środa, 28 lutego 2018

25.02 Hala Jaworzyna i Skrzyczne

Trasa: Szczyrk Remiza - Hondraski - Hala Jaworzyna - Skrzyczne

Moja niedzielna wycieczka w Beskidy była absolutnie najzimniejszą wędrówką, jaką kiedykolwiek odbyłem w górach. Obecnie panuje fala potężnych mrozów i temperatura spada do -10 stopni za dnia i -20 w nocy. Oczywiście w górach jest jeszcze zimniej. W niedzielę byłem na szczycie Skrzycznego w najcieplejszym momencie dnia, po południu, a i tak panowała tam temperatura -15 stopni! Jeszcze nigdy nie byłem w górach w takich warunkach. Ale było przecudownie :)

Moje początkowe plany na niedzielę były bardzo ambitne: wyjazd w Tatry i wejście na zamarznięte Morskie Oko. Sobotnia rzeczywistość trochę zweryfikowała: tego dnia było tak lodowato, tak intensywnie sypało i w ogóle było tak paskudnie, że zrezygnowałem z zamiaru wyjazdu w Tatry, a nawet z zamiaru wyjścia w góry gdziekolwiek. Jednak gdy w niedzielę wstałem i zobaczyłem za oknem cudowne błękitne niebo, po raz pierwszy od bardzo dawna, zacząłem się rozmyślać... A potem przypomniałem sobie o dwóch koleżankach, które parę dni wcześniej wyraziły chęć niedzielnego spaceru w górach. Skontaktowałem się z nimi i natychmiast otrzymałem bardzo entuzjastyczną reakcję na propozycję wyjścia w góry. Mieliśmy jeszcze przed południem trochę spraw do załatwienia, ale już wkrótce po 12 siedzieliśmy w PKS-ie do Szczyrku. Plan był prosty: wchodzimy niebieskim szlakiem z Szczyrku na Halę Jaworzyna (którym, o dziwo, nigdy dotąd nie szedłem) a potem... spontan ;)

Na stokach Skrzycznego w sezonie zimowym roi się od narciarzy i snowboardzistów, jednak niebieski szlak powiódł nas tego popołudnia w tereny dużo spokojniejsze, gdzie można było się oderwać od tego zgiełku. Najpierw kawałeczek ulicą Uzdrowiskową, a potem dość stromą ścieżką w prawo i do góry. Na odbiciu od Uzdrowiskowej moja koleżanka Julie założyła sobie narty i tzw. "foki": zamierzała przejść trasę na skiturach. Pierwszy raz szedłem w góry w towarzystwie skiturowca (bądź skiturowczyni, jeśli takie słowo istnieje ;) ). Julie zachwalała lekkość podejścia z takim sprzętem i rzeczywiście szło się jej dużo szybciej niż mnie i drugiej koleżance, Eli. Praktycznie całą trasę musieliśmy się wysilać aby za nią nadążyć. Pomyślałem sobie, że może warto bym rozważył taką formę aktywnego wypoczynku w górach? Tylko że ja się strasznie tych zjazdów boję...

Po kilkunastu minutach przecięliśmy trasę narciarską, na której ruch był jednak znikomy. Tu pojawiły się pierwsze tego dnia ciekawsze widoki, na Beskid Węgierski.


Po krótkim odcinku leśnym wyszliśmy na polanę z rozległą panoramą pasma Klimczoka oraz ponownie Beskidu Węgierskiego.



Potem znów kawałeczek lasem, a następnie przejście pod zmodernizowaną kolejką krzesełkową. Niestety tu Ela zaliczyła wywrotkę, ponieważ jak się okazało cały stok pod kolejką był pokryty lodem, kompletnie niewidocznym pod cienką warstwą śniegu. Na szczęście nic się złego nie stało i w nadal świetnych humorach ruszyliśmy dalej.



Przerwa na herbatkę - bezcenna przy takim mrozie :)


Szlak zatacza łuk przez polanę Hondraski, a następnie ponownie przecina wyciąg krzesełkowy.


Po zaledwie godzinie z hakiem, a więc w naprawdę dobrym tempie zważywszy na zimowe warunki, dotarliśmy na Halę Jaworzyna i otrzymaliśmy kolejną dawkę rozległych widoków.


Ponieważ czas przejścia mieliśmy bardzo dobry, a sił jeszcze sporo, postanowiliśmy iść dalej na sam szczyt Skrzycznego. Po co już schodzić i kończyć tą wspaniałą zimową wycieczkę, kiedy można pójść na całość? Co prawda ze względu na późną porę nie starczyłoby nam czasu na zejście z Skrzycznego, lecz przecież mieliśmy do dyspozycji kolejkę krzesełkową, która wykonywała zjazdy aż do 16:00. Bez dalszej zwłoki więc udaliśmy się na kolejny etap wędrówki niebieskim szlakiem. Odcinek za Halą Jaworzyna był trochę mniej spokojny i przyjemny, ponieważ kilkakrotnie przecinaliśmy trasy narciarskie na których ruch był naprawdę spory. Musieliśmy szalenie uważać, aby nie wpakować się na żadnego pędzącego amatora sportów zimowych. Rekompensatą za te niedogodności były kolejne piękne widoki na Klimczok z tychże stoków narciarskich.



Ostatnie pół godziny wędrówki na Skrzyczne miało jednak zupełnie inny charakter: szliśmy wąską ścieżką trawersując wschodnie stoki góry, w całkowitym odizolowaniu i wyciszeniu, z dala od hałasów tras narciarskich, wśród dziewiczego, wyglądającego nieziemsko pięknie z zamrożonymi drzewami lasu.


Dla Julie ten odcinek był może troszeczkę bardziej uciążliwy, ponieważ po tak wąskiej ścieżce niełatwo się szło na skiturach, jednak ogólnie preferowaliśmy takie warunki od wędrówki po stokach narciarskich. A widokowo było ciekawie, ponieważ panoramy oferowane przez ten szlak były w zupełnie innym kierunku, na rozpostartą daleko pod nami Kotlinę Żywiecką.



Tempo utrzymywaliśmy cały czas znakomite i już o 15:10, a więc po zaledwie dwóch godzinach, zameldowaliśmy się na szczycie Skrzycznego. Naprawdę nie spodziewałem, że zajdziemy tego dnia aż tak wysoko i to w czasie będącym nawet odrobinkę krótszym od przewidzianego przez mapę w warunkach letnich! Niestety akurat wtedy niebo się zachmurzyło, więc nie dane nam było oglądać panoram z szczytu. Jednak przy tak niskiej temperaturze, która na tej wysokości szczególnie dawała nam w kość, nie myśleliśmy tyle o widokach, co o perspektywie ciepłego schroniska i grzańca ;) Zajęliśmy miejsce w przytulnej, klimatycznej schroniskowej jadłodajni, zamówiliśmy obowiązkowy grzaniec i coś do jedzenia, i... nim się obejrzeliśmy już była pora się zbierać, żeby zdążyć zjechać kolejką do Szczyrku przed jej zamknięciem.

Wspominałem ostatnio w kilku wpisach, że nienawidzę kolejek krzesełkowych. Po kilku latach "odpoczynku" od nich, niedawny wjazd taką kolejką z Hali Goryczkowej na Kasprowy Wierch odnowił moją traumę wobec nich. Jednak tym razem moje doświadczenie z kolejką krzesełkową było o wiele lepsze. Po pierwsze miałem dwie dzielne towarzyszki, które udzieliły mi duchowego wsparcia; po drugie kolejka została zmodernizowana, dzięki czemu jechało się nią o niebo bardziej komfortowo niż poprzednio (jazda "starą" wersją tej kolejki 19.10.2013 i 22.06.2014 była o wiele mniej przyjemna); po trzecie "nowa" wersja kolejki została wyposażona w dodatkową żółtą klapę, której ściągnięcie daje poczucie dużo większego bezpieczeństwa; po czwarte kolejka już nie "pędzi" tak bardzo na stacjach początkowych i końcowych, tylko zwalnia na nich, dzięki czemu można wsiąść i wysiąść bez żadnych trudności; a po piąte po mocnym grzańcu byłem dużo bardziej optymistycznie nastawiony wobec czekającego mnie wyzwania ;) Tak więc nawet miałem pewną przyjemność z zjazdu nie tylko jednym, a aż dwoma wyciągami krzesełkowymi (z Skrzycznego na Halę Jaworzyna oraz kolejnym z Hali Jaworzyna do Szczyrku). Jazda była tak komfortowa fizycznie i psychicznie, że myślę iż jeszcze nieraz w przyszłości przejadę się tą kolejką. (Wyciągów krzesełkowych "starego typu" oczywiście nadal będę unikać jak ognia.)

Wszystko tego dnia układało się tak idealnie, że zaraz po naszym przybyciu na przystanek przy dolnej stacji kolejki nadjechał PKS do Bielska-Białej. Wróciliśmy bardzo zadowoleni, że mimo "ekstremalnej" temperatury nie daliśmy się zniechęcić do tej wyprawy w góry i że spędziliśmy to niedzielne popołudnie aktywnie. Raczej już taka sytuacja tej zimy się nie powtórzy (nadchodzący weekend zapowiada się lekko na plusie, a później powinno być już tylko z górki do wiosny), więc tym bardziej się cieszę, że skorzystałem z okazji aby poczuć takie prawdziwie "syberyjskie" klimaty w naszych Beskidach :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz