sobota, 16 grudnia 2017

09.12 Hala Magura

Trasa: Żabnica - Tokarnia - Hala Magura - Brzuśnik

Po firmowej imprezie świątecznej w piątek i przy kiepskiej pogodzie, nie układałem zbyt ambitnych planów górskich na sobotę. Ale chociaż odrobinę czasu chciałem tego dnia spędzić w górach i szczególnie ciągnęło mnie w Beskid Żywiecki, w którym bardzo dawno nie byłem (właściwie to tylko raz w tym roku, podczas sierpniowej wyprawy na Wielką Rycerzową "inaugurującą" mój powrót na beskidzkie szlaki). A to dzikie, odludne pasmo górskie ma w sobie jakąś magię, której ostatnio mi brakowało. Więc po odespaniu imprezy złapałem busa do Żywca, gdzie równo w południe wsiadłem w kolejnego busa do Żabnicy. Plan miałem taki, aby z przystanku Żabnica Skałka pójść czarnym szlakiem w kierunku Hali Słowianka, lecz odbić z niego nieco wcześniej i pójść na skróty na górę Abramów, następnie kawałek czerwonym szlakiem i ponownie zejść na skróty do centrum Żabnicy, gdzie według rozkładu w internecie miał odjeżdżać bus z powrotem do Żywca tuż przed 15:00.

Bardzo dobrze się stało, że nauczony doświadczeniem nie zaufałem ślepo rozkładowi busów i wysiadając na przystanku Żabnica Skałka postanowiłem upewnić się u kierowcy, że można wrócić do Żywca około 15:00. A ten mi oznajmił, że ten kurs już od jakiegoś czasu jest w soboty odwołany! Podobno przewoźnik kilkakrotnie przypominał starostwu powiatowemu w Żywcu, żeby zaaktualizowali rozkład linii Żywiec-Żabnica na ich stronie, ale do dziś tak się nie stało. Całe szczęście, że coś mnie tknęło aby się spytać tego kierowcy, bo inaczej bym tkwił w tej Żabnicy po ukończeniu trasy, a musiałem wracać do Bielska-Białej na wieczorne spotkanie. W obliczu tej sytuacji na szybko zmieniłem plany i postanowiłem, że zamiast przez Abramów pójdę na Halę Magura, a stamtąd zejdę ścieżką dydaktyczną do miejscowości Brzuśnik, skąd są o bardzo dogodnych porach odjazdy autobusów linii MZK Żywiec nr 15 do Żywca. I myślę, że dzięki temu zaliczyłem ciekawszą trasę :)

Poszedłem więc w las asfaltową drogą, którą przebiega czarny szlak na Halę Słowianka. Po doświadczeniach z poprzedniego dnia bałem się, że będą tam oblodzenia, ale w Beskidzie Żywieckim zima mocniej się trzyma niż w Śląskim i zamiast lodu na drodze leżał śnieg, po którym szło się łatwo i przyjemnie. 20 minut później doszedłem do punktu, w którym droga i szlak skręcają na prawo, podczas gdy na wprost według mojej mapy jest szlak narciarski, którym można dołączyć do czerwonego szlaku przed Abramowem. W rzeczywistości jednak na pewno żadnego szlaku narciarskiego tam nie ma, jest tylko ścieżka bezszlakowa - oczywiście nieprzetarta. Nie zmartwiło mnie to - odcinek pozaszlakowy był dość krótki, więc przecieranie go byłoby raczej frajdą aniżeli kłopotem. Poza tym serio, wydaje mi się że jeśli ma się zejść z szlaku to łatwiej to zrobić zimą, kiedy i tak wszędzie leży śnieg.

Zgodnie z przewidywaniami przecieranie trasy przez las było przyjemnością i niecałe pół godziny później znalazłem się na czerwonym szlaku w osadzie Tokarnia. Z polany tu rozciąga się szeroka panorama pasma Lipowskiej i Rysianki, będącego tym razem pod chmurami.


Tak więc zamiast pójść na lewo czerwonym szlakiem jak miałem pierwotnie w planach, skręciłem nim na prawo i już po kilku minutach skręciłem na szlak rowerowy, prowadzący na Halę Magura. Tu konieczności przecierania nie było, gdyż przejechał wcześniej tędy jakiś pojazd i wystarczyło pójść śladami jego kół. Drugi raz w życiu szedłem tą trasą - poprzednio w dzień Wszystkich Świętych 2014, podczas pięknego babiego lata - i wiedziałem, że będzie z niej co oglądać. Okazało się, że widoki z niej były nieco bardziej ograniczone niż trzy lata temu, ponieważ przy drodze szybko wyrastają młode drzewa, lecz i tak pomiędzy i ponad nimi widać co nieco. Można popatrzeć np. na pasmo górskie od Abramowa po Grapę, po którym przebiega Główny Szlak Beskidzki i którym według pierwotnych założeń miałem schodzić:


Dalej można zobaczyć górę Prusów i Halę Boraczą za nią:



Szlak rowerowy doprowadził mnie do szlaku papieskiego, którym w ciągu kilku minut doszedłem na Halę Magura. Kiedy byłem tu poprzednim razem przebiegał przez nią tylko ów szlak papieski do Cięciny, ale w międzyczasie powstała nowa ścieżka dydaktyczna, o kolorze zielonym, do Brzuśnika - i ją właśnie chciałem teraz odkryć. Okazało się, że to wcale nie będzie takie łatwe. Ścieżka dydaktyczna zupełnie nie była przetarta. Ale mnie serio z każdą kolejną wyprawą podobają się takie wyzwania coraz bardziej :) Miałem też takie ułatwienie, że zielona ścieżka dydaktyczna była świetnie oznakowana i dzięki temu pomimo leżącego wszędzie śniegu ciężko byłoby ją zgubić. Zatem brodząc w śniegu po kolana zacząłem schodzić po południowych stokach Hali Magura, z których pięknie widać okoliczne szczyty, m.in. Przybór i Juszczynkę.


Po krótkim leśnym odcinku ścieżka wychodzi na kolejną halę z podobnym widokiem, trawersując wschodnie zbocza góry Kiczora.


Reszta trasy przebiega wyłącznie lasem, schodząc do Brzuśnika bardzo łagodnie, z tylko paroma krótkimi stromszymi odcinkami. Śniegu stopniowo ubywało i przed Brzuśnikiem zniknął niemal całkowicie. Ale paradoksalnie od tego miejsca było mi znacznie trudniej iść - bo po ustąpieniu śniegu pojawił się lód... Najgorzej było w samym Brzuśniku, gdzie czekał mnie jeszcze kilometr schodzenia dość stromą asfaltową drogą wśród zabudowań. Co prawda lodu tam było dużo mniej, ale nigdy nie było wiadomo do końca czy on leży na tym asfalcie czy nie, bo jeśli się pojawiał to był taki zdradziecki "czarny" lód którego na asfalcie nie widać... A jakbym się wywalił to na takiej stromej drodze mogło to się skończyć bardzo boleśnie... Denerwowało mnie to, bo myślałem że bez problemu zdążę na autobus w Brzuśniku, a tu przez taką głupią, niespodziewaną przeszkodę stawało się coraz bardziej prawdopodobne, że na niego nie zdążę - a kolejny był dopiero półtorej godziny później. O 14:56, a więc na cztery minuty przed jego odjazdem, postanowiłem zaryzykować i zacząłem zbiegać - i dzięki Bogu lodu już więcej nie było, nie wywróciłem się i o 14:59 dobiegłem na pętlę autobusową, akurat w samą porę.

Tak więc wyprawa z Żabnicy do Brzuśnika trwała równo dwie i pół godziny, co przy zimowych warunkach uważam za całkiem niezłe osiągnięcie. Pogoda - jak widać na powyższych zdjęciach - senna, ale pobyt na świeżym powietrzu i w pięknych zimowych krajobrazach dodał mi dużo energii. Miałem zaplanowaną kolejną górską wyprawę wraz z znajomymi na następny dzień i już nie mogłem się jej doczekać :) Już wkrótce pojawi się tu relacja z niedzielnej zimowej Rysianki!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz