piątek, 16 lutego 2018

11.02 Na mszę św. na Hali Miziowej

Trasa: Korbielów - Hala Miziowa - Hala Górowa - Uszczawne Wyżne - Sopotnia Wielka - Krzyżowa

Moja niedzielna wyprawa w góry była niezwykła pod wieloma względami. Po pierwsze udałem się w nie w celu spotkania z moją mamą chrzestną Madzią i jej rodziną, w tym z jej ojcem, moim przyszywanym "wujkiem" Mietkiem, oraz wieloma ich znajomymi. Wybrali się na Halę Miziową na tygodniowy urlop w trakcie ferii zimowych bardzo dużą grupą i wynajęli co najmniej jedną trzecią schroniska :) Dotychczasowe moje spotkania z nimi miały miejsce w Gdańsku, skąd pochodzą, oraz w Krakowie, gdzie obecnie mieszkają, więc spotkanie z nimi w górach zapowiadało się wyjątkowo. A do tego planowaliśmy wziąć udział w niezwykłej mszy świętej w schronisku na Hali Miziowej. Jest to chyba jedyne schronisko w Beskidach, jeśli nie w wszystkich polskich górach, które sprawuje mszę przez cały rok, w każdą niedzielę w samo południe. Dodatkowego smaczku całej wyprawie dodawał fakt, że wybierałem się po raz pierwszy od września 2014 roku w rejon Pilska, który wprost uwielbiam, a za którym się bardzo stęskniłem - i do tego po raz pierwszy w warunkach zimowych. A oprócz tego na niedzielę prognozy przewidywały piękne "okno pogodowe" (to był akurat jedyny aspekt wyprawy, który nie wypalił) - jak więc widać, wyprawa zapowiadała się arcyciekawie :)

Jeszcze kilka tygodni temu mój tata planował przyjechać w tym terminie do Bielska-Białej i wybrać się razem ze mną na tą wyprawę, gdyż wujek Mietek jest jego dobrym przyjacielem. Niestety choroba uniemożliwiła mu wizytę. Do poprzedniego wieczora również zapowiadało się, że kilku moich znajomych się ze mną wybierze, lecz w ostatniej chwili i oni zrezygnowali. Tak więc pojechałem samodzielnie do Korbielowa i o 9:30 wysiadłem z busa na przystanku Korbielów PTTK, skąd miałem wejść na Halę Miziową żółtym szlakiem: według zapewnień mojego kolegi, jest to najłatwiejsze dojście pod Pilsko w okresie zimowym i zarazem najbezpieczniejsze, w większości omijając trasy narciarskie.

Ruszając na szlak ulicą Zbójnicką, jak zwykle moją uwagę zwrócił duży pluszowy misiek przy mijanej przeze mnie leśniczówce. Odsyłam do relacji z 12.10.2013 i 07.09.2014 do porównania, jak bardzo przez te lata jego stan się pogorszył :(


Asfaltowy odcinek jest niedługi, wkrótce żółty szlak odbija w lewo i wkracza w dziką beskidzką puszczę. To właśnie za tą dzikość uwielbiam rejony Pilska. Atmosfera tajemniczości przejmuje tam jak mało gdzie w Beskidach. Naprawdę nietrudno wyobrazić sobie rysie, wilki czy niedźwiedzie kroczące po tych leśnych ostępach... A teraz, idąc w zimowych warunkach, taką atmosferę poczułem jeszcze bardziej. Swoistego mistycyzmu dodawała mu pogoda: dryfujące nad górami płaty mgły z przebijającymi się przez nie promieniami słonecznymi... Spektakl natury był przepiękny.




Szlak był bardzo dobrze przetarty, lecz różnica wysokości pomiędzy Korbielowem a Halą Miziową jest dość znaczna, więc solidnie się zmęczyłem tym podejściem. Trochę ponad dwie trzecie przebiegają wąską leśną ścieżką, natomiast na ostatni odcinek żółty szlak łączy się z zielonym i wchodzą na Halę Miziową równolegle do nartostrady. Tak więc jak dotychczas szedłem w niemal całkowitej ciszy, mijając nielicznych turystów pieszych, tak ostatnia część podejścia była dość tłoczna i głośna, z mijającymi mnie co chwila narciarzami...



...oraz snowboardzistami.


O 11:30, a więc po dwóch godzinach, dotarłem na Halę Miziową. Pilska nie było widać, lecz widoki i tak były cudne!


Przy schronisku kręciło się pełno ludzi. Właśnie się zastanawiałem, jak odnajdę moją mamę chrzestną czy kogoś z jej rodziny, gdy zauważyłem machający do mnie "komitet powitalny" w postaci Madzi i jej córeczki, wujka oraz uroczego pieska :) Chwila była rzeczywiście wiekopomna, więc wkrótce potem uwieczniliśmy ją fotograficznie:


Do mszy św. zostało nam jeszcze trochę czasu, więc udaliśmy się do jednego z wielu pokojów zarezerwowanych przez Madzię i jej wesołą ekipę. Zazdrościłem im pięknego widoku z okna!


O dwunastej zeszliśmy na mszę do sali, która była wypełniona wiernymi. Chętnych do uczestnictwa w takiej niecodziennej Eucharystii naprawdę nie brakowało! Sama msza była pięknym przeżyciem, a po niej moi towarzysze zaprosili sprawującą ją ojca z zakonu Dominikanów w Korbielowie, aby zjadł obiad razem z nami. A potem towarzystwo na ten posiłek powiększyło się jeszcze bardziej, gdyż wchodząc na stołówkę natknąłem się na jednego z moich uczniów z Bielska-Białej, Janusza, i zaprosiłem go aby również dołączył do nas. Widok Janusza na Hali Miziowej zaskoczył mnie, ale w sumie mogłem przewidzieć że się tam pojawi, ponieważ podczas indywidualnych zajęć z nim w każdy wtorek, gdy pytam się go jak spędził weekend, zawsze niezmiennie mi odpowiada że w niedzielę wszedł na Pilsko. Jego absolutnie ukochana góra :) Bardzo fajnie się złożyło, że tym razem jego coniedzielna droga w górach skrzyżowała się z moją.

Czas upłynął nam wszystkim bardzo szybko na miłej rozmowie i pysznym jedzeniu. Za namową wujka Mietka spróbowałem po raz pierwszy w życiu rydzów z śmietaną - nie przepadam za grzybami, ale te były absolutnie fenomenalne! Każdemu czytelnikowi tego wpisu, który będzie w schronisku na Hali Miziowej, zdecydowanie polecam aby ich skosztować! Chyba przy kolejnych wizytach na Hali Miziowej zjedzenie ich stanie się dla mnie rytuałem, tak samo jak wypicie cudownego drinka "Miziowy Zgon" (grzaniec z dużą ilością wiśniówki), o którym wspomniałem już wcześniej na łamach tego bloga ;) Oczywiście i tym razem Miziowy Zgon został obowiązkowo przeze mnie wypity.

W końcu ojciec Dominikanin oraz Janusz pożegnali się z nami i ruszyli w drogę do Korbielowa, a i na mnie przyszedł czas, żeby z ogromnym żalem rozstać się z Madzią i ekipą. Tak miło było z nimi spędzić czas na Hali Miziowej, że najchętniej bym tam został do następnego dnia, albo i jeszcze dłużej! Oni jednak mieli w planach na popołudnie jazdę na nartach, a ja musiałem zejść przed zmrokiem do przystanku autobusowego. Tak więc pożegnałem się z nimi i udałem się w dalszą wędrówkę. Schodzić wzdłuż tras narciarskich nie miałem zamiaru, gdyż nieco się obawiałem szusujących z dużą prędkością narciarzy, więc wybrałem trasę całkowicie pozbawioną takich "niebezpieczeństw": zielonym szlakiem do Sopotni Wielkiej przez Halę Górową. Jest to trasa przepiękna i przy tym bardzo spokojna. Na całym zielonym szlaku nie spotkałem tego popołudnia ani jednej osoby.

Z żalem popatrzyłem ostatni raz na przytulne schronisko na Hali Miziowej...


Posilony po pysznym posiłku i rozgrzany Miziowym Zgonem, zabrałem się za kolejny odcinek trasy z dużą energią. Tym bardziej, ponieważ po miękkim, puszystym śniegu schodziło się naprawdę przyjemnie. Już po dwudziestu minutach byłem na Hali Górowej z jej pięknymi panoramami, po raz pierwszy oglądanymi przeze mnie w zimowej odsłonie.


A po kolejnych dziesięciu minutach - a więc w sumie piętnaście minut przed przewidzianym przez moją mapę czasem przejścia - dotarłem do skrzyżowania z czarnym szlakiem pod górą Uszczawne Wyżne (1145 m n.p.m.).


Zejście z skrzyżowania do Sopotni Wielkiej również poszło mi szybciej, niż według planowanego czasu na mapie (1h zamiast 1h10). Szlak ten jest wyjątkowo dziki i odizolowany, a jak wiadomo takie klimaty lubię najbardziej!



Choć zamiast zapowiadanego słońca dominowały na niebie chmury, widoczność była i tak dużo lepsza, niż podczas mojego poprzedniego przejścia tą trasą (11 września 2014). Dzięki temu miałem okazję zobaczyć, że szlak, choć przeważnie zalesiony, jest bardziej widokowy, niż myślałem. Na trawersie Uszczawnego Wyżnego wycięto nieco drzew, a w ich miejsce posadzono młode. Na tym obszarze dobrze widać pasmo z szczytem Malorka oraz Halą Uszczawne.



Podczas zejścia do Sopotni Wielkiej można też w prześwitach pomiędzy drzewami popatrzeć na pasmo Romanki oraz szczyt Kotarnicy.


O 16:00 dotarłem do szosy w Sopotni Wielkiej i skręciłem nią w prawo, idąc w kierunku słynnego sopotniańskiego wodospadu. Nie zatrzymałem się jednak przy nim, gdyż czas naglił przed zmrokiem oraz odjazdem mojego autobusu z Krzyżowej do Żywca, a oprócz tego zauważyłem że ścieżka prowadząca nad wodospad jest oblodzona i ciężka do przejścia. Postanowiłem więc zachować w pamięci mój obraz tego wodospadu z wizyty przy nim dnia 12.04.2014, a tym razem sobie go odpuściłem.

Poszedłem dalej szosą w kierunku północnym, a następnie skręciłem w prawo na niewielką dróżkę prowadzącą do Krzyżowej. O ile droga przez Sopotnię Wielką była odśnieżona, o tyle na niej leżał śnieg a pod nim lód, więc musiałem iść ostrożnie. Widać było, że porą zimową mało kto tędy jeździ, a podczas 45-minutowej wędrówki do Krzyżowej minął mnie tylko jeden samochód. Pod względem widokowym ta droga jest całkiem ciekawa. Na zejściu do Krzyżowej oferuje rozległą panoramę w kierunku pasma Jałowca oraz Babiej Góry, którą niestety jednak nie mogłem uwiecznić na zdjęciu, gdyż robiło się ciemno i przy zachmurzeniu widoczność była zbyt słaba. Natomiast udało mi się jeszcze załapać na widoki z pierwszej części tej drogi, idąc którą dobrze widać Romankę i Kotarnicę.


Droga przebiega bezpośrednio przy górze o tej samej nazwie, co miejscowość położona pod nią - Krzyżowa.


Zdążyłem do Krzyżowej akurat w sam raz na busa do Żywca o 17:10. Byłem bardzo zmęczony trasą, która była całkiem konkretna i w warunkach zimowych nie zawsze łatwa, jednak moim dominującymi odczuciami były radość i wdzięczność za tak cudownie spędzony dzień. Poza nie do końca satysfakcjonującą pogodą, o tej wyprawie mogę wypowiadać się wyłącznie w superlatywach. Oby takich więcej!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz