środa, 26 sierpnia 2020

31.07 Babia Góra

Trasa: Lipnica Wielka - Pański Chodnik - Babia Góra - Przełęcz Brona - Markowe Szczawiny

Na przełomie lipca i sierpnia nadarzyła się okazja, bym ponownie spędził trochę czasu w moich ukochanych górach na południu Polski. Pierwszy dzień mojego pobytu w Beskidach rozpocząłem od mocnego akcentu: mojego pierwszego od pięciu lat wejścia na "Królową Beskidów", Babią Górę. Z szlaków na ten szczyt miałem dwa do zaliczenia: "Pański Chodnik" (zielony szlak z Lipnicy Wielkiej) oraz "Perć Akademików" (żółty szlak z Markowych Szczawin). Postanowiłem w piątek po południu zdobyć szczyt tym pierwszym, zejść do schroniska na noc, a nazajutrz wcześnie rano zaatakować Babią Górę tym drugim.

Warunki pogodowe w to piątkowe popołudnie były wprost perfekcyjne: słonecznie ale bez upałów. Takie dni latem na południu Polski naprawdę są na wagę złota (bo najczęściej o tej porze roku albo pada cały dzień, albo pojawia się popołudniowa burza, albo jest cały dzień słonecznie ale bardzo gorąco). Dojechałem busem z Nowego Targu na ostatni przystanek w Lipnicy Wielkiej, skąd równo o 14:30 rozpocząłem wędrówkę. Początkowo asfaltową drogą bez szlaku, mijając gospodarstwa i ukwiecone łąki.


Babia Góra z tej perspektywy wcale nie wyglądała na tak wysoką, ale wiedziałem że w rzeczywistości będę musiał sporo się nawspinać, aby na nią dojść...


Przy początku zielonego szlaku znajduje się bar oraz centrum informacji dla turystów.


Mniej więcej dwie trzecie podejścia zielonym szlakiem to wędrówka przez las: cichy, dziki, pachnący świeżością. 


Pojawił się jeden prześwit z widokiem na Podhale:


Podejście było długie, to nieustanne wspinanie się w górę trochę mnie nużyło, ale nie było jakoś przesadnie stromo. A w wyższej części lasu ścieżka przeszła na wygodne kamienne stopnie, które naprawdę ułatwiały wędrówkę. Teraz rozumiem, skąd wzięła się nazwa "Pański Chodnik".


Powyżej górnej granicy lasu trochę się szło przez kosodrzewinę, a powyżej niej zaczął się ten najciekawszy, najbardziej widokowy odcinek trasy. Trawersując stoki Babiej Góry od południa, szlak oferuję całą masę panoram na południe: na Podhale, na Orawę z charakterystycznym jeziorem, na Tatry...


Nieco poniżej szczytu szlak mija ruiny dawnego niemieckiego schroniska Beskidenverein.



No i wreszcie udało się - pierwszy raz od lat stanąłem na najwyższym szczycie w Beskidach! Muszę przyznać, że choć "Królowa Beskidów" ma reputację bycia wyjątkowo kapryśnej pod względem pogody, dla mnie zawsze jest bardzo łaskawa. Moje poprzednie dwie wizyty (w relacjach z 21.06.2014 i 30.05.2015) miały miejsce przy całkiem ładnej pogodzie pomimo kiepskich prognoz, a tym razem warunki były jeszcze lepsze. Jedyną uciążliwością był silny, zimny wiatr, który chyba zawsze tam wieje.


Niespodziewanie podczas zejścia do Przełęczy Brona i Markowych Szczawin miałem bardzo miłe towarzystwo. Gdy schodziłem z Babiej Góry przyłączyło się do mnie dwóch innych wędrowców zmierzających do schroniska, bardzo towarzyskich, którzy rozpoczęli ze mną rozmowę. Paweł i Sebastian z Radomska okazali się trochę zakręceni, ale w taki bardzo pozytywny sposób :) Jeśli czytają ten wpis to pozdrawiam ich serdecznie :) Było trochę wygłupów po drodze (np. walka na kije które chłopaki znaleźli w lesie), a moich towarzyszy bardzo rozbawił widok naszych cieni odbijających się na stokach Babiej Góry, co oczywiście musieliśmy uwiecznić na zdjęciu :)


Panoramy z Przełęczy Brona:



Ostatni odcinek z Przełęczy Brona do schroniska na Markowych Szczawinach (swoją drogą, zaliczałem go po raz pierwszy) pokonywaliśmy o porze dnia, którą uwielbiam w górach: późny wieczór, na niedługo przed zachodem słońca. Zazwyczaj jest wtedy w górach bardzo mało ludzi, światło jest takie zupełnie inne, a powietrze wyjątkowo świeże i pachnące. Tak było właśnie i tym razem. Wcześnie rano oraz późno wieczorem jest w górach taka szczególna magia, której po prostu musicie kiedyś doświadczyć :)


Po przybyciu do schroniska wieczór wyglądał następująco: kolacja, zameldowanie w pokoju i bardzo wcześnie (około 21:30) do łóżka... bo na następny dzień miałem bardzo, ale to bardzo ambitne plany...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz