czwartek, 19 października 2017

17.10 Efektowny powrót na Magurkę Wilkowicką :)

Trasa: Mikuszowice Stalownik - Magurka Wilkowicka - Rogacz - Mikuszowice Stalownik

Rozpoczął się rok szkolny i przez pierwsze dwa tygodnie października - pomijając poranek we wtorek 3 października, kiedy po prostu musiałem wyjść w góry - liczne obowiązki w pracy spowodowały, że górskich wędrówek raczej nie brałem pod uwagę. Ale w tym tygodniu nadszedł moment, kiedy grzechem byłoby nie pójść w góry. Właśnie nastąpił okres kulminacyjny złotej polskiej jesieni, zarówno pod względem pogody (prawdziwe babie lato z 20 stopniami i ponad) jak i pod względem kolorów na drzewach. Tzn. w mieście jeszcze kolory zmieniają się dość nieśmiało, ale w górach zobaczyć można na drzewach całą paletę jesiennych barw - zawsze tak jest, że w górach ta procedura następuje nieco wcześniej. Chyba już tradycją się staje, że te najpiękniejsze, najcieplejsze i najbardziej kolorowe dni jesieni następują tu w Beskidach w połowie października - tak było podczas moich poprzednich dwóch jesieni w Bielsku-Białej, zarówno w 2013 jak i w 2014.

Tak więc we wtorek - chyba najpiękniejszy dzień całego tygodnia - wziąłem się w garść i poszedłem w góry. Nie miałem zbyt dużo czasu przed pracą, musiało więc to być coś krótkiego. I nie potrzebowałem się długo namyślać, dokąd pójść: na Magurkę Wilkowicką! Przecież już dwa i pół roku mnie tam nie było, najwyższa pora ją znów odwiedzić. I wiedziałem z własnego doświadczenia, że dni złotej jesieni prezentują się wyjątkowo okazale w jej okolicach.

Wystartowałem tuż po 10 rano na mój ulubiony czerwony szlak spod Stalownika w Mikuszowicach. Ależ to było wspaniałe uczucie, wędrować znów tym szlakiem po tak długiej rozłące z nim! I niemal natychmiast zrobiło się efektownie. Tyle kolorów dookoła! Złoto, czerwień, pomarańcz, brąz, oczywiście zieleń też... Takich dni jest tylko kilka w skali roku, żeby równocześnie trafiło się tyle barw i jeszcze słoneczna pogoda. A tak było właśnie w ten wtorek. Czyli inaczej mówiąc, po prostu jeden z najwspanialszych dni w całym roku na wycieczkę w góry.

Różnorodność barw dookoła tak mnie zachwycała, że wyjątkowo nie byłem jakoś szczególnie spragniony rozległych panoram. Stąd więc, zamiast podążać - jak to wcześniej miałem zawsze w zwyczaju - czarnym szlakiem na polanę, przy której stoi chatka studencka pod Rogaczem, poszedłem szlakiem czerwonym aż do punktu, w którym te szlaki się ponownie łączą. Jak już kiedyś napisałem, naprawdę nie rozumiem czemu czerwony szlak omija tą widokową polanę. Ale akurat tym razem ten odcinek czerwonego szlaku też był widokowy, choć z innych powodów - no nie?


Po kilkunastu minutach dalszej wędrówki nastąpiło kolejne odstępstwo od mojej tradycyjnej trasy wejścia na Magurkę Wilkowicką. Tuż pod szczytem Rogacza znajduje się kolejna polana, na której połączone szlaki, czerwony i czarny, skręcają w lewo i podążają jej skrajem aż na sam Rogacz. A ja właśnie poszedłem w odwrotną stronę, w prawo i w dół. Według mojej mapy, w ten sposób mógłbym wkrótce potem dołączyć do zielonego szlaku z Wilkowic, i rzeczywiście tak było. Po kilku minutach schodzenia dotarłem na kolejną polanę, z paroma zabudowaniami. Pierwszy raz miałem okazję na niej być i muszę powiedzieć, że też jest widokowa.


Ścieżka biegnie skrajem polany i dalej w dół, aż po mniej więcej 10 minutach łączy się z drogą asfaltową i szlakiem zielonym z Wilkowic na szczyt Magurki. Szlak i asfalt nie do końca przebiegają tą samą trasą - asfalt wspina się zygzakiem, podczas gdy szlak omija wszystkie te łuki prowadząc prosto przed siebie, "na skróty". Poszedłem za zielonymi znakami, doświadczając na tym odcinku niesamowitych doznać wizualnych. Poniższe zdjęcia są pięknie kolorowe, ale na żywo wyglądało to jeszcze lepiej.



Ostatni odcinek przed szczytem Magurki Wilkowickiej to kolejny "eksperyment" z dotychczas nie przedeptaną przeze mnie trasą. Na mniej więcej kilometr przed szczytem zielony szlak znacznie skraca sobie drogę prowadząc ścieżką bezpośrednio pod schronisko, podczas gdy asfaltowa droga zatacza naprawdę spory łuk i dociera do schroniska od strony wschodniej. Dotychczas dwukrotnie przeszedłem ten "skrótowy" odcinek zielonego szlaku, a tym razem poszedłem na około asfaltem, trochę wydłużając w ten sposób tą piękną trasę. Minąłem na tym odcinku kolejne kilka domostw, a przy jednym z nich zobaczyłem takiego oto muzykanta :)


Warto było pójść na około tą asfaltową drogą, gdyż zbliżając się do szczytu Magurki Wilkowickiej oferuje ona znacznie lepszą panoramę niż na samym szczycie.


Po dotychczasowych pustkach na szlakach, zaskoczyła mnie obecność całego mnóstwa turystów przy schronisku na Magurce Wilkowickiej. Przeważnie były to wycieczki szkolne. Tłok i hałas zniechęciły mnie od zrobienia sobie postoju w tym miejscu, więc od razu poszedłem dalej. Planowałem zejść podobną trasą, tyle że tym razem prosto do Stalownika czerwonym szlakiem, bez tych ciekawych "kombinacji" z podejścia w tamtą stronę. Zrobiłem sobie jeszcze tylko jedno małe urozmaicenie trasy: na początek zszedłem kawałek połączonym żółtym i czerwonym szlakiem w kierunku Przegibka, potem znów do góry niebieskim szlakiem aż do polany, na której stoi sklepik spożywczy pod Magurką Wilkowicką, i dopiero stamtąd szlakiem w dół do Stalownika. Robiąc sobie jeszcze tą jedną małą "odnogę" trasy liczyłem na ciekawy widok w stronę Żaru, który pamiętam z "czerwono-żółtego" odcinka z poprzednich lat. Przeliczyłem się jednak, gdyż młode drzewa szybko wyrastają w tej okolicy i stopniowo zasłaniają tą jakże ładną panoramę. Przynajmniej jeszcze co nieco z niej widać.


A zejście czerwonym szlakiem do Stalownika to tradycyjnie wędrówka od jednego malowniczego punktu widokowego do drugiego. Dlatego tak bardzo lubię ten szlak :) Teraz, podczas złotej jesieni, odcinki pomiędzy widokowymi polanami również prezentowały się przepięknie.





Oczywiście schodząc tym samym szlakiem co podchodziłem, nie mogłem drugi raz pominąć tej cudownej polany przy chatce studenckiej pod Rogaczem. Tak jak podczas licznych przejść tym odcinkiem w poprzednich latach, i tym razem tradycyjnie wykonałem tam zdjęcie panoramy na Skrzyczne i pasmo Klimczoka, dodatkowo urozmaicone pięknymi kwiatami:


Potem zostało już tylko zejście przez las do pętli MZK koło Stalownika, które zajęło mi niecałe pół godziny. Był sam środek dnia i zrobiło się wręcz niewiarygodnie ciepło, jak na tą porę roku - nawet w samym krótkim rękawku byłem solidnie spocony. Taka pogoda to ideał na połowę października. Gdyby tylko takich dni było więcej! Dobrze, że udało mi się zorganizować sobie czas aby w tych rewelacyjnych warunkach pójść w góry. Powrót po tak długiej przerwie na Magurkę Wilkowicką w takich właśnie okolicznościach był rzeczywiście efektowny. Moją radość z tego powrotu psuł jedynie nasilający się coraz bardziej w trakcie tej wycieczki ból zęba. Gdy opuszczałem pętlę Mikuszowice Stalownik o 10 był jeszcze lekki, ale gdy wracałem na nią o 13 było coraz ciężej z tym bólem wytrzymać. To było zapowiedzią czekających mnie nazajutrz "przygód" i także bezpośrednio zaważyło na moim wyborze trasy na wyprawę w góry następnego dnia...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz