piątek, 8 maja 2015

02.05 Mędralowa

Trasa: Koszarawa Jałowiec – Hala Kubulkowa – Sucha Góra – Przełęcz Klekociny – Magurka – Mędralowa – Borsučie – Przełęcz Półgórska – Szelust – Korbielów Górny – Korbielów Dolny

Ten drugi maja to był, szczerze mówiąc, chyba jeden z moich najmniej udanych dni w górach :( Wszystko przez totalnie beznadziejną pogodę. Wyruszając na trasę wiedziałem, że na jej początku prawdopodobnie będzie padać, lecz prognozy wskazywały że w ciągu dnia miało się rozpogadzać. Tymczasem deszcz był bardzo niechętny do opuszczenia Beskidów i długo się opierał nadchodzącym rozpogodzeniom, aż do późnego popołudnia. I nie był to taki zwykły deszczyk, tylko solidna, wielogodzinna ulewa. Oczywiście warunki na szlakach przy takiej aurze były, delikatnie mówiąc, nie najlepsze…

Sprawę dodatkowo pogorszył nieudany pozaszlakowy „eksperyment” na początku trasy. Wysiadłszy z busa na pętli Koszarawa Jałowiec, postanowiłem pójść w las asfaltową drogą, która miała mnie doprowadzić na Halę Kubulkową, skąd według mojej mapy miał być rzut beretem leśną ścieżką na żółty szlak sprowadzający z Jałowca w kierumku Suchej Góry. Tej Hali Kubulkowej to ja jednak nie dostrzegłem, a asfalt w pewnym momencie urwał się z rozmaitymi leśnymi dróżkami prowadzącymi w różne strony. Nie miałem pojęcia, którą się udać, i w efekcie długo błądziłem po stromych południowych stokach Jałowca, próbując szczęścia z kolejnymi ścieżkami, które w większości niknęły w zaroślach i zmuszały mnie do „chaszczowania” w celu znalezienia innej ścieżki. Byłem przemoknięty i wyczerpany zarówno fizycznie, jak i psychicznie, gdy w końcu wgramoliłem się na żółty szlak. Przynajmniej w tym miejscu mój trud został wynagrodzony przez pierwszy tego dnia względnie ładny widok, na Halę Trzebuńską. Sam szczyt Jałowca niknął w chmurach powyżej hali.


Dalej wędrowałem na Mędralową zielonym szlakiem. Nie mam pojęcia, czy pod względem widoków jest ciekawy czy nie, ponieważ przy takiej pogodzie nie miałem szans tego obiektywnie ocenić. Np. na Przełęczy Klekociny było widać zaledwie tyle, a czy przy lepszej pogodzie widać więcej? Nie mam pojęcia…


Oczywiście błoto na szlaku było okropne. A wyżej doszły do tego obszary z twardym, zmrożonym śniegiem, po którym szło się bardzo źle…



Na Mędralowej panowała niepodzielnie mgła i robienie zdjęć tam nie miało sensu. Zejście z niej szlakiem granicznym to była totalna tragedia, ponieważ leśna droga została porozjeżdżana przez jakieś auta bądź też motorcrossowców. Na myśl o błocie, jakie tam panowało, aż mi się niedobrze robi... Przy skrzyżowaniu z żółtym słowackim szlakiem, nieco powyżej Przełęczy Głuchaczki, podjąłem decyzję o zejściu na stronę słowacką i przejście szlakiem mijającym leśniczówkę Borsučie, by następnie powrócić do granicy na Przełęczy Półgórskiej. Pod względem komfortu wędrówki to była dobra decyzja, ponieważ większość żółtego szlaku po stronie słowackiej to wygodny asfalt zamiast tego obrzydliwego błota na szlaku granicznym. Niestety, trzeba też powiedzieć że ten szlak jest śmiertelnie nudny. Ponad półtorej godziny wędrowania prostą asfaltową drogą przez niekończący się las – nie do końca tego oczekuję wybierając się w Beskidy…

Na szczęście pod koniec asfaltowego odcinka deszcz zaczął nareszcie słabnąć. Na skrzyżowaniu szlaków opuściłem asfalt i wciąż podążając za znakami żółtymi wszedłem leśną ścieżką na Przełęcz Półgórską. Tam powrót na szlak graniczny i na koszmarne błoto... Przynajmniej w międzyczasie pogoda poprawiła się na tyle, że w końcu mogłem pooglądać jakieś ciekawsze widoki.


Urzekła mnie przydrożna kapliczka z figurą anioła, który na tym zdjęciu wygląda jakby czuwał nad Beskidami:


Za Szelustem miałem w końcu sposobność na opuszczenie błotnistego szlaku granicznego. Zszedłem w kierunku Korbielowa żółtym szlakiem, na którym ku mojej uldze było zdecydowanie mniej błota, a pod względem widokowym był całkiem ładny.



Szlak miał mnie sprowadzić do przystanku autobusowego Korbielów PTTK, ale już wśród zabudowań Korbielowa zgubiłem go i w efekcie nadłożyłem sobie drogi, schodząc do szosy dopiero w Korbielowie Dolnym, niedaleko szkoły. Oczywiście jakby mało było tego dnia nieprzyjemności, zgubienie szlaku i zabłądzenie wiązało się z dodatkowym stresem, gdyż przez to o mało co nie uciekł mi bus do Żywca, a na kolejny musiałbym oczekiwać dwie godziny... Ostatni mniej więcej kilometr musiałem w związku z tym biec, mimo dużego zmęczenia po wymagającej kondycyjnie trasie... Na szczęście na busa zdążyłem. A więc mogę powiedzieć, że chociaż w tej jednej rzeczy los był dla mnie tego dnia łaskawy :) Poza tym raczej nie było to mój dzień – ale nie mam prawa narzekać, skoro poprzedni dzień w górach był tak piękny, a nazajutrz, w ostatni dzień majówki, moja górska wyprawa okazała się wyjątkowo udaną :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz