niedziela, 4 marca 2018

03.03 Las Białego i Hala Kondratowa

Trasa: Zakopane - Las Białego - Kuźnice - Polana Kalatówki - Hala Kondratowa - Kuźnice

Wczorajszy dzień okazał się górskim hitem - a ważyło się do ostatnich chwil, jak miałem ten dzień spędzić. Początkowy plan zakładał wyjście z koleżanką w Beskidy, potem sytuacja się zmieniła i wydawało się że nigdzie w górach tego dnia nie pójdę, a ostatecznie skończyło się na bardzo spontanicznej "jednodniówce" w Tatrach. I chyba lepiej wybrać nie mogłem :) W ten w pełni zimowy i niemal bezchmurny dzień Tatry były wręcz oszałamiająco piękne.

Decyzję o wyjeździe w Tatry podjąłem po północy, nastawiłem budzik na... 3:30 i już kilka minut po 4:00 siedziałem w busie z Bielska-Białej do Krakowa. Jest to taki cudowny busik, który jeździ wyłącznie w soboty, co jest akurat perfekcyjne jeśli człowiek myśli o jednodniowym bądź weekendowym wyjeździe w Tatry czy też inne bardziej oddalone pasmo górskie. Nie wjeżdżając do centrum Krakowa tylko przesiadając się na Rondzie Matecznego do autokaru firmy Szwagropol do Zakopanego, już wkrótce po 8:00 znalazłem się w stolicy Tatr. A więc w całkiem niezłym czasie, a dodatkowo mogłem w tych autobusach nadrobić nieprzespane godziny nocne, więc do Zakopanego dojechałem nawet całkiem wypoczęty. Zatem to sobotnie poranne połączenie sprawdziło się perfekcyjnie i pewnie jest tylko kwestią czasu, aż wykorzystam je ponownie. Taki wczesny dojazd do Zakopanego jest naprawdę na wagę złota, zwłaszcza przy planowaniu dłuższych tras.

Tym razem moja trasa nie była aż tak długa, lecz byłem ograniczony czasowo ponieważ musiałem już wczesnym popołudniem wracać do Krakowa aby tam się spotkać z kilkoma osobami. W obliczu tego oraz zimowych warunków zaplanowałem trasę krótką, lecz gwarantującą przepiękne widoki: z Kuźnic na Halę Kondratową. Bardzo chciałem zobaczyć, jak ta trasa się prezentuje w warunkach zimowych.

Wystartowałem z zakopiańskiego dworca autobusowego o 8:15 i udałem się ulicą Jagiellońską, mijając jeden z moich ulubionych obiektów w Zakopanem, czyli Aquapark. Szczególnie go lubię, ponieważ zapewnia doznania podobne do tych w podhalańskich basenach termalnych, lecz za mniejsze pieniądze i w dużo bardziej centralnej lokalizacji. Gdy mijałem ten obiekt zauważyłem, że z gorących basenów już unoszą się kłęby pary wodnej. Oj kusiło, żeby odpuścić sobie wędrówkę i po prostu pójść sobie tam na relaks ;)


Chcąc urozmaicić sobie dojście do Kuźnic, poszedłem nieco na około, trasą która bardzo mnie nurtowała: przez Las Białego. Niby nie wchodzi on w skład Tatrzańskiego Parku Narodowego, a jednak znajduje się bezpośrednio przy nim i pomyślałem sobie, że przy okazji warto by przez niego przejść. Udałem się więc spod Aquaparku ulicami: Witkiewicza, Tetmajera i Grunwaldzką, by dojść do skraju Lasu Białego. Prowadzi przez niego kilka ścieżek, a ja poszedłem taką, która dociera do Drogi pod Reglami przy skrzyżowaniu z żółtym szlakiem do Doliny Białego. Kilkunastominutowy spacer przez Las Białego okazał się bardzo sympatyczny. Taka "lajtowa", płaska trasa przez las, idealnie nadająca się na spacer np. dla turystów przebywających w Zakopanem którzy nie mają siły bądź warunków fizycznych by iść w góry. Oczywiście szczególnie urokliwa teraz, zimą.



Doszedłszy do Drogi pod Reglami, skręciłem nią na prawo i poszedłem w stronę Wielkiej Krokwi i pobliskich obiektów narciarskich. Panował w tej okolicy spokój, prawie nikogo nie było a większość budek i straganów było zamkniętych. Zupełnie inaczej niż podczas moich poprzednich wizyt pod Wielką Krokwią, gdy ta okolica tętniła życiem.


Czarny szlak, będący kontynuacją Drogi pod Reglami, ostatnio trochę zmienił swój przebieg. Poprzednio, chcąc dojść nim do Kuźnic, trzeba było w pewnym momencie odbić na prawo i przejść wąską ścieżką skrajem lasu do Murowanicy. Tak poszedłem podczas wycieczki 31.07.2016. Teraz szlak prowadzi na wprost ulicą Czecha aż do Ronda Jana Pawła II. Tak też poszedłem, za rondem jeszcze kawałeczek na wprost, a następnie w prawo Bulwarami Słowackiego. Sympatyczniej się szło tamtędy, niż jakbym od razu na rondzie skręcił na ruchliwą drogę do Kuźnic. Idąc Bulwarami Słowackiego wzdłuż zamarzniętego potoku, minąłem wejście na szlak na Nosal, a następnie doszedłem do tamy na Bystrej. Z tego miejsca skałki Nosala wyglądały jakby były na wyciągnięcie ręki.


Przy tamie skręciłem na główną drogę, którą już był tylko rzut beretem do Kuźnic. Po drodze kolejne widoki na Nosal.


To, co przeszedłem dotychczas to była tylko taka sympatyczna rozgrzewka, absolutnie nie nadająca się na miano górskiej wyprawy. Teraz rozpoczynała się właściwa część mojej wycieczki. Moim planem było dojście na Kalatówki i Halę Kondratową, gdyż miałem ogromną ochotę obejrzeć je w warunkach zimowych, a znając trasę dobrze byłem pewien, że z pokonaniem jej zimą nie będzie najmniejszych kłopotów. I rzeczywiście, poza tym że trzeba było uważać na zjeżdżających od czasu do czasu narciarzy, przejście niebieskim szlakiem na Polanę Kalatówki to była bułka z masłem. Tuż przed skrzyżowaniem z Ścieżką nad Reglami odbiłem od szlaku w lewo, podążając za licznymi śladami, i niejako "na dziko" (i chyba nie do końca legalnie) przeszedłem skrajem polany do Hotelu Górskiego. Cóż, na swoje usprawiedliwienie powiem że tą krótką pozaszlakową trasą ewidentnie przeszło mnóstwo ludzi, a warto bo z niej są jeszcze lepsze widoki niż z niebieskiego szlaku. Najpierw ujrzałem przed sobą hotel z Kalacką Turnią i Kopą Kalacką w tle:


A po chwili miałem przed sobą rozległą panoramę wyższych partii Tatr w okolicach Kasprowego Wierchu. Niestety wczoraj mimo pięknej pogody był problem z widocznością, która była absolutnie beznadziejna. Przypomniałem sobie, że w jedynym roku w którym dotychczas miałem okazję bywać w górach w marcu (2014) również odbyłem sporo takich wycieczek w dni piękne, słoneczne, lecz z tragiczną widocznością. Ciekawe, czy to jest zjawisko typowe dla tego miesiąca? W każdym razie przez to wspaniała panorama z Kalatówek była nieco bardziej ograniczona.


Mimo to i tak było cudownie i, jak widać na zdjęciu, humor mi dopisywał :)


Kalatówkowa sielanka :)


Kalatówki mają nawet własny stok narciarski.


Przy budynku hotelu całkiem spora grupa ludzi odbywała szkolenie lawinowe, natomiast poza tym w okolicy panowała cisza i spokój. Pozostałem tam chwilę, relaksując się i delektując się zimowymi panoramami. Atmosferę idylli zmącił warkot silnika "Sokoła" TOPR-u, który dość szybko nadleciał znad Zakopanego i poleciał w stronę Hali Kondratowej, czyli w tym samym kierunku, w którym miałem iść. Wrócił już po kilku minutach i poleciał z powrotem do Zakopanego. Pierwszy raz miałem okazję zobaczyć helikopter TOPR-u w akcji i od razu przyprawiło mnie to o niepokój, ponieważ wiadomo że jeśli "Sokół" przelatuje to oznacza że komuś stało się coś złego... I teraz najwyraźniej coś się stało akurat na Hali Kondratowej. Nie było to moje jedyne spotkanie z "Sokołem" wczorajszego dnia. Gdy byłem już na Hali Kondratowej, po raz drugi usłyszałem złowrogi warkot i zobaczyłem helikopter lecący na Kasprowy Wierch. Niestety TOPR musiał mieć pracowity dzień...

Uznałem, że najwyższa pora iść dalej. Łatwo i bezproblemowo przeszedłem na Halę Kondratową, czyli na punkt docelowy mojej wycieczki. Już zbliżając się do schroniska wiedziałem, że warto było się tam wybrać - panoramy były bajeczne.




Nieźle szlakowskaz zasypało ;)


Udałem się jeszcze kawałeczek dalej niebieskim szlakiem, a następnie na przełaj za śladami skiturowców na zielony szlak, by nim powrócić do schroniska. Robiąc tą małą pętelkę nie mogłem przestać się zachwycać pięknymi panoramami.



Udałem się na krótki odpoczynek do schroniska, które naprawdę uwielbiam - jest klimatyczne jako mało które. Jego jedynym mankamentem jest to, że jest małe i trochę ciasne. Zamówiłem ciasto piernikowe i grzańca - ciasto okazało się trochę suche, lecz wystarczało polać je trochę grzańcem by od razu nabrało innej konsystencji i stało się naprawdę smaczne ;) Oddałem się delektacji i rozmowie z sympatyczną parą siedzącą naprzeciwko. Szli na Kopę Kondracką i rozmawiając z nimi trochę pożałowałem, że nie mam ekwipunku ani potrzebnego doświadczenia, aby wybrać się w wyższe partie Tatr zimą tak jak oni - bo jeśli już tu w niższych partiach jest tak cudownie, to o ile lepiej będzie tam na górze... Ale trzeba było wracać, niestety. Powrót do Kuźnic był bardzo łatwy - tylko w kilku miejscach musiałem pokonać parę stromszych, wyślizganych przez turystów zejść, lecz z raczkami na nogach nie miałem z nimi najmniejszych problemów. Tym razem poszedłem dołem Polany Kalatówki, oglądając hotel i jego otoczenie z nieco innej perspektywy niż podczas przejścia w przeciwną stronę.




O 13:00 zakończyłem trasę w Kuźnicach, a już po lekko ponad dwóch godzinach byłem w Krakowie - powrót "zakopianką" przebiegł wyjątkowo szybko. Jeszcze miałem tyle dnia przed sobą na rozmaite sprawy w Krakowie, a ile dotychczas udało mi się tego dnia zrobić! Czasami naprawdę warto ruszyć ten tyłek o czwartej rano, żeby doświadczyć takich pięknych chwil. Teraz, wypróbowawszy ten wczesno-poranny dojazd przez Krakowa do Zakopanego i widząc, że rzeczywiście da się dzięki niemu wyjść na szlak wkrótce po ósmej rano, na pewno jeszcze nieraz z tej opcji dojazdu w Tatry skorzystam. Ta "jednodniówka", a w zasadzie "półdniówka" przypomniała mi o wszystkim, co kocham w Tatrach i moja kolejna wizyta w nich to na pewno tylko kwestia czasu ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz