niedziela, 9 listopada 2014

01.11 Pętla z Cięciny

Trasa: Cięcina – Hala Magura – Abramów – Grapa – Bukowina – Cięcina

Dzień Wszystkich Świętych przyniósł na Podbeskidziu prześliczną pogodę. Nie było innej opcji jak skorzystać z tego i wybrać się w góry :) Ze względu na planowaną po południu wizytę na cmentarzu nie miałem czasu na długą wyprawę, ale na nieco krótszą jak najbardziej mogłem sobie pozwolić. W kwestii trasy wahałem się pomiędzy Magurką Wilkowicką a Halą Magura w Beskidzie Żywieckim. Padło ostatecznie na to drugie – co było bardzo dobrym wyborem, gdyż na Magurce Wilkowickiej byłem już wiele razy, a na Hali Magura tylko raz (23 listopada ubiegłego roku) i to w koszmarnej mgle przez którą nic nie było widać. Tak więc szedłem na Halę Magura tak jakby po raz pierwszy.

Trasa miała formę pętli i zarówno startowałem, jak i kończyłem na stacji kolejowej w Cięcinie. Chciałem na wycieczkę zebrać większą ekipę moich znajomych, ale tylko jedna koleżanka miała chęci wstać rano po tym jak poprzedniej nocy byliśmy na imprezie Halloween ;) Wycieczka jednak była tak piękna, że w stu procentach opłaciło nam się spać nieco krócej i wstać wcześniej, i po powrocie mogliśmy się śmiać z reszty naszych znajomych – oni połowę dnia przespali i leczyli potem kaca, a nam na świeżym powietrzu drobny kac szybko przeszedł i mogliśmy się cieszyć słońcem, ciepłym powietrzem i cudownymi widokami.

Pierwszy odcinek naszej trasy wiódł szlakiem papieskim z Cięciny na Halę Magura. Początkowo przebiegał wśród zabudowań wsi, a następnie wyprowadził nas na rozległe łąki, z których za nami rozciągała się panorama Pasma Baraniej Góry.


Potem weszliśmy do lasu. Ścieżka była oznakowana tak sobie, miejscami zarośnięta i błotnista. Widać było że niewiele osób tędy chodzi. Ale od czasu do czasu pojawiały się atrakcyjne widoki – jak chociażby poniższy w stronę w Skrzycznego.


Niedaleko kaplicy na Butorzonce szlak papieski połączył się z szerszą drogą gruntową i od tej pory szło się nim dużo łatwiej. Wygodną drogą doszliśmy na Halę Magura (891 m n.p.m), gdzie ukazał się nam widok, który mnie ominął podczas poprzedniej wycieczki w to miejsce. Pięknie było widać od strony północnej pasmo Beskidu Małego.


Idąc dalej, zaraz za Halą Magura ukazały nam się kolejne piękne widoki, tym razem od strony południowej na pasmo Rysianki i Lipowskiej.


Kolejny szczyt, na który można dojść szlakiem papieskim, jest Skała (944 m n.p.m), na której byłem podczas ubiegłorocznej listopadowej wycieczki. Tym razem jednak nie udaliśmy się tam, tylko odbiliśmy na prawo szlakiem rowerowym, który trawersując zachodnie zbocza Skały dociera do Głównego Szlaku Beskidzkiego w okolicy góry Abramów. Ów szlak rowerowy okazał się bardzo malowniczy, gdyż oferował piękne panoramy Pasma Baraniej Góry.


Jedna z wielu ślicznych beskidzkich kapliczek, otoczona barwami jesieni...


Na Abramowie dołączyliśmy do czerwonego szlaku, którym udaliśmy się w kierunku Węgierskiej Górki. Szedłem już raz tędy, 26 kwietnia, przy diametralnie innych warunkach atmosferycznych. Wówczas z Abramowa oglądałem Romankę przykrytą „czapą” chmur – tym razem mieliśmy ją przed sobą w pełnej krasie.


Było na tym Abramowie tak pięknie, że postanowiliśmy się tam zatrzymać na trochę. Położyliśmy się na trawie, poopalaliśmy się, nawet trochę się zdrzemnęliśmy... Pomyśleć, że to już listopad, a wciąż były warunki do opalania się! Naprawdę nie mogliśmy sobie wymarzyć lepszej aury o tej porze roku. Jeszcze wspomnę, że na trasie tego dnia kilka razy natknęliśmy się na krzaki jeżyn i malin, które wciąż miały na sobie owoce... i to naprawdę dobre!

Gdy udaliśmy się dalej, natknęliśmy się na uroczego konia, który zapozował nam do zdjęcia ;)


Tu koń zapozował po raz kolejny, z Rysianką i Lipowską w tle:


Ostatni rzut oka na Romankę:


Idąc dalej usłyszeliśmy charakterystyczny dźwięk dzwonków, który mi się kojarzy przede wszystkim z Polaną Chochołowską w Tatrach, gdzie taki dźwięk rozlega się bez przerwy od pasących się tam owiec. Źródło dźwięku było w tym przypadku takie samo – stado owiec pasło się na malowniczej polanie z widokiem na niedawno odwiedzoną Magurę.


Z góry Grapa (613 m n.p.m) przed Węgierską Górką mieliśmy ładną panoramę góry Prusów, którą dodatkowo uświetniła piękna mozaika chmur na niebie.


Piękne widoki mieliśmy również przed sobą, na Beskid Śląski.


Schodząc z Grapy do doliny Soły, czerwony szlak dociera do niewielkiej asfaltowej drogi i skręca w lewo, do Węgierskiej Górki. My jednak skręciliśmy w prawo i udaliśmy się asfaltem do Cięciny, czyli do punktu wyjściowego naszej trasy. Asfaltowa droga mija niewielką górę Bukowina (510 m n.p.m), na której znajdują się pozostałości fortyfikacji z okresu II Wojny Światowej.


Z Bukowiny było jeszcze 15 minut marszu na stację kolejową w Cięcinie, gdzie przyszliśmy akurat w samą porę na pociąg. Jako ciekawostkę powiem, że przez całą wycieczkę (za wyjątkiem obszarów zabudowanych w Cięcinie) nie spotkaliśmy na trasie ani jednej osoby. Widać, że szlaki w tej części Beskidu Żywieckiego są mało znane i rzadko uczęszczane przez turystów, co jak dla mnie czyni je szczególnie atrakcyjnymi. Wycieczkę w całości odbyliśmy sam na sam z naturą – i to był jeden z czynników który sprawił, że była ona tak udana :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz