środa, 28 listopada 2018

05.11 Z Bystrej na Kozią Górę

Trasa: Bystra Ława – Kozia Góra – Cygański Las

Morał z tej wycieczki jest następujący: nawet takie niepozorne górki, do których człowiek ma blisko i o których zdawałoby się, że już wszystko wie, mogą całkowicie zaskoczyć i ukazać dziwy, o których nie śniło się nawet największym filozofom...

Mimo zmęczenia po podróży na Lubelszczyznę i z powrotem oraz po wycieczce na Wielką Raczę w niedzielne popołudnie wraz z skomplikowanym powrotem z Słowacji, ani myślałem odpuszczać z górskimi planami na kolejny tydzień. Taka wspaniała pogoda na początku listopada trafia się dosłownie raz na kilka lat i absolutnie nie miałem zamiaru jej zmarnować! Tak więc nawet w poniedziałek, którego to dnia mam bardzo intensywny grafik w pracy (zajęcia od 11:00 do 20:30), postanowiłem chociaż trochę czasu spędzić w górach. Miałem nieco żalu, że ze względu na ograniczony czas zdążę tylko wyskoczyć na Kozią Górę, zamiast wybrać się gdzieś dalej... I nie miałem wobec tej króciutkiej wycieczki żadnych szczególnych oczekiwań... A tymczasem ten wypadzik na lokalną górkę okazał się absolutną rewelacją i spowodował u mnie wielokrotny opad szczęki z zdumienia i zachwytu. Mogę nawet z całą powagą stwierdzić, że to była jedna z najlepszych beskidzkich wycieczek w tym roku. Serio!

Zawsze wchodzę na Kozią Górę od strony Cygańskiego Lasu albo Błoni, a tym razem zachciało mi się zdobywać ją od przeciwnej strony, czyli od Bystrej. Autobusem linii nr 57 dojechałem na przystanek Bystra Ława, skąd skierowałem się na ulicę Długą, a następnie Stromą. Na przedłużeniu Stromej według mojej mapy powinna być ścieżka, którą można by dojść do skrzyżowania szlaków pod Równią. Po tym zabudowanym odcinku ulicami Bystrej do skraju lasu nie spodziewałem się niczego specjalnego. A tymczasem... ogromne zaskoczenie! Od razu rzuciło mi się w oczy, że widoczność tego poniedziałkowego poranka jest absolutnie wyjątkowa. Z ulicy Długiej widać było praktycznie całe Beskidy! I nie tylko Beskidy – widziałem nawet Tatry! I to bardzo wyraźnie! Coś totalnie fenomenalnego!



I zupełnie niespodziewanie „cywilizowana” osiedlowa uliczka w Bystrej okazała się ciekawszym miejscem do wędrowania, niż las na zboczach Równi i Koziej Góry. Bo choć zarówno na wąskiej ścieżce z końca ulicy Stromej do skrzyżowania szlaków, jak i na niebieskim szlaku z skrzyżowania na Kozią Górę, ujrzałem pełno przepięknych jesiennych barw, to ja nabrałem ochoty na coś innego – chciałem więcej tych niesamowitych dalekich widoków!





A tymczasem szykowała się dla mnie kolejna fantastyczna niespodzianka. Gdy zbliżałem się do schroniska na Koziej Górze, ukazał się moim oczom po raz pierwszy widok na Bielsko-Białą. I ujrzałem nad nim niezwykły spektakl: oto przez sam środek miasta przebiega granica ogromnego „morza chmur”! Cała północna część Bielska-Białej oraz wszystkie obszary w stronę GOP-u tonęły pod chmurami, z których tu i ówdzie wystawały czubki kominów. Rzeczywiście, gdy rano opuszczałem moje mieszkanie zauważyłem, że od strony północnej niebo jest troszkę zachmurzone, ale nigdy bym nie przypuszczał, że to może wyglądać aż tak spektakularnie. W realu ten widok robił dużo większe wrażenie, niż na poniższych zdjęciach.



Po przeciwnej stronie, od południa, znów na chwilę zobaczyłem Tatry. Ta góra po ich prawej to Pilsko – położone przecież naprawdę daleko od Bielska-Białej, a tymczasem przy tej nieprawdopodobnej widoczności wyglądało jakby było nieopodal!


A tu widok na górę, która rzeczywiście znajduje się nieopodal – Magura:



Tuż obok schroniska natrafiłem na kolejny punkt z widokiem na Tatry. No po prostu nie mogę się nadziwić, jakie one były tego poranka wyraźne! I to z tak niewielkiej wysokości – wszak szczyt Koziej Góry znajduje się zaledwie 686 metrów nad poziomem morza!


Tutaj zbliżenie na te niesamowicie wyraźne Tatry. A w dole, w Kotlinie Żywieckiej, dryfujące mgły...



Podobnie jak poprzedniego dnia, tego ranka miała miejsce znaczna inwersja. Nie znam się, ale myślę że to częściowo ona mogła być odpowiedzialna za taką wyjątkową widoczność. Dało się odczuć, że na Koziej Górze jest naprawdę bardzo ciepło i że temperatura jest wyższa, niż w Bystrej. Mimo wczesnej pory (8:30) szedłem w samej lekkiej bluzie – a i tak się zgrzałem. Powietrze przy wietrze z południa ma taki specyficzny zapach, który ciężko mi opisać... jest bardzo wonne, a zarazem świeże i po prostu je uwielbiam. Tak było również tego dnia na Koziej Górze. Atmosfera była cudowna i naprawdę niełatwo było zabrać się za schodzenie do Bielska-Białej... Ale przynajmniej podczas zejścia czekało mnie jeszcze trochę przyjemności. Najpierw kolejny widok na miasto, nad którym chmur i mgieł było coraz mniej:


A potem, gdy szedłem w dół zielonym szlakiem po byłym torze saneczkowym, i przede wszystkim na dole, w Cygańskim w Lesie, mogłem nacieszyć oczy złocistymi barwami tych drzew, które jeszcze nie utraciły swoich liści – a było takich drzew wciąż sporo. Ostatnie zdjęcia w Cygańskim Lesie robiłem przy grabiejących z zimna dłoniach i już mając cieplejszą kurtkę na sobie. Czułem na własnej skórze aż nader dosadnie, jak silna była tego dnia inwersja. Temperatura była o niebo niższa od tej na Koziej Górze...





Podczas tej wycieczki minąłem tylko jedną osobę na szlaku. A więc całą tą magię, której byłem świadkiem i którą powyższe zdjęcia chociaż w jakimś stopniu próbują przedstawić, miałem praktycznie sam dla siebie... To jest kolejny powód, dla którego uwielbiam chodzić po górach w dni robocze o poranku, jeśli tylko mam na to czas. Z wszystkich takich „powszednich” porannych wypadów przed pracą, których przez te kilka lat mojego zamieszkiwania w Bielsku-Białej trochę się uzbierało, ta krótka wycieczka na Kozią Górę będzie zdecydowanie jedną z najbardziej pamiętnych. Chyba nie muszę więcej tłumaczyć, dlaczego ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz