czwartek, 8 lutego 2018

07.02 Z Międzybrodzia na Żar

Trasa: Międybrodzie Żywieckie - Żar

Muszę się pochwalić że w te ferie zimowe zdecydowanie nie próżnuję... Wczoraj trzeci dzień z rzędu poszedłem w góry ;) Ale uczciwie przyznam, że po długiej śnieżnej wyrypie we wtorek, wczoraj nie miałem za bardzo na te góry siły. O rezygnacji z nich jednak nie było mowy - od dłuższego czasu byłem umówiony na ten termin z moim amerykańskim kolegą Krisem, który ostatnio stał się wielkim fanem Beskidów. Na moją prośbę poszliśmy na mały kompromis, że zrobimy bardzo łatwą trasę. Jednak wybrałem taką, która mimo swej banalności obfitowała w ładne widoki - tak więc, choć nie do końca spełniała ambicje Krisa pod względem trudności, był i tak z niej bardzo zadowolony :)

Pojechaliśmy autem do Międzybrodzia Żywieckiego, gdzie zaparkowaliśmy przy dolnej stacji kolejki linowo-terenowej na Żar. Nasza trasa była bardzo prosta: z parkingu cały czas do góry zamkniętą dla ruchu samochodowego drogą asfaltową na sam szczyt Żaru, a następnie w dół kolejką. Czyli naprawdę lajcik, bez żadnego przecierania zaśnieżonych szlaków. Przejście tej trasy spokojnym tempem zajęło nam niecałe dwie godziny. Można powiedzieć, że z jednej strony mieliśmy pecha do pogody, ponieważ pięknie świecące ranem słońce schowało się za chmurami akurat gdy jechaliśmy z Bielska-Białej do Międzybrodzia. Ale z drugiej strony mieliśmy do pogody ogromne szczęście - ponieważ podczas całej trasy nie padało i chmury były jeszcze wysoko, nie zasłaniając okolicznych gór, więc naprawdę było co oglądać. A zaledwie doszliśmy na szczyt Żaru, gdy chmury momentalnie wszystko zakryły i rozpoczęły się wielogodzinne, intensywne opady śniegu. Bardzo dobrze, że akurat się przed nimi wyrobiliśmy!

Już wkrótce po starcie, tuż nad dolną stacji kolejki, mieliśmy dobry widok na pasmo Magurki Wilkowickiej.


Asfaltowa droga była w większości wolna od śniegu i szło się nią bardzo wygodnie. Stopniowo nabieraliśmy wysokości, idąc drogą wijącą się zakosami po stokach Żaru, pod bardzo łagodnym nachyleniem. Nie brakowało na niej punktów z widokami na okolice, zwłaszcza w kierunku południowym na Kościelec i Jaworzynę.




Widoki na drodze były bardzo ładne, choć trasa sama w sobie była miejscami dość "cywilizowana": czasami mijaliśmy zabudowania, a mniej więcej w połowie drogi na Żar przeszliśmy obok całkiem dużego skupiska domów. Jedyne samochody, które nas mijały, to były właśnie pojazdy mieszkańców - tylko oni oraz pojazdy służbowe z obiektów na szczycie Żaru mają prawo do przejazdu tą drogą. W tym nieco bardziej zabudowanym obszarze naszą uwagę zwróciła bardzo ładna drewniana kaplica.


Powyżej zabudowań weszliśmy w las i teren stał się dużo bardziej odizolowany, a na drodze pojawiało się coraz więcej śniegu, aż w końcu była w całości nim zakryta. Ewidentnie mało kto jeździ tym odcinkiem. Wyszliśmy z lasu i obeszliśmy od południa duży zbiornik wodny elektrowni szczytowo-pompowej. Nie było na drodze poza nami żywej duszy... aż do momentu, w którym droga skręciła w prawo i zobaczyliśmy przed sobą szczyt Żaru. A tam ruch jak w ulu: dużo narciarzy i snowboardzistów oraz co parę minut przejeżdżające wagoniki kolejki.


To był akurat ostatni moment, żeby załapać się na panoramę pasma Magurki Wilkowickiej spod górnej stacji kolejki...


...bo dosłownie kilka minut później zaczęło sypać...


...a na samym wierzchołku Żaru stanęliśmy już w śnieżycy z prawdziwego zdarzenia. Amatorom sportów zimowych zupełnie to nie przeszkadzało i dalej radośnie sobie hasali po stokach. My jednak niespecjalnie mieliśmy ochotę przedłużać pobyt na Żarze w takich okolicznościach, więc szybko udaliśmy się do kolejki i zjechaliśmy w dół do parkingu, na którym stał nasz samochód. Przed odjazdem jeszcze namówiłem Krisa, aby spróbował oscypka z budki przy parkingu - może to nie był oscypek najwyższej jakości, ale to był jego pierwszy kontakt z tym legendarnym serem i natychmiast mu zasmakował :)

Do Bielska-Białej wracaliśmy w coraz cięższych warunkach. Bardzo dobrze, że nie zaplanowaliśmy dłuższej trasy i że nie wyjechaliśmy później. Pogoda tego popołudnia załamała się na dobre, więc teraz robię sobie chwilową przerwę od gór. Parę dni odpoczynku w domu w ferie zimowe też mi się należy ;) Ale weekend wygląda bardzo obiecująco, więc możecie się spodziewać że wkrótce będę miał o nim coś do napisania...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz