlakiem, który znam niemal na pamięć, pomiędzy Kuźnicami i Kalatówkami oraz Halą Kondratową, ale mimo że szedłem nim już kilkanaście razy wcześniej, kolejna wycieczka tamtędy zamiast mnie nudzić naładowała mnie pozytywną energią :)

Najpierw przeszedłem z centrum Zakopanego do Kuźnic. O tej wczesnej porze (7 rano) jeszcze było wszędzie spokojnie. Pod Wielką Krokwią ruch był znikomy:

Godzinę później już byłem na Kalatówkach. Zdaję sobie sprawę, że "hotel górski" w tym miejscu ma wielu przeciwników, ale mi z każdą wizytą na Kalatówkach coraz bardziej się ten budynek podoba, myślę że w miarę pasuje do otoczenia. A sama polana ma w sobie taką magię, że po prostu za każdym razem gdy na niej jestem - czy to w porannym słońcu jak teraz, czy w mgle i śniegu jak chociażby 21.10.2018 - zawsze mnie zachwyca.



Mam takie same odczucia jeśli chodzi o Halę Kondratową. Cudowne miejsce z pięknymi widokami i klimatycznym schroniskiem. Nigdy mi się nie znudzą wycieczki na tą halę.



Posiliwszy się ciastem piernikowym, które jest specjalnością schroniska na Hali Kondratowej, wróciłem do Kuźnic, tym razem mijając Kalatówki od dołu.



Widok na Nosal z Kuźnic:


Zacząłem wracać w stronę Zakopanego. Tyle razy szedłem tą drogą, a jakoś nigdy nie przyszło mi do głowy, żeby zajrzeć do położonej tuż koło niej bacówki. Tak uczyniłem tym razem i zakupiłem parę oscypków. To moje ulubione sery, a po długiej rozłące z nimi (wszak z powodu pandemii nie było mnie w Tatrach od stycznia, a oscypkopodobnych produktów w sklepach w Warszawie nie liczę) smakowały wyjątkowo wybornie :)



Każda górska wycieczka musi dla mnie zawierać jakiś "nowy" odcinek, choćby symboliczny, i tak było i tym razem. Wchodząc do Zakopanego, przeszedłem się Bulwarami Słowackiego, następnie Drogą na Bystre i Drogą do Olczy. Przy skrzyżowaniu z ulicą Broniewskiego skręciłem w prawo na mniejszą dróżkę, a wkrótce potem opuściłem zabudowania Zakopanego i wszedłem na ścieżkę, która wyprowadziła mnie na zalesiony obszar za miastem. Pierwszy raz szedłem tamtędy i liczyłem na to, że będzie chociaż trochę widoków z tego odcinka na Tatry, ale niestety zawiodłem się. No trudno się mówi. Odbiłem od ścieżki w prawo i odrobinkę pochaszczowałem, aż dotarłem do końca ulicy Jaszczurówka-Bory. Doszedłem nią do głównej drogi, gdzie skierowałem się na przystanek autobusowy - pora wracać do Warszawy... Oczekując na busa do Zakopanego przyjrzałem się okolicznej zabudowie - mam wobec niej mieszane odczucia...


Podróż powrotna do Warszawy trwała dość długo, ale po tych trzech dniach w Tatrach miałem tak naładowane baterie, że nie przeszkadzało mi to w ogóle. Nie wiem kiedy uda mi się tam wrócić, bo wkrótce zaczyna się rok szkolny i obowiązki z tym związane (których przybędzie w tym roku przez zasady bezpieczeństwa dla ochrony uczniów przed koronawirusem). Ale nawet jeśli do kolejnej wizyty w Tatrach znów przyjdzie mi czekać tak długo, jak od poprzedniej w styczniu do tej, to myślę że wspomnienia z tego cudownego trzydniowego tatrzańskiego weekendu starczą mi na długo :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz