środa, 26 sierpnia 2020

01.08 Babia Góra i Pilsko

Trasa: Markowe Szczawiny - Perć Akademików - Babia Góra - Przełęcz Brona - Mała Babia Góra - Kohutova Dolina - Vydrovka - Polana Gawlasie - Hala Szczawiny - Hala Miziowa - Pilsko - Hala Miziowa - Hala Szczawiny - Korbielów

Tak jest, drodzy czytelnicy, dobrze widzicie: jednego dnia byłem zarówno na Babiej Górze, jak i na Pilsku :) To chyba moja rekordowa trasa w Beskidach jeśli chodzi o długość, ale przyznam się że bardzo mnie wymęczyła. To, że miałem dość ciężki plecak na sobie z dobytkiem na cały tydzień, wcale nie pomagało. Ale dałem radę przejść całość trasy, a w zdobyciu Pilska pomagała mi bardzo miła grupa moich przyjaciół z Bielska-Białej. Dzień był mega udany!

Wszystko zaczęło się od bardzo wczesnej pobudki, o 4 rano. Gdy opuściłem schronisko było jeszcze ciemno i musiałem zapalić czołówkę. Ale niebo bardzo szybko zaczęło jaśnieć i od momentu, gdy żółty szlak na Babią Górę odłącza się od niebieskiego, mogłem iść bez czołówki. Żółty szlak, zwany "Percią Akademików", jest uważany na najtrudniejszą trasę na Babią Górę, ponieważ wchodzi na szczyt po skałach od jego stromej północnej strony, a miejscami trzeba przejść po sztucznych ułatwieniach (łańcuchy i klamry). Z charakteru bardziej przypomina Tatry niż Beskidy. To był ostatni szlak na Babią Górę który miałem do zaliczenia, i byłem szczególnie podekscytowany, że będę go zdobywać w szczególnych okolicznościach, o wschodzie słońca.

Jak to o świcie bywa, widoki o tej porze były wyjątkowe, jedyne w swoim rodzaju...




Odcinek po skałkach pod szczytem wcale nie był taki straszny. Trzeba było trochę się namęczyć, ale przynajmniej ekspozycja była jedynie śladowa. Przy większej ekspozycji na pewno miałbym tam znacznie większe problemy. Po przejściu odcinku z sztucznymi ułatwieniami, ostatnie metry na szczyt znów były łatwe i przyjemne, a widoki o tej porannej porze coraz bardziej oszałamiające...


Na szczycie było sporo ludzi, bo oglądanie wschodu słońca z Babiej Góry jest bardzo popularne, zwłaszcza latem. Większość z nich już zbierała się do zejścia, ponieważ wschód słońca nastąpił jakieś pół godziny wcześniej. Moment tego wschodu musiał tego dnia prezentować się wyjątkowo pięknie z szczytu, ponieważ widoczność była rewelacyjna jak rzadko kiedy. Tatry wyglądały jakby były na wyciągnięcie dłoni!


Po śniadaniu na szczycie, które smakowało wyjątkowo w tak przepięknych okolicznościach przyrody, rozpocząłem drugie w ciągu kilkunastu godzin zejście do Przełęczy Brona. O ile jednak poprzedniego dnia to zejście było końcówką mojej trasy, o tyle tym razem to był wciąż dopiero początek długiej beskidzkiej przygody. Schodziłem mając po obu stronach mnóstwo rozległych widoków. Między innymi na Małą Babią Górę, na którą miałem wkrótce wchodzić:


Oraz na Pilsko, mój cel na to popołudnie:


Wszedłem z Przełęczy Brona na Małą Babią Górę, a potem nastąpił szczególny moment: moje pierwsze od pół roku opuszczenie granic Polski. Po raz pierwszy odkąd wybuchła pandemia, miałem okazję do legalnego opuszczenia naszego kraju. Aż trudno uwierzyć, że jeszcze parę miesięcy temu przejście na Słowację było zakazane, a teraz można znów to zrobić z tak banalną łatwością... Słowacja przywitała mnie kolejnym świetnym widokiem na Tatry oraz Jezioro Orawskie:


Dalsza wędrówka w głąb Słowacji już nie była tak ciekawa widokowo: czerwony szlak, którym schodziłem do Kohutovej Doliny, wiódł cały czas lasem. Ten odcinek zapamiętam głównie z tego, że... dwa razy się na nim wywaliłem :P Przez tyle lat chodzenia po górach mógłbym na palcach jednej ręki policzyć przypadki, kiedy wylądowałem na pupie... a tym razem zdarzyło się to dwa razy w krótkim odstępie czasu. Wydaje mi się, że to dlatego, że podłoże było wyjątkowo suche (w poprzednich tygodniach w Beskidach padało bardzo mało), a przez to miało gorszą przyczepność. Na szczęście nic mi się nie stało podczas tych upadków, a w dolnej części szlaku przeszedłem na asfalt i tam już naprawdę musiałbym się postarać, żeby kolejny raz się wywalić :P

O ile czerwony szlak z Małej Babiej Góry na Słowację już znałem, o tyle niebieski szlak przez Kohutovą Dolinę był dla mnie zupełnie nowy. Nie był jakoś szczególnie ciekawy: taka zwykła asfaltówka prowadząca cały czas lasem. Dopiero pod koniec wyszła na łąki z widokami na okoliczne górki.


Była 11:00, a plan był taki, że miałem spotkać się z ekipą z Bielska-Białej o 15:00 na Hali Szczawiny, przy górnej stacji kolejki. Aby tam się dostać, postanowiłem trochę pokombinować z trasami poza szlakiem ;) Z obrzeży Orawskiej Półgóry skierowałem się żółtym szlakiem do leśniczówki Vydrovka, a potem skręciłem w lewo na pozaszlakową asfaltową drogę, która według mapy miała mnie doprowadzić prawie pod granicę z Polską. Doszedłszy do końca asfaltu, miałem do wyboru kilka leśnych ścieżek odchodzących na różne strony: wybrałem tą, która w moim odczuciu prowadziła do granicy. Jednak, jak to z leśnymi ścieżkami bywa, ta wkrótce potem zniknęła w zaroślach. Ale na szczęście byłem już bardzo blisko granicy i po krótkim "chaszczowaniu" dotarłem do szlaku granicznego... tylko po to, by po paru minutach od niego znów odbić. Chciałem spróbować zejść do szosy w okolicach Polany Gawlasie. Zaraz po opuszczeniu szlaku granicznego natrafiłem na inną polanę, na której stał urokliwy domek.


Panorama Pilska stamtąd była kapitalna!


O ile bardzo polecam tą polankę ze względu na widoki, o tyle nie polecam takiego pozaszlakowego wędrowania. Pobłądziłem trochę schodząc do Polany Gawlasie i skończyło się tak, że musiałem schodzić po stromym leśnym stoku bez ścieżki... Niezbyt przyjemne. Na szczęście przez samą Polanę Gawlasie mogłem przejść po "normalnej" drodze gruntowej, którą przed laty wiódł czarny szlak pieszy.


Idąc tą dróżką na południe, niebawem widziałem przed sobą szosę z Korbielowa do granicy. Zszedłem do niej na skróty przez łąkę, a potem przeszedłem kawałeczek asfaltem w kierunku Korbielowa. Przy leśniczówce odbiłem w lewo na mniejszą asfaltową drogę, którą schodziłem z Hali Szczawiny 25 maja ubiegłego roku. Akurat ten pozaszlakowy odcinek jest bardzo przyjemny i nie sposób się na nim zgubić - idąc od dołu trzeba tylko pamiętać, żeby skręcić w pierwszą leśną drogę na prawo. Idąc tąmtędy dotarłem do głównej trasy prowadzącej z Korbielowa na Halę Szczawiny, wzdłuż kolejki krzesełkowej.

W tym momencie nastąpił po prostu niesamowity zbieg okoliczności. Było około 14:15, więc planowałem na spokojnie pójść w stronę Hali Szczawiny i spotkać tam moich znajomych o umówionej porze 15:00. Nie wiedziałem, czy będą wjeżdżać na Halę Szczawiny kolejką czy wchodzić. Okazało się, że wybrali tą drugą opcję... i przy rozwidleniu leśnych dróg nadeszli od prawej strony dokładnie w tej samej chwili, gdy ja nadszedłem z lewej! Po prostu lepiej się złożyć nie mogło! Po serdecznych przywitaniach ruszyliśmy dalej wspólnie do góry. Przed tym spotkaniem zaczynałem już lekko opadać z sił, ale widok znajomych twarzy od razu przywrócił mi energię i radość z wędrówki :)

Reszta trasy na Halę Miziową była mi dobrze znana bo nieraz tamtędy szedłem, ale piękne widoki z tego odcinka nigdy mi się nie znudzą.



Zrobiliśmy sobie krótki postój w schronisku na Hali Miziowej i spytałem się obsługi recepji, czy mógłbym zostawić tam mój ciężki plecak podczas gdy będziemy zdobywać szczyt Pilska. Na szczęście się zgodzili. Cóż to była za ulga iść dalej bez tego ciężaru! Postanowiliśmy wejść na Pilsko czarnym szlakiem i zejść żółtym. Niestety tym razem nie zrobiłem zbyt wielu zdjęć... Fotografowałem panoramy z tych szlaków już tyle razy, a tym razem po prostu bardziej byłem skupiony na moim towarzystwie i na rozmowach. Więc napstrykałem fotek tylko w symbolicznej ilości, za co bardzo proszę o wybaczenie... Podaję daty relacji, z których możecie zobaczyć nieco więcej panoram z Pilska: 12.10.2013, 07.09.2014, 11.11.2018, 25.05.2019, 03.07.2019. (Był jeszcze 02.09.2014, ale pomijam go bo wtedy na szczycie było totalne "mleko".)



Spędziliśmy prawie godzinę wylegując się i opalając się na szczycie Pilska. Było już późne popołudnie i o tej porze na szczycie było mało turystów, więc mogliśmy się cieszyć ciszą i spokojem. Wśród tych nielicznych turystów towarzyszących nam na szczycie rozpoznałem jedną rodzinę, która poprzedniej nocy była na Markowych Szczawinach. Jeśli przeszli całą drogę stamtąd na Pilsko (szlakiem granicznym idzie się trochę krócej niż trasą przez Słowację, ale to i tak jest kawał drogi) to jestem pod dużym wrażeniem, ponieważ najmłodsza członkini tej rodziny była naprawdę mała! Żółtym szlakiem do schroniska schodziliśmy praktycznie sami. Ten odcinek bardzo się moim towarzyszom spodobał, bo jest na nim trochę atrakcji: kilka razy trzeba schodzić po skałkach, miejscami trzeba też przeciskać się przez gęste kosodrzewiny i gramolić się po ich powyginanych korzeniach. Znowu takie trochę bardziej tatrzańskie klimaty ;)

Po kolacji w schronisku zeszliśmy tą samą trasą przez Halę Szczawiny do Korbielowa. Tak samo jak poprzedniego dnia, miałem okazję doświadczyć tej magii, jaka panuje w górach tuż przed zachodem słońca. Całą drogę do Korbielowa schodziliśmy kompletnie sami, a gdy doszliśmy do auta, które moi przyjaciele zaparkowali pod dolną stacją kolejki krzesełkowej, było już prawie ciemno. 20:45 - byłem na nogach (z dłuższymi przerwami oczywiście) przez ponad 16 godzin! 

Razem pojechaliśmy do Bielska-Białej, drogą przez Jeleśnię i Żywiec którą kiedyś jeździłem tak często... oj sporo sentymentalnych myśli przychodziło mi do głowy gdy tamtędy jechaliśmy ;) No i oczywiście szczególnie sentymentalny dla mnie był dla mnie powrót do Bielska-Białej po długiej rozłące spowodowanej pandemią. Tu miałem spędzić kolejny tydzień na górskich wędrówkach oraz spotkaniach z starymi znajomymi... perspektywa, która bardzo mnie cieszyła :) 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz