piątek, 30 marca 2018

16.03 Kozia Góra i Równia

Trasa: Mikuszowice ATH – Kozia Góra – Równia – Bystra Szkoła

Pierwsza połowa marca była dla mnie uboga w górskie wrażenia – odbyłem tylko jedną wycieczkę (choć trzeba przyznać, że kapitalną), 3 marca na Halę Kondratową w Tatrach. Nie dałem rady pójść więcej razy w góry, ponieważ to był wyjątkowo intensywny czas dla mnie w pracy, chorowałem też trochę. Natomiast druga połowa marca to był istny maraton górski: w ciągu 13 dni poszedłem 11 razy w góry! Co prawda sporo tych wycieczek było bardzo krótkich, ale znalazłem też czas na kilka dłuższych, w tym dwa wyjazdy w Tatry. A wszystko zaczęło się w piątek 16 marca – czyli, jak na ironię, akurat w tym dniu kiedy wróciła zima po trwającej ponad tydzień „eksplozji” wiosny.

Mimo bardzo pracowitego dnia (musiałem być w pracy od 9 do 19) byłem zdeterminowany, aby zrobić chociaż symboliczną trasę górską, ponieważ nazajutrz miałem jechać w Tatry z prawie całym gronem pedagogicznym mojej szkoły, a po chorobie i przerwie od gór czułem że mam bardzo słabą kondycję i potrzebuję przed Tatrami rozgrzewki. Cudownym aspektem mieszkania w Bielsku-Białej jest to, że nawet przy tak długim dniu w pracy wyskoczenie w góry też jest możliwe :) I tak oto o 5:20 wyruszyłem z mieszkania, o 5:45 już byłem na górskim szlaku, a zaledwie dwie godziny później byłem ponownie w mieszkaniu, akurat w samą porę by się umyć, zjeść śniadanie i pójść do pracy.

Gdzie można pójść w górach w tak krótkim czasie? Oczywiście na Kozią Górę. Startując z pętli autobusowej przy Akademii Techniczno-Humanistycznej, potrzebowałem zaledwie 45 minut by dojść na szczyt. I to nawet przy wydłużonej trasie spowodowanej zamknięciem szlaku. Taka sytuacja była w sumie do przewidzenia. Szedłem zielonym szlakiem, czyli najkrótszą drogą na Kozią Górę, gdy mniej więcej w połowie trasy natrafiłem na taśmę blokującą przejście i obok niej taki oto napis:


Oczywiście od razu przypomniałem sobie sytuację z 9 stycznia, gdy schodziłem z koleżanką z Koziej Góry i tenże odcinek szlaku był zatarasowany powalonymi przez halny drzewami, przez co byliśmy zmuszeni do obejścia go na około drogą dojazdową z schroniska. Tyle że wtedy żadnego oficjalnego zamknięcia szlaku nie było i kto chciał mógł sobie urządzić taki „tor przeszkód”. Dobrze, że ktoś poszedł po rozum do głowy i zamknął szlak do czasu usunięcia wiatrołomów. Choć z drugiej strony byłem negatywnie zaskoczony, że minęły dwa miesiące od tego czasu – a od halnego trzy miesiące – i wciąż ne udało się udrożnić szlaku. Sytuacja musi być naprawdę nieciekawa, skoro leśnicy po tak długim czasie wciąż nad tym pracują...

Przeszedłem zatem na przebiegającą nieopodal drogę dojazdową do schroniska na Koziej Górze i podążając za jej zygzakowatą trasą wszedłem na szczyt. Na krótko przed nim doszedłem do punktu, w którym droga łączy się ponownie z zamkniętym zielonym szlakiem. Rzeczywiście, rzut oka w tą stronę wystarczał aby potwierdzić, że ten szlak nadal jest nie do przejścia.


Choć panorama Bielska-Białej i krańców Beskidu Małego z tego miejsca jest stopniowo zasłaniana przez wyrastające młode drzewa, wciąż jest całkiem niezła.



O tak wczesnej porze na Koziej Górze oczywiście nie było żywej duszy... poza sarnami, które podczas podejścia mijałem raz za razem ;) Nie zatrzymywałem się na szczycie, ponieważ musiałem szybko wracać. Od razu obrałem kierunek na niebieski szlak i zszedłem nim na skrzyżowanie z czerwonym szlakiem Mikuszowice-Bystra, na którym nie skręciłem ani w lewo ani w prawo, tylko poszedłem na wprost, szeroką leśną drogą bezszlakową prowadzącą przez górę Równia. Nie szedłem jeszcze nigdy tą drogą, lecz wywnioskowałem z mapy że powinienem dojść nią na przystanek autobusowy koło szkoły w Bystrej. I jak się okazało, ten odcinek pozaszlakowy pod względem widoków był hitem tej wycieczki. Na zejściu z Równi znajduje się punkt widokowy, z którego roztacza się bardzo rozległa panorama – widziałem w oddali nawet Pilsko i Babią Górę. Najlepszy widok jest jednak na bliższe szczyty, przede wszystkim na Skrzyczne i Magurę.



Idąc dalej prostą, wygodną drogą już po kilkunastu minutach byłem na skraju lasu na obrzeżach Bystrej. Zazdroszczę mieszkającym tu ludziom widoków, które mają z okien – na Magurkę Wilkowicką (pierwsze zdjęcie) i na Łysą Górę (drugie):



Z tego punktu wystarczyło tylko kilka minut zejścia ulicą Niecałą (dziwna nazwa), by znaleźć się na przystanku autobusowym i zakończyć trasę. Bardzo wczesne wyjście w góry opłaciło się z wielu względów :) Dało mi ogromny zastrzyk energii i motywacji przed długim dniem w pracy; czułem się nieco bardziej „rozgrzany” przed czekającymi mnie nazajutrz wyzwaniami w Tatrach; miałem okazję doświadczyć cudownego uczucia posiadania gór całkowicie dla siebie, bez jakichkolwiek innych ludzi na szlaku; i załapałem się dosłownie na ostatnie godziny ładnej pogody, ponieważ wkrótce po moim powrocie do Bielska-Białej ta ostro się załamała i lunął deszcz, który lał przez cały dzień, z biegiem czasu przechodząc w śnieg. I jak się okazało, przez cztery kolejne dni wędrówek po górach nie miałem już tak dobrych warunków, jak tego wczesnego piątkowego poranka na Koziej Górze – na kolejnych wycieczkach musiałem uporać się z śniegiem i pogodzić się z prawie całkowitym brakiem widoków. Dobrze, że przynajmniej pierwszego dnia „maratonu”, zwłaszcza na zejściu z Równi, miałem czym oczy nacieszyć :)

Kolejny dzień rozpoczął wspaniałą zimową przygodę w Tatrach, o której napiszę w relacjach z soboty, niedzieli i poniedziałku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz