czwartek, 28 maja 2015

16.05 Malinowska Skała

Trasa: Przełęcz Salmopolska – Malinów – Malinowska Skała – Las Kościelec – Dolina Zimnika – Lipowa

Słoneczną majową sobotę obowiązkowo musiałem spędzić w górach. Wyruszyłem jednak w drogę dość późno, gdyż byłem najzwyczajniej na świecie zmęczony po całym tygodniu pracy. Dlatego postanowiłem zaoszczędzić sobie siły na niedzielę i zaplanowałem ambitniejszą trasę na drugi dzień weekendu, a pierwszego całe przedpołudnie spędziłem odpoczywając w mieszkaniu. Nabrawszy sił, udałem się na przystanek PKS, aby złapać autobus do Szczyrku o 13:50 – jeden z nielicznych, który dojeżdża aż na Przełęcz Salmopolską. Celem moim było wejście stamtąd na Malinowską Skałę, a następnie zejście nieco „na dziko” do asfaltowej drogi, która według mojej mapy miała mnie sprowadzić do Doliny Zimnika aż do jej wylotu koło miejscowości Ostre.

Wędrówkę z Przełęczy Salmopolskiej rozpocząłem od razu umiarkowanie stromym podejściem czerwonym szlakiem na górę Malinów. W popołudniowym skwarze szło się trochę ciężko. Od Malinowa było już znacznie przyjemniej, gdyż czekało mnie teraz zejście na Przełęcz Malinowską, a do tego szlak zrobił się dużo bardziej widokowy. Ukazały się przede mną pierwsze panoramy w kierunku Malinowskiej Skały oraz Pasma Baraniej Góry.



Podejście z Przełęczy Malinowskiej na Malinowską Skałę było nieco łagodniejsze. Wciąż miałem na około bardzo rozległe widoki, zarówno na oczekującą na mnie Malinowską Skałę jak i na zdobyty wcześniej Malinów.



Ostatni odcinek podejścia na Malinowską Skałę nieco sobie urozmaiciłem, gdyż zamiast pójść najkrótszą trasą (czerwonym szlakiem, którym schodziłem z Malinowskiej Skały podczas wycieczki 27.10.2013) postanowiłem „zaliczyć” dwa odcinki szlaków, którymi jeszcze nie szedłem: tak więc poszedłem na prawo króciutkim niebieskim szlakiem łącznikowym do zielonego szlaku z Magurki Wiślańskiej, a następnie tymże zielonym szlakiem wszedłem na Malinowską Skałę od strony południowej. Czyniąc to nadłożyłem sobie drogi tylko odrobineczkę, a miałem za to satysfakcję, że mam kolejne odcinki szlaków na mapie „odhaczone” ;) O ile pod względem widokowym niebieski szlak łącznikowy nie wyróżniał się niczym szczególnym (głównie zalesiony), o tyle z zielonego szlaku było widać naprawdę wiele.



Wreszcie stanąłem na szczycie Malinowskiej Skały (1152 m n.p.m). Warunki były skrajnie odmiennych od tych podczas mojej poprzedniej wizyty w tym miejscu (27.10.2013). Wówczas było wietrzne późnojesienne przedpołudnie z szalejącym halnym, a tym razem było spokojne, wręcz idylliczne, bezwietrzne późnowiosenna popołudnie z mocno przygrzewającym słońcem. A okoliczne góry i doliny tonęły w bujnej zieleni.



Od tego miejsca zamierzałem przejść się kawałek grzbietem górskim w stronę Skrzycznego, zielonym szlakiem, a następnie zboczyć z niego i zejść po stoku do biegnącej nieco niżej drogi, równoległej do szlaku (widocznej po prawej stronie na poniższym zdjęciu). Zadanie, zdawałoby się, łatwe – na zdjęciu wszakże odległość pomiędzy szlakiem a drogą wygląda na stosunkowo niewielką.


Rzeczywistość okazała się jednak nieco inna. Idąc szlakiem w kierunku Skrzycznego miałem po prawej stronie dość strome zbocze, całkowicie przykryte zaroślami oraz pniami pozostałymi po wyciętych drzewach. Zejście po takim gruncie absolutnie mi się nie uśmiechało, a co więcej mogłoby być wręcz niebezpieczne – ryzyko skręcenia sobie nogi na takim nierównym i usłanym gałęziami podłożu było podwyższone. Postanowiłem więc, że pójdę dalej szlakiem aż znajdę jakąś ścieżkę odbijającą na prawo. Zatem pomaszerowałem przed siebie zielonym szlakiem, zostawiając za sobą Malinowską Skałę.


Przed Kopą Skrzyczeńską natrafiłem w końcu na ścieżkę sprowadzającą w dół stoku. Skręciłem na nią z ulgą – jak się okazało, przedwczesną. Ścieżka już po paru minutach zniknęła w zaroślach i od tego momentu rozpoczęło się „chaszczowanie”. Bardzo uważając, aby nie stanąć źle, powolutku schodziłem wśród pni, porozrzucanych gałęzi i krzaków. Zdecydowanie nie było to przyjemne zejście. Na szczęście po jakimś czasie dotarłem do asfaltowej drogi. Skręciłem nią w prawo i odtąd było już tylko lekko, łatwo, i przyjemnie. No i wciąż bardzo widokowo :)



Szeroką i bardzo wygodną drogą przeszedłem po południowych stokach Malinowskiej Skały. Następnie droga skręciła na wschód i rozpoczęła systematyczne, bardzo łagodne zejście do Doliny Zimnika przez zalesiony obszar, tzw. Las Kościelec. Zanim wszedłem do lasu, miałem jeszcze bardzo dobry widok na Skrzyczne. Im niżej schodziłem, tym potężniej wyglądała ta góra.


Jeszcze jeden rzut oka do tyłu na Malinowską Skałę:


Ostatni odcinek mojej wędrówki był nieco mniej ciekawy pod względem widokowym, gdyż sprowadzał w dół lasem aż do drogi asfaltowej, którą przeszedłem dnem Doliny Zimnika do jej wylotu. Jednak w tak piękny majowy wieczór nawet taki odcinek zrobił na mnie bardzo pozytywne wrażenie. Minusem był tylko duży ruch w Dolinie Zimnika – doliną szło naprawdę sporo ludzi, a niektórzy z nich zachowywali się dość głośno. Oprócz tego od czasu do czasu przemykały obok po asfalcie hałaśliwe samochody. Przypomniałem sobie wędrówkę z dnia 16.11.2013, gdy szedłem z ekipą tą doliną i mieliśmy ją całą dla siebie – zdecydowanie preferowałem takie okoliczności. Nie można jednak być egoistą i zawłaszczać całą dolinę dla siebie – innym turystom też się należy :) Tak więc mijając innych wędrowców zszedłem doliną aż do przystanku przy jej wylocie, akurat w sam raz na busa do Bielska-Białej. A tam czekały mnie już kolejne atrakcje: Noc Muzeów i zwiedzanie w jej ramach ratusza oraz zamku Sułkowskich. Naprawdę ciekawe doświadczenia – ale jako że to jest blog o tematyce górskiej, nie będę się tu o nich rozpisywać ;) Zachęcam jedynie Was, czytelników, by przy okazji kolejnej Nocy Muzeów zwiedzić te obiekty, o ile będą udostępnione. A kolejną rzeczą, do której chciałbym Was zachęcić, to przeczytanie mojego następnego wpisu, z niedzielnej trasy – tam przeczytacie o tym, jak o włos minąłem się z śmiercią w górach. Serio!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz