piątek, 15 grudnia 2017

05.12 Lanckorona

Trasa: Bystra (LKS Klimczok) - Lanckorona - Meszna

Muszę powiedzieć, że po cudownej zimowej wyprawie w Tatry nabrałem apetytu na chodzenie po górach w śniegu. Kiedyś miałem obawy przed czymś takim, teraz sprawia mi dużą frajdę :) Po powrocie z Tatr nie zwlekałem dłużej, tylko już nazajutrz, we wtorek, wybrałem się na kolejną górską wycieczkę. Bardzo krótką, ponieważ z powodu pracy byłem tego dnia mocno ograniczony czasowo, lecz bardzo udaną :)

Moim celem było przejście fragmentów nowego żółtego szlaku, który powstał w okolicach Bystrej. Złapałem więc autobus MZK linii 57 i wysiadłem na przystanku (jeszcze nowszym od szlaku) o nazwie Bystra LKS Klimczok. Wystarczyło przejść mostkiem przez rzekę i już byłem na żółtym szlaku. Przebiega on początkowo tą samą trasą co niebieski szlak, którym raz już wchodziłem w kierunku Chaty na Groniu i raz schodziłem, ulicą Klimczoka. Jednak w odróżnieniu od niebieskiego szlaku nie rozpoczyna podejścia w górę ulicą Halną, tylko kawałek wcześniej skręca w ulicę Kościelną. Mijając kościół, od którego otrzymała swoją nazwę, droga kieruje się na pola pomiędzy Bystrą i Meszną. Po 10-15 minutach szlak odbija na prawo mniejszą dróżką i klucząc pomiędzy domostwami dociera z powrotem do szlaku niebieskiego. Jest to więc wariant odrobinę dłuższy, ale powiedziałbym że bardziej widokowy - z ulicy Kościelnej nieźle widać Skrzyczne, a po opuszczeniu ulicy rozpoczynają się ładne widoki na pasmo Magurki Wilkowickiej.


Po ponownym połączeniu się z niebieskim szlakiem żółty w dalszym ciągu przebiega przez teren z zabudowaniami, lecz również z ciekawymi widokami, np. na Kozią Górę.


Do trzech razy sztuka, można powiedzieć - podczas poprzednich dwóch przejść tego odcinka nie było tak dobrej widoczności, za to tym razem widok na Beskid Mały był dużo lepszy, im wyżej podchodziłem szlakiem i im bardziej zbliżałem się do skraju lasu.



Do ostatnich zabudowań szlak podążał dobrze przetartą drogą, natomiast po minięciu ich i wejściu w las łatwizna się skończyła, od tego momentu szlak był kompletnie nieprzetarty. Juhuu! Czas na rozrywkę! Za każdym razem przecieranie szlaku sprawia mi coraz większą przyjemność ;) Radośnie poszedłem przez śniegi do dużego skrzyżowania szlaków, skąd podążałem dalej za żółtymi znakami równolegle do czerwonych. Pierwsze podejście za skrzyżowaniem jest umiarkowanie strome. Jakże odmienne były warunki, gdy szedłem tamtędy pierwszego dnia wiosny 2014 roku! Wtedy zmierzałem czerwonym szlakiem aż na Magurę i Klimczok, tym razem plany miałem dużo mniej ambitne. Najwyższym punktem mojej wyprawy miała być Lanckorona, na którą dotarłem wkrótce potem. Taki punkcik w środku lasu, który nie miałby w sobie nic nadzwyczajnego gdyby nie oryginalny ołtarz w tym miejscu:


Nowy żółty szlak odbija przy ołtarzu od czerwonego i schodzi w kierunku wschodnim, dość szybko tracąc wysokość. Wkrótce dołącza do szlaku czarnego. Tym szlakiem poszedłem w kierunku Chaty na Groniu - ponownie musiałem przecierać trasę, ale śnieg na niej wcale nie był taki głęboki. Początkowo miałem plany żeby pójść aż do polany przy Chacie na Groniu, naoglądać się tam pięknych widoków, wrócić się kawałek i potem zejść żółtym szlakiem do Mesznej. Postanowiłem jednak tą trasę skrócić, gdyż widziałem że niebo coraz poważniej się zaciąga niskimi chmurami i czułem, że nadciąga załamanie pogody. I tak rzeczywiście było - gdy czekałem na busa w Mesznej zaczął padać śnieg, a w Bielsku-Białej z kolei spadł deszcz. Dobrze więc się stało, że zamiast iść do Chaty na Groniu zszedłem od razu żółtym szlakiem do Mesznej.

Na samym końcu wędrówki lekko sobie urozmaiciłem trasę - od kościoła w Mesznej szlak przebiega ulicą Agrestową aż do głównej drogi, ja natomiast poszedłem równoległą ulicą Szkolną. Chyba dzięki temu odrobinkę sobie skróciłem trasę, a do tego dało mi to możliwość zobaczenia ciekawej rzeźby św. Floriana przy tejże ulicy.


Razem z pierwszymi opadającymi płatkami śniegu dotarłem do przystanku autobusowego na ulicy Szczyrkowskiej. Króciutka wyprawa, ale czego można wymagać w dzień powszedni - ja się cieszyłem, że w ogóle miałem w takim dniu możliwość wyskoczenia sobie w góry. Środa i czwartek były już tak pracowite że żadnych szans na coś takiego nie było, ale wiedziałem że to tylko kwestia kilku dni zanim znów wybiorę się w piękne zimowe Beskidy :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz