środa, 12 października 2022

09.10 Grześ i Dolina Chochołowska

Trasa: Zabiedovo - Habovka - Dolina Zuberska - Zwierówka - Dolina Łatana - Grześ - Polana Chochołowska - Dolina Chochołowska - Siwa Polana

W niedzielę rano powróciłem autobusem z Trzciany do miejscowości Zabiedovo, aby udać się z pieszo z powrotem na polską stronę Tatr. Miałem do pokonania ambitniejszy wariant trasy niż dzień wcześniej: dłuższy, a do tego prowadzący przez górę Grześ, na którego podejście od Doliny Łatanej jest całkiem konkretne :) 

Relację zaczynam zdjęciem pięknej kapliczki w Zabiedovie. Mam wrażenie że na Słowacji jest mniej kapliczek niż w Polsce, ale jak już Słowacy wybudują jakąś to naprawdę bardzo się starają :)


Skierowałem się na południe niebieskim szlakiem do miejscowości Habovka. Aby dostać się tam, musiałem przekroczyć stosunkowo niewysokie pasmo Skoruszyńskich Wierchów. Szlak najpierw poprowadził mnie asfaltową drogą w ich kierunku, a potem do góry po umiarkowanie stromej ścieżce. Przy wejściu do lasu spodobała mi się słowacka tabliczka informująca o niedźwiedziach - ciekawsza od jej polskich odpowiedników :)


I kolejne kapliczki:



Podejście na Skoruszyńskie Wierchy było zalesione, jednak przy zejściu szlak poprowadził mnie przez rozległą halę, z której rozpościerały się widoki na zupełnie nieznane mi słowackie góry na południu i zachodzie:



Jakby Wam było mało kapliczek - oto jeszcze jedna, przed Habovką :)


Na obrzeżach Habovki skręciłem na żółty szlak, który powiódł mnie w kierunku wschodnim, wzdłuż północnych krańców wsi. Nad okolicą było sporo pogodnego nieba, ale nad szczytami Tatr wciąż wisiały niskie chmury. Byłem jednak pewien, że wkrótce się rozstąpią i że gdy dojdę na Grzesia po południu to w niczym nie będą mi przeszkadzać :)



Słowacy naprawdę mają inwencję do znaków drogowych - nie tylko ich znaki o niedźwiedziach, ale również o dzieciach są oryginalniejsze od polskich ;)


Po krótkim asfaltowym odcinku na wschód od Habovki, żółty szlak pokierował mnie wzgórzami, łąkami i lasami do wylotu Doliny Zuberskiej, niedaleko Muzeum Wsi Orawskiej. Może ta część wędrówki nie była spektakularna, ale bez wątpienia była malownicza :)




Teraz miał nastąpić odcinek trasy, na który najmniej się cieszyłem: prawie godzinna wędrówka asfaltową drogą przez Dolinę Zuberską do Zwierówki. Spodziewałem się że droga będzie ruchliwa i monotonna, a tymczasem okazała się zaskakująco spokojna i maszerowało się nią naprawdę komfortowo. Wśród barw jesieni zdawała się o niebo ciekawsza, niż gdy kilkakrotnie przedtem przejeżdżałem nią samochodem. Z drugiej strony minusem tego odcinka był przykry widok ogromnych połaci wykarczowanych lasów...





Droga kilkakrotnie przekraczała błyszczącą w słońcu i szemrzącą Zimną Wodę Orawską.



Na skrzyżowaniu dróg pod Zwierówką skręciłem w lewo na żółty szlak, prowadzący przez dziki, gęsty las do Schroniska na Zwierówce.




Zrobiłem sobie krótki postój w schronisku. Rozbawiło mnie, że na Słowacji aby się załatwić muszę wejść do pomieszczenia z napisem "Pani" ;)


Po wyjściu z schroniska obejrzałem ładny ogródek, którego jakoś nie zauważyłem podczas poprzednich wizyt:


Miałem przed sobą kolejny długi asfaltowy odcinek: tym razem przez Dolinę Łataną. Poprzednich przejść tą doliną (zobacz relacje z 28.09.2014, 17.06.2018 i 26.06.2019) nie wspominałem jako szczególnie ciekawych. A tym razem stało się to samo co z Doliną Bobrowiecką dzień wcześniej: tak jakbym odkrył ją na nowo. Przez całą długość doliny byłem zachwycony jej pięknem, pustką (nie spotkałem ani jednej osoby!), kojącym odgłosem towarzyszącego mi Łatanego Potoku i świeżymi zapachami lasu. Powietrze tego dnia naprawdę było krystalicznie czyste: można było chłonąć je jak nektar!

Podczas wcześniejszych relacji zignorowałem Dolinę Łataną i nie zamieściłem żadnych zdjęć z niej - no to tym razem zobaczycie jak wygląda :) Pierwsze zdjęcie przedstawia cmentarz partyzancki w dolnej części doliny, kilka minut spacerem od Zwierówki.





Ale Dolina Łatana to tylko "przystawka" przez daniem głównym, czyli Grzesiem :) Wszedłem na niego zielonym szlakiem, który jest dość stromy ale nie sprawiał mi specjalnych problemów. Powyżej pasu kosodrzewiny rozpoczęły się obłędne widoki...








Na Grzesiu miałem się spotkać z moimi świeżo poślubionymi znajomymi z Bielska-Białej, Agą i Tomkiem, którzy wchodzili od strony Doliny Chochołowskiej. Ostatecznie ze względu na trudy kondycyjne trasy zatrzymali się nieco poniżej szczytu po polskiej stronie. Zszedłem im na spotkanie do tego punktu, z którego był kapitalny widok na Bobrowiec i Kominiarski Wierch. Aga i Tomek pytali mnie czy te góry są dostępne dla turystów, bo z tej perspektywy wyglądały tak kusząco... z wielkim żalem musiałem im powiedzieć, że niestety nie :(


Przez 4 lata nie szedłem szlakiem pomiędzy Grzesiem i Polaną Chochołowską. Zmienił się przez ten czas: stał się bardziej widokowy, ale niestety z przykrych powodów. Podobnie jak po stronie słowackiej, wycinka drzew zrobiła swoje... Porównajcie chociażby zdjęcie kapliczki poniżej z tym, jak się prezentowała na początku mojej relacji z 17.06.2018. Wtedy otoczona drzewami, teraz z widokiem na Polanę Chochołowską...





Po przerwie na lekki obiadek w schronisku (ja zjadłem mój ulubiony "Deser Chochołowski", czyli szarlotkę z śmietaną i jagodami) przeszliśmy czarnym szlakiem przez środek Polany Chochołowskiej. Wszyscy byliśmy nim zachwyceni: zarówno Aga i Tomek, którzy szli nim pierwszy raz, jak i ja, który szedłem nim po raz n-ty :)




Pozostało nam już tylko zejście przez Dolinę Chochołowską do Siwej Polany i do samochodu (moi kompani byli bardzo mili i podwieźli mnie do Rabki-Zdrój). Po tylu wrażeniach z tego pięknego weekendu, ostatni odcinek po asfalcie mógłby się dłużyć... ale nie gdy się idzie w tak miłym towarzystwie :) Droga do Siwej Polany bardzo szybko nam zeszła na rozmowach. Szliśmy dość szybko również dlatego, że szybko zbliżał się zmrok, a w dolinie zrobiło się naprawdę chłodno. Nad tatrzańskimi szczytami jeszcze świeciło słońce, ale dolina była cała w cieniu.


I takim zdjęciem przedstawiającym ową walkę światła i cienia żegnam się z Wami :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz