sobota, 31 marca 2018

25.03 Hala Gąsienicowa i Gęsia Szyja

Trasa: Brzeziny - Psia Trawka - Hala Gąsienicowa - Zielona Dolina Gąsienicowa - Hala Gąsienicowa - Przełęcz Między Kopami - Hala Gąsienicowa - Psia Trawka - Rówień Waksmundzka - Gęsia Szyja - Rusinowa Polana - Wierchporoniec

Nie na darmo podjąłem wysiłek, aby trzeci raz w marcu - i to drugi raz w ciągu tygodnia - pojechać w Tatry. Jak napisałem w wpisie o sobotniej "rozgrzewce" w Beskidzie Makowskim, na niedzielę zapowiadał się tzw. "turbowarun" w Tatrach. Marzyłem od dawna, aby przy takiej właśnie pogodzie, przy zimowych wciąż krajobrazach, wejść w wyższe partie tych gór, oczywiście tylko po trasie nie wiążącej się z żadnymi niebezpieczeństwami. I to marzenie udało mi się w minioną niedzielę spełnić. To była zdecydowanie najpiękniejsza i najciekawsza moja górska wycieczka od początku tego roku, a kto wie czy i nie jedna z najpiękniejszych i najciekawszych w ogóle.

Moja trasa była całkiem podobna do tej z 17 stycznia 2015. Tamta wyprawa też była przecudowna, spełniała właściwie wszystkie kryteria perfekcyjnego dnia w górach - wspaniałe towarzystwo, zapierające dech w piersiach widoki, wyzwania kondycyjne przy prawdziwie zimowych warunkach, emocje związane z schodzeniem z gór po ciemku - lecz brakowało w niej jednego: dobrej pogody, by móc podziwiać widoki w pełnej okazałości. O ile jeszcze na Wielkim Kopieńcu było wtedy słonecznie, o tyle gdy doszedłem z moim towarzyszem na Halę Gąsienicową niebo się mocno zachmurzyło i szczyty Tatr przykryła "pierzyna" chmur. Też wyglądało to pięknie... ale chciałem w końcu zobaczyć Halę Gąsienicową i jej okolice porą zimową bez takich ograniczeń widokowych. No i po trzech latach udało się.

Pobudka w Krakowie przed 5 rano była niełatwa, tym bardziej że tej nocy nastąpiła zmiana czasu i właściwie według starego czasu to była 4 rano. No ale udało mi się jakoś wygramolić z łóżka i na dworzec autobusowy, by złapać Polskiego Busa do Zakopanego. W autokarze jeszcze nieco się przespałem i do podnóży Tatr dojechałem w dużo lepszej formie. Nie tracąc czasu przesiadłem się natychmiast na busa w kierunku Palenicy Białczańskiej, w którym oczywiście tradycyjnie musiałem dość długo poczekać zanim bus się zapełnił i kierowca zdecydował się łaskawie ruszyć :( Ale jak już ruszył to niewiele czasu zajęło mu dojechanie do Brzezin, gdzie wysiadłem z busa i rozpocząłem podejście na Halę Gąsienicową czarnym szlakiem przez Dolinę Suchej Wody.

Szlak ten zdecydowanie do najciekawszych nie należy. Jednak w taki cudowny zimowy poranek, pośród drzew przykrytych połyskującym w słońcu śniegiem, pod bezmiarem idealnego błękitu na niebie, wędrówka nim była wielką przyjemnością. Zwłaszcza gdy pojawiły się pierwsze, nieco jeszcze ograniczone widoki na Tatry Wysokie, będące zapowiedzią tego, co mnie czekało wkrótce.


Po niecałych dwóch godzinach marszu dotarłem do schroniska Murowaniec. Posiliłem się przepyszną szarlotką na ciepło z malinami, po czym udałem się na Halę Gąsienicową aby podelektować się tymi zimowymi panoramami, o których zobaczeniu tak marzyłem. Przeszedłem czarnym szlakiem do okolic Litworowego Stawu w Zielonej Dolinie Gąsienicowej, po czym wróciłem tą samą trasą. A to, czego byłem świadkiem podczas przemierzania tego szlaku, mogę nazwać tylko jednym słowem: bajka!



Ktoś wpadł na kapitalny pomysł, aby tego dnia przelecieć się nad Tatrami balonem. Dwa takie balony pojawiły się akurat w tym czasie nad Beskidem i Kasprowym Wierchem.



Całkiem spory ruch narciarski panował przy dolnej stacji kolejki krzesełkowej z Hali Gąsienicowej na Kasprowy Wierch.


Bajki ciąg dalszy...





Wróciwszy się w okolice Murowańca, następnie przeszedłem się niebieskim szlakiem na Przełęcz między Kopami. To był właśnie jeden z szlaków, którym przeszedłem się 17.01.2015 przy pięknych, lecz nie do końca satysfakcjonujących widokach. Tym razem nic nie stało na przeszkodzie, abym mógł podziwiać majestat Kościelca, Granatów i innych szczytów na Orlej Perci.





Na Przełęczy między Kopami odsłoniły się przede mną panoramy na zupełnie inne części Tatr. Inaczej było też dlatego, że na Hali Gąsienicowej większość szczytów podziwiałem z dołu, natomiast tutaj mogłem oglądać wiele panoram z góry, m.in. na Dolinę Jaworzynki oraz na Boczań (na którym, o dziwo, zniknął prawie cały śnieg). Doskonale widać było również Giewont.



Wróciłem do Murowańca, pełną piersią chłonąc świeże górskie powietrze a oczami oszałamiające widoki.



W Murowańcu zatrzymałem się po raz drugi, tym razem aby zjeść coś konkretniejszego. O 13:30 rozpocząłem zejście tą samą trasą, którą wszedłem, czyli przez Dolinę Suchej Wody. Jednak to bynajmniej nie był koniec wrażeń na ten dzień. Teraz zamierzałem spełnić kolejne marzenie, czyli wejście na Gęsią Szyję i Rusinową Polanę w zimowych warunkach. Na tą drugą co prawda wszedłem w poprzednią niedzielę, lecz przy mocno ograniczonych widokach. Tym razem miałem zdobyć jedną i drugą przy "lampie" na niebie. Przynajmniej tak się zapowiadało... Niestety podczas mojego zejścia Doliną Suchej Wody niebo zaczęło bardzo szybko zaciągać się chmurami. Na Psiej Trawce skręciłem na czerwony szlak, którym doszedłem do Równi Waksmundzkiej. Tam po słońcu nie było już śladu. Widoki wciąż były, lecz nie robiły na mnie takiego wrażenia jak podczas mojej wizyty w tym miejscu 23.11.2014, gdy również w zimowych warunkach akurat udało mi się "wstrzelić" w krótkie lecz bajeczne "okienko pogodowe".



Jednak ku mojej uciesze podczas podejścia zielonym szlakiem na Gęsią Szyję znów zaczęło się przejaśniać. Wkrótce miałem przed sobą charakterystyczne formacje skalne:


A widoki z Gęsiej Szyi - cud miód.



Nawet widać było w oddali budynek stacji meteorologicznej na Kasprowym Wierchu.


Po drugiej stronie Gęsiej Szyi rozpościerały się panoramy Tatr Bielskich.





Zejście z Gęsiej Szyi na Rusinową Polanę było bardzo kłopotliwe, a miejscami wręcz niemożliwe: było zbyt stromo i zbyt ślisko. Przez część tego odcinka nie miałem innego wyjścia, jak po prostu zjeżdżać na tyłku. Nie było to wcale przyjemne i ulgą dla mnie było, gdy zobaczyłem pod sobą Rusinową Polanę.


Na samej polanie świetnie widoczne były Tatry Bielskie, które w poprzednią niedzielę mogłem dojrzeć tylko częściowo.


Ten bałwanek chyba długo nie przeżyje - na Rusinowej Polanie tego dnia temperatura była na tyle wysoka, że śnieg topniał przed moimi oczami...


Ostatni odcinek tej wspaniałej wyprawy był zarazem pierwszym, na którym odkrywałem szlak dotychczas jeszcze przeze mnie nie odwiedzony: zielony z Rusinowej Polany na Wierchporoniec. I ten odcinek nie zawiódł, a co więcej, bardzo mi się spodobał. Po pierwsze dlatego, że jest banalny (prawie płaski, szeroki i bardzo wygodny) a po drugie dlatego, że w kilku miejscach oferuje naprawdę kapitalne widoki, a reszta wiedzie przez bardzo przyjemny i "klimatyczny" las. Z tych wspomnianych widoków wyróżniała się panorama Koszystej (na pierwszym zdjęciu) oraz Murania w Tatrach Bielskich (na drugim):



Na Wierchporoniec dotarłem o 17:45, a więc po prawie dziesięciu godzinach wędrówki (wliczając w to dwie krótkie przerwy w Murowańcu). Trochę miałem obaw o to, czy o tak późnej porze poza sezonem będą jeszcze jechać jakieś busy do Zakopanego, lecz na szczęście po niedługim oczekiwaniu, kilka minut po 18:00, nadjechał wyczekiwany busik. Rzuciłem się na siedzenie w nim z ulgą. Byłem bardzo zmęczony, ponieważ dawno nie robiłem tak długiej trasy i moja kondycja przez to ostatnio trochę siadła. Jednak moim dominującym uczuciem było ogromne szczęście, że dane mi było w końcu zobaczyć Tatry Wysokie w takich perfekcyjnych zimowych warunkach. Kolejne górskie marzenie spełnione :) 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz