czwartek, 27 listopada 2014

24.11 Jastrzębica

Trasa: Przyłęków – Jastrzębica – Przełęcz U Poloka – Juszczyna

Ta wycieczka była rekordowo krótka – i niestety też dość pechowa. W sumie to było do przewidzenia, że planowanie wypadu w góry akurat na ten dzień jest dość ryzykowne ze względów logistycznych. Skoro o 1 w nocy wróciłem z niedzielnej wycieczki w Tatry, a już wczesnym popołudniem musiałem być w pracy, to rozsądek nakazywał odpocząć przed południem. Przezwyciężyła jednak nieodparta chęć posmakowania jeszcze raz atmosfery gór przed nadciągającym załamaniem pogody. Pomyślałem sobie, że jeśli zaplanuję sobie bardzo krótką trasę (z Przyłękowa bezszlakowo stokiem narciarskim na Jastrzębicę, a następnie niebieskim szlakiem do Juszczyny –  wycieczka na zaledwie 45 minut), to cóż złego może się stać?

Jak się okazało, bardzo wiele złego! Już od samego początku były problemy. Autobus MZK Żywiec linii nr 13, którym jechałem spod dworca PKP w Żywcu do Przyłękowa, utkwił w dużym korku na objeździe spowodowanym remontem mostu nad Sołą. Potem złapał jeszcze większe opóźnienie z powodu wypadku w centrum Żywca. W efekcie przyjechałem do Przyłękowa nieco zaniepokojony, czy zdążę na czas na busa w Juszczynie po przejściu trasy – gdyż w przypadku nie zdążenia na tego busa realnie groziło mi spóźnienie się do pracy...

Prosta z pozoru trasa zamieniła się w koszmar, gdy okazało się, że na stoku narciarskim w Przyłękowie prowadzone są jakieś prace – pełno było tam koparek i innego ciężkiego sprzętu, i cały stok był zamknięty – co wykluczało przejście tamtędy. Miałem kolejną nauczkę, że gdy człowiek ma mało czasu na przejście trasy w górach nigdy nie powinien planować trasy pozaszlakowej! Gdybym tylko mógł to bym zawrócił, ale nie dało się: następny autobus z Przyłękowa do Żywca był dopiero za kilka godzin, a ja musiałem już wtedy być z powrotem w Bielsku-Białej. Nie było więc innego wyjścia, jak szukać alternatywnej trasy do Juszczyny.

„Chaszczując” nieco po wschodniej stronie stoku narciarskiego, udało mi się obejść plac budowy i znaleźć niewielką ścieżkę, która poprowadziła mnie w kierunku Jastrzębicy. Czas jednak naglił coraz bardziej i zmuszony byłem biec pod górę... co zdecydowanie do przyjemności nie należało. Tak bardzo chciałem iść na spokojnie, delektować się widokami i ładną pogodą, a tymczasem musiałem wszystko robić na szybko. W końcu jednak znalazłem się na szczycie Jastrzębicy (758 m n.p.m), na której byłem już raz, na znacznie dłuższej wycieczce, 10 stycznia. Stwierdziłem, że chyba starczy mi czasu aby dosłownie na minutkę zatrzymać się, porobić kilka fotek i pooglądać widoki, które są tam naprawdę ładne. Wyjąłem więc aparat i... kolejny pech: mój aparat nie działał! W ogóle nie reagował na moje próby włączenia go. W końcu, zrezygnowany, zrobiłem kilka zdjęć komórką zanim poleciałem dalej.

Zdjęcia robione komórką nie są najlepszej jakości, ale przynajmniej dają namiastkę ładnych panoram z Jastrzębicy. Od północy jest widok na Przyłęków i okoliczne wzgórza:


Od zachodu widać Wójtowski Wierch, a w tle pasmo Beskidu Śląskiego:


Zbiegłem do Juszczyny niebieskim szlakiem przez Przełęcz u Poloka (613 m n.p.m). Tam ujrzałem widok, który chyba był największym pozytywem całej tej wycieczki: przykrytą czapą śniegu „Królową Beskidów”, Babią Górę, na tle pięknego błękitnego nieba.




Dotarłszy do przystanku autobusowego Juszczyna Granica, miałem jeszcze minutę oczekiwania na busa do Żywca, którą wykorzystałem na sfotografowanie ładnej kapliczki znajdującej się tuż obok.


Wkrótce potem bus nadjechał i pojechałem do Żywca, gdzie moje nerwy były wystawione na na dalszą próbę. Nie było skomunikowania z pociągiem do Bielska-Białej i musiałem szybko przejść na drugą stronę rzeki, pod Tesco, licząc że będzie jechał jakiś bus. Rozkładowo miał jeden taki bus przyjechać o 13:14, jednak czas mijał a bus nie przyjeżdżał... Następny jechał o 13:30 i wnerwił mnie strasznie, gdyż jechał najbardziej okrężną trasą z możliwych, przez Łodygowice Górne, Bierną, Wilkowice Górne... Dojazd do Bielska-Białej zdawał się trwać całe wieki.

Mimo tych wszystkich przeciwności losu ostatecznie zdążyłem na czas do pracy, jednak po tej  wycieczce powiedziałem sobie definitywnie: nigdy więcej nie będę próbować wycieczek w góry w dni powszednie przed pracą, jeśli istnieje chociażby najmniejsze ryzyko, że mogę mieć problemy ze zdążeniem na czas. Góry są zbyt piękne, aby psuć sobie wycieczkę w nie koniecznością spieszenia się. Myślę że w takich sytuacjach lepiej je sobie odpuścić i zostawić je na inny raz, kiedy czasu jest więcej, aby cieszyć się nimi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz