środa, 12 marca 2014

08.03 Koczy Zamek i Sołowy Wierch

Trasa: Kamesznica – Gańczorka – Przełęcz Koniakowska – Koczy Zamek – Kosarzyska – Sołowy Wierch – Myto – Zwardoń

Tym razem moje nogi zaprowadziły mnie na pogranicze Beskidu Śląskiego i Żywieckiego, w naprawdę piękną okolicę. Koniaków jest raczej dobrze znany wśród turystów, za to pobliskie szlaki którymi się tego dnia poruszałem sprawiały wrażenie nieco opuszczonych i mniej popularnych. A są naprawdę ciekawe. Więc mam nadzieję że moje pozytywne wrażenia z tej wycieczki nimi zachęcą moich czytelników do wybrania się w te tereny :)

Na start trasy w Kamesznicy dojechałem chyba najbardziej rozklekotanym busem jakim w życiu jechałem. Nie dość ze pojazd sprawiał wrażenie jakby miał się zaraz rozlecieć to jeszcze droga w Kamesznicy jest w fatalnym stanie – więc możecie się domyśleć że podróż do komfortowych nie należała. Wysiadłem przy początku szlaku żółtego w Kamesznicy Górnej w zimny, mglisty poranek. Jednak nie uszedłem piętnastu minut a już niebo się rozpogodziło. Perfekcyjny start wycieczki!

Pierwszy odcinek mojej trasy prowadził asfaltem, urokliwą doliną potoku Janoszka. Po jakimś czasie asfalt przeszedł w drogę gruntową. Dolina jest gęsto zalesiona więc widoków za bardzo nie ma, lecz szum wody i jasno świecące słońce stworzyły na tym odcinku piękną atmosferę. Po niecałej godzinie znalazłem się w okolicach góry Karolówka na skrzyżowaniu z szlakiem niebieskim (Zwardoń – Barania Góra). Od tej pory miałem podążać właśnie tym szlakiem aż do jego końca w Zwardoniu.

To właśnie po wejściu na niebieski szlak zaczęły się widoki. Niestety nie mogłem zobaczyć zbyt wiele gdyż akurat tego dnia, mimo bezchmurnego nieba, widoczność była fatalna. Minąłem pełno miejsc gdzie normalnie byłyby fantastyczne widoki albo na Pasmo Czantorii na zachodzie, albo na Beskid Żywiecki na wschodzie, lecz tego dnia były takie „rozmazane” i jedyne co zobaczyłem to niewyraźne zarysy tych gór. Szkoda... ale przynajmniej najbliższe szczyty były widoczne. W miejscu gdzie szlak obchodzi górę Gańczorka jej północnym stokiem mogłem podziwiać Baranią Górę – mój cel na nazajutrz:


Niebieski szlak mija zarówno Gańczorkę (909 m n.p.m) jak i Małą Gańczorkę (831 m n.p.m). Nie wchodzi na szczyt ani jednej ani drugiej, gdyż obie mają dość strome zbocza. Jednak okrążając je szlak jest i tak bardzo malowniczy. Tu widok na Małą Gańczorkę podczas zbliżania się do niej:


Cały ten odcinek jest taki sielsko-anielski: niezbyt trudny, z licznymi pięknymi panoramami po obu stronach, gdzieniegdzie zalesiony... Gdy szlak koło góry Tyniok zagłębia się w las, by po kilku minutach wyłonić się z niego na obrzeżach Koniakowa, wkroczenie w teren zabudowany wbrew pozorom wcale nie jest takim oszpeceniem trasy. Domy są po pierwsze ładne a po drugie niezbyt gęsto postawione, zaś wokół nich roztaczają się szerokie widoki na Beskid Żywiecki i Śląski. Na pierwszym planie wyróżnia się góra Ochodzita, w której stronę (tzn. na południe) właśnie podążałem.


Wygodną drogą asfaltową szlak schodzi do Przełęczy Koniakowskiej (732 m n.p.m), a następnie łagodnie wspina się w stronę Ochodzitej i góry Koczy Zamek. Tu widok z południowej strony Przełęczy Koniakowskiej na północną:


Szczyt Koczego Zamku (847 m n.p.m) nie znajduje się dokładnie na trasie szlaku, ale wystarczą dwie minuty aby zboczyć z szlaku i wejść na niego. Widoki tam są świetne, tylko – jak już wspominałem – tego dnia na nieszczęście były słabe i rozmazane. Tu pejzaż Beskidu Żywieckiego od strony wschodniej wraz z krzyżem stojącym na szczycie Koczego Zamku:


A tu widok na Beskid Żywiecki od strony południowej, niestety również rozmazany:


Pierwotnie miałem plan zboczyć z szlaku po raz drugi i wejść także na Ochodzitą, lecz w związku z tragiczną widocznością uznałem że to nie ma sensu i poszedłem dalej niebieskim szlakiem po asfaltowej drodze okrążającej górę od południowej strony. Stoi tam sporo domów i przy jednym z nich ujrzałem takie oto urocze figurki:


Aby nieco urozmaicić trasę, zamiast udać się niebieskim szlakiem prosto przez Przełęcz Rupienka obszedłem jego odcinek nieco dłuższą trasą bezszlakową przez osadę Kosarzyska oraz mijając gajówkę Ptakówka, dołączając z powrotem do niebieskiego szlaku za Przełęczą Rupienka. Była to dobra decyzja, gdyż ta trasa okazała się niespodziewanie widokowa. Najpierw, idąc prostą jak strzała leśną drogą z Kosarzysk do Ptakówki miałem cały czas za sobą widok na część Ochodzitej:


Minąłem gajówkę Ptakówka – całkiem elegancki budynek położony na polanie na totalnym odludziu – a następnie wróciłem do niebieskiego szlaku drogą asfaltową, której kontynuacja przebiega doliną potoku Krężelki. To właśnie ten asfaltowy odcinek najbardziej mnie zaskoczył – myślałem że będzie cały zalesiony, a tymczasem było sporo przerw między drzewami przez które były świetne widoki na Ochodzitą.



Po powrocie na niebieski szlak skręciłem w lewo i rozpocząłem niezbyt trudne podejście na Sołowy Wierch, górę rozdzielającą dwie ważniejsze miejscowości – Koniaków i Zwardoń. Wchodząc na szczyt Sołowego Wierchu wciąż miałem wspaniały widok do tyłu na Ochodzitą.


Po drugiej stronie Sołowego Wierchu wszedłem w las, który gdzieniegdzie rozrzedzał się, ukazując piękne panoramy na Beskid Kysucki na Słowacji (Sołowy Wierch jest dosłownie parę kilometrów od granicy). A gdy wychodziłem z lasu przed Zwardoniem miałem przed sobą w całej okazałości górę Rachowiec. Widać było że wciąż leży tam odrobina śniegu i że poruszają się krzesełka na tamtejszym wyciągu – a więc mimo wybuchającej wokół wiosny sezon narciarski tam jeszcze się nie skończył.


Tu znów Rachowiec, a pod nim opustoszały terminal przejścia granicznego Zwardoń-Skalite.


Aby się dostać do dworca kolejowego w centrum Zwardonia musiałem przekroczyć drogę ekspresową S69. W takim ustronnym miejscu wybudowano taką ładną, nowoczesną drogę – i na co? Podczas gdy schodziłem do niej panowała na niej całkowita pustka, a gdy przechodziłem przez most nad nią przejechał pod spodem dosłownie jeden samochód. I tyle – poza tym nie było żadnych pojazdów ani widać, ani słychać. Taka jakby obumarła droga – czy warto było dla niej zeszpecić tą piękną okolicę?


W dziesięć minut po przejściu nad drogą S69 byłem na dworcu kolejowym w Zwardoniu. Dotarłem tam niejako „na skróty” – podczas gdy szlak w Zwardoniu skręca w stronę granicy i przekracza mostem tory kolejowe, a następnie schodzi w dół do stacji, ja poszedłem prosto przed siebie, omijając króciutki odcinek graniczny, i przechodząc „na dziko” przez tory znalazłem się od razu na peronie. Naprawdę duża stacja jak na tak małą miejscowość, no ale kiedyś było to ważne kolejowe przejście graniczne. Obecnie granicę ze Słowacją przekraczają tylko nieliczne pociągi, za to połączenie z Bielsko-Białą i Katowicami jest świetne. I z tego właśnie skorzystałem, mając już po kilkunastu minutach pociąg którym przyjemnie i wygodnie, malowniczą trasą, wróciłem do domu :)

1 komentarz:

  1. Szedłem tą trasą w drugą stronę, od Zwardonia do Karolówki i potem dalej na Kubalonkę (już na czworakach prawie). Widoczki faktycznie przepiękne, zwłaszcza z Sołowego Wierchu, ale odcinek przez Przełęcz Koniakowską zbyt miejski jak na mój gust. Dookoła raj dla oczu, to prawda, ale pod nogami to, od czego próbuję uciec wyjeżdżając z Katowic :)

    OdpowiedzUsuń