czwartek, 19 października 2017

18.10 Na Szyndzielnię i Klimczok z... pogotowia stomatologicznego

Trasa: Kamienica - Dębowiec - Przełęcz Dylówki - Szyndzielnia - Klimczok - Siodło Pod Klimczokiem - Podmagórskie - Szczyrk PTTK

Wczorajsze przedpołudnie miałem całe wolne i koniecznie chciałem wykorzystać kolejny dzień pięknej złotej jesieni na wyjście w góry drugi dzień z rzędu. Lecz w relacji z wtorku wspomniałem o tym, że rozbolał mnie ząb... No właśnie, i to mogło pokrzyżować mi plany, lecz ostatecznie nie musiałem rezygnować z wyjścia w góry, a co więcej cała ta sprawa z zębem dała mi pretekst do zaplanowania sobie świetnej trasy :)

Przez wtorkowe popołudnie i wieczór ząb bolał mnie coraz bardziej, lecz nie mogłem nic z tym zrobić ponieważ byłem w pracy. Jak tylko skończyłem zajęcia od razu zacząłem dzwonić po stomatologach i ostatecznie udało mi się zapisać na wizytę w pogotowiu stomatologicznym o 8 rano następnego dnia. Pogotowie to mieściło się na ulicy Karpackiej w Kamienicy. To był więc priorytet na środowy poranek, a wszelkie sprawy "górskie" musiałem odłożyć na bok. Czy pójdę w góry czy nie, i jeśli tak to dokąd, zadecyduję dopiero po tym jak wszystko się wyjaśni u dentysty.

Jakże byłem uradowany, gdy obudziłem się wczoraj z znacznie łagodniejszym bólem! Nie było idealnie, lecz i tak o niebo lepiej niż poprzedniego dnia. Nie odwołałem wizyty u stomatologa, gdyż wolałem sprawdzić co właściwie było z tym zębem grane, lecz nie miałem już wątpliwości że po tej wizycie będę mógł od razu ruszyć w góry. I doznałem olśnienia, jak chodzi o trasę: zamiast wracać z pogotowia stomatologicznego do centrum Bielska-Białej i potem jeszcze gdzieś jechać, to czemu by nie rozpocząć trasę właśnie tam, w Kamienicy? Przecież to jest tuż u podnóży Beskidów, mogę stamtąd od razu pójść w kierunku Szyndzielni. Wjechałem na nią już dwa razy kolejką w ciągu ostatniego miesiąca, najwyższa pora żebym w końcu na nią wszedł!

Tak więc pojechałem do dentysty, który był niesamowicie sympatyczny, choć treść tego co miał do przekazania już nieco mniej (antybiotyk i skierowanie na RTG jamy ustnej, w zależności od wyników którego mogła istnieć konieczność wyrwania zęba mądrości). Tym bardziej dobrze się stało, że mogłem poprawić sobie humor po czymś takim udając się bezpośrednio z gabinetu dentysty w góry! Ruszyłem w drogę, idąc chodnikiem przy ulicy Karpackiej aż doszedłem do pętli autobusowej przy końcu tej ulicy. Tam rozpoczyna się nowy odcinek niebieskiego szlaku, który biegnie ulicą Karbową aż do skrzyżowania z ulicą Armii Krajowej, potem mija dolną stację kolejki linowej i wchodzi na Przełęcz Dylówki. Mój plan był jednak trochę inny: pójść ulicą Karbową jedynie do dolnej stacji kolejki krzesełkowej na Dębowiec, a potem na skróty, wzdłuż trasy tejże kolejki, wejść na Dębowiec i dołączyć do czerwonego szlaku na Szyndzielnię. Moim zdaniem tak jest ciekawiej!

Już z łąk przy ulicy Karbowej mogłem po raz pierwszy popatrzeć na góry. Ich widok jeszcze bardziej poprawił mi humor.


Wkrótce znalazłem się przy stacji narciarskiej "Dębowiec". Ku mojemu zaskoczeniu zastałem w tym miejscu sporą liczbę starych wagoników kolejki linowej na Szyndzielnię. Chyba pozostawiono je tu wyłącznie na pamiątkę...


Z tego miejsca od razu odbiłem na prawo i mijając stację narciarską znalazłem się na względnie stromym stoku Dębowca. Rozpocząłem dość żmudną wspinaczkę, idąc pod wyciągiem krzesełkowym. Nabierając wysokości, zauważyłem że za mną rozciąga się coraz to bardziej rozległa panorama Bielska-Białej. Zbliżając się do schroniska na Dębowcu miałem całe miasto rozciągnięte za moimi plecami.


Z Dębowca poszedłem dobrze mi znanym czerwonym szlakiem na Szyndzielnię. Tak jak na Magurce Wilkowickiej poprzedniego dnia, to też był dla mnie niejako powrót "po latach" na taki beskidzki klasyk. Ale powiem jedno: nigdy, przenigdy, podczas tylu wcześniejszych przejść tym szlakiem, nie było na nim tak pięknie jak wczoraj, wśród barw złotej polskiej jesieni. Szeroka droga wijąca się przez las, która normalnie jest dość monotonna, tym razem zachwycała.


W jednym miejscu udało mi się nawet popatrzeć na Bielsko-Białą z góry.


Mijając innych turystów, których jak na dzień powszedni było sporo (choć i tak nieporównywalnie mniej niż podczas niektórych moich poprzednich wędrówek tym szlakiem podczas weekendów), w ciągu zaledwie godziny dotarłem na Szyndzielnię. Pod schroniskiem zrobiło na mnie wrażenie, jak widokowa staje się ta Szyndzielnia. Coraz lepszą panoramę stamtąd widać, chociaż oczywiście powód jej istnienia jest smutny (wycinka drzew). Wczoraj akurat widoczność tam była świetna i efekt był taki, że stojąc koło schroniska na Szyndzielni byłem w stanie uchwycić na zdjęciu nie tylko Babią Górę, lecz nawet i Tatry!


Skoro naszła mnie w tym tygodniu ochota na zaliczanie podczas tej złotej jesieni moich ulubionych, najczęściej odwiedzanych tras, to czemu by nie kontynuować wycieczki taką właśnie trasą i zejść do Szczyrku przez Klimczok? Pomaszerowałem ochoczo w tą stronę i już pół godziny później byłem na szczycie Klimczoka (1117 m n.p.m.), z którego mogłem oglądać panoramę, której byłem świadkiem po raz n-ty, a jednak nigdy mi się ona nie znudzi!


Widzieliście Tatry na powyższym zdjęciu? Przysięgam, że spośród wszystkich moich licznych wizyt na Klimczoku, tylko raz wcześniej (27.10.2014) zdarzyła się równie świetna widoczność tam co wczoraj, i równie wyraźny zarys Tatr na horyzoncie.


O moim zejściu do Szczyrku nie będę się rozpisywać. Przecież już tyle razy opisywałem ten zielony szlak spod schroniska przy Klimczoku, który schodzi w stronę Szczyrku by następnie skrzyżować się z szlakiem niebieskim przechodzącym koło szczyrkowskiego sanktuarium. Ciężko wymyśleć coś nowego do opisania tej trasy, więc po prostu odeślę Was do moich zdjęć z niej. Jeśli czytacie mojego bloga to poniższe motywy są pewnie Wam dobrze znane z wielu poprzednich moich wycieczek - i pewnie jeszcze nieraz je zobaczycie, bo uwielbiam je :)




Muszę jednak powiedzieć, że choć to zejście z Klimczoka do Szczyrku było dla mnie jednym z wielu, jeszcze nigdy nie było na nim tak kolorowo (no, może za wyjątkiem mojego pierwszego razu na tej trasie i "odkrycia" jej, 26 października 2013). Tyle barw i jeszcze to ciepło, i słońce... czemu każdy dzień w październiku nie może tak wyglądać? Na pożegnanie zdjęcie pięknej złotej jesieni w Szczyrku. Babie lato trwa w najlepsze, spodziewajcie się więc kolejnej relacji po weekendzie - tym razem prawdopodobnie z Tatr!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz